PIĘĆ POWODÓW, w obliczu których nie podzielam zachwytów nad KSZTAŁTEM WODY
UWAGA – TEKST ZAWIERA SPOILERY
Deszcz nagród i nominacji dla Kształtu wody jest dla mnie zjawiskiem niezrozumiałym. Film Guillerma del Toro obejrzałem bez żadnych większych oczekiwań, a i tak byłem rozczarowany tym, jak zmarnowano ciekawy punkt wyjściowy tego filmu. Jasne, od strony wizualnej to robota całkowicie bez zarzutu – przyjemnie się na Kształt wody patrzy i równie miło się go słucha, jednak jeżeli chodzi o treść, del Toro mnie nie przekonał. Oto pięć powodów, dlaczego:
1. Słabo zarysowana więź między Elisą i rybią istotą. Punkt wyjściowy był co najmniej intrygujący – oto samotna, niema kobieta zakochuje się w kreaturze niewiadomego pochodzenia, czując do niej nie tylko przywiązanie, lecz także pociąg fizyczny. Na papierze to interesujący koncept, który należycie rozwinięty mógłby zostawić widza z rozważaniami, gdzie jest granica między miłością i przywiązaniem a zboczeniem i obsesją. Tymczasem del Toro całkowicie odsuwa od siebie ideę, że związek człowieka ze zwierzęciem jest rzeczą nienaturalną i warto byłoby go jakoś rzetelnie uzasadnić. W Kształcie wody miłość między gatunkami nawiązuje się dlatego, że ich przedstawiciele oboje są samotni, lubią jajka i słuchają muzyki. No przecież. Gdy dochodzi do fizycznego zbliżenia, nikt nawet nie kwestionuje słuszności tego aktu. Przyjaciółki Elisy nie interesuje, co skłoniło ją do takiego kroku – ważniejsze jest, gdzie człowiek-ryba chowa penisa. Mnie narządy rozrodcze rybich ludzi nie interesują – wolałbym jednak poczuć przywiązanie do postaci.
2. Brak zaangażowania emocjonalnego. Ta wada w dużej mierze wynika z poprzedniej. Nie wierzę w więź Elisy i pana ryby, toteż nie przejmuję się ich losami. Wcielający się w głównego antagonistę Michael Shannon dwoi się i troi, żeby swoim występem wywołać w widzach poczucie obawy o losy głównych bohaterów, ale co z tego, skoro od podstaw są mi one całkowicie obojętne? Do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczynam wręcz kibicować Shannonowi, bo choć jest postacią jednowymiarową (zły do szpiku kości służbista), to właśnie jego motywacjom del Toro poświęca najwięcej czasu, przy okazji dając im odpowiednie uzasadnienie. Elisa i człowiek-ryba w międzyczasie ekscytują się jajkami, taplają w wannie, po sufit zalewają wodą łazienkę i przytulają bez przerwy. Siłą rzeczy odbywa się to bez słów. Tutaj jednak mogłyby być potrzebne. Scena tańca rodem z musicalu nie wystarczy.
Podobne wpisy
3. Rybi stwór, który jest nijaki. Pierwotnym pomysłem del Toro była wariacja na temat Potwora z Czarnej Laguny, gdzie fabułę mielibyśmy śledzić z perspektywy tytułowego stworzenia – szczerze, chętniej zobaczyłbym właśnie taki film i szkoda, że studio nie wyraziło na to zgody. W Kształcie wody potwór nie wzbudza respektu, nie fascynuje. Zachowuje się jak kolejne dzikie zwierzę i jako takie jest też traktowane, w pewnym sensie nawet przez Elisę, która zachowuje się miejscami jakby chciała uratować biednego kota. Rozczarowuje to tym bardziej, że przecież del Toro udowodnił już, iż potrafi stworzyć kreaturę ciekawą, przerażającą i niezapomnianą, a to za sprawą bladego mężczyzny pożerającego dzieci z Labiryntu fauna (też zresztą granego przez Douga Jonesa). Życzyłbym sobie lepiej poznać historię kreatury z Kształtu wody, zobaczyć ją w naturalnym środowisku i zajrzeć za kulisy pojmania przez Amerykanów, choćby w prologu filmu – być może to pozwoliłoby mi bardziej przeżywać jej losy.
4. Wątpliwe rozwiązania fabularne dotyczące kreatury. Zapomnę na moment o fakcie, że Kształt wody to w założeniu filmowa baśń i zastanowię się nad tym, w jaki sposób del Toro ukazał działanie rządowej placówki, gdzie jako sprzątaczka pracuje Elise. Otóż:
– stworzenie, które potencjalnie może być cennym nabytkiem podczas Zimnej Wojny, agresywne i z łatwością odgryzające palce, trzymane jest w niestrzeżonym basenie i przywiązane jedynie łańcuchem;
– do pomieszczenia może wejść każdy z pracowników placówki, a nawiązanie interakcji z kreaturą nie jest absolutnie żadnym problemem. Do tego stopnia, że można mu puszczać muzykę z gramofonu i udawać, że się z nim tańczy.
– wykradnięcie stwora z laboratorium nie wymaga szczególnie skomplikowanego planu. Wystarczy odpowiednio ustawić kamerę monitoringu i wywieźć go ukrytego w koszu na pranie. Największym poszkodowanym będzie strażnik na bramce – może nie przeżyć twojej próby wydostania nowego przyjaciela. Poza tym raczej bez stresu.
Gdyby to faktycznie była baśń, również stylistycznie – być może byłbym w stanie przełknąć te wątpliwe rozwiązania. Del Toro umieścił jednak akcję swojej opowieści w realistycznym świecie, gdzie podobne uproszczenia mocno rażą i jawią się jako pójście na skróty.
5. Nieciekawa konkluzja. Liczyłem na to, że przynajmniej końcówka filmu wzbudzi większe emocje. Niestety zamknięcie tej filmowej baśni jest beznamiętne w podobnym stopniu, jak wydarzenia do niego prowadzące. Del Toro nie zaskakuje ani morałem, ani ciekawym zwrotem akcji. Podobnie jak wcześniej, największe emocje wzbudza w ostatnich bezlitosna i nieprzewidywalna postać Michaela Shannona, który swoją drogą aktorsko jest według mnie najsilniejszym ogniwem Kształtu wody i wycisnął ze swojej postaci, co się da. Po drugiej strony barykady mamy jednak Elisę i kreaturę, których losy są w obliczu całości filmu wyjątkowo przewidywalne (nie tylko dlatego, że końcowa scena znalazła się na plakacie promującym – swoją drogą prześlicznym). Wyobrażam sobie, że zaproponowane przez del Toro rozwiązanie sprawdziłoby się dużo lepiej w planowanym przez niego remake’u Potwora z Czarnej Laguny, jeśli faktycznie ukazałby go z perspektywy stwora. W Kształcie wody niestety emocji nie wzbudziło u mnie żadnych, za to dopieściło gałki oczne. Zawsze coś.
No właśnie – Kształt wody broni się naprawdę śliczną stroną wizualną, dobrym poprowadzeniem aktorów i udaną, dodającą klimatu ścieżką dźwiękową. Fabuła, choć zawiodła mnie na poziomie konstrukcji, poprowadzona jest szybko i nie nudzi. To absolutnie poprawny film, ale nie przeszłoby mi przez myśl, żeby nominować go w aż tylu kategoriach. Nie ukrywam – być może to kwestia tego, że rozwiązania zaproponowane przez del Toro zwyczajnie rozminęły się z moją wrażliwością. Jeśli ciebie Kształt wody zachwycił, chętnie poczytam, co o tym zadecydowało.
korekta: Kornelia Farynowska