Najlepsze filmy KINOWEGO UNIWERSUM MARVELA. Ranking czytelników
Kilkanaście dni temu zaprosiliśmy was do udziału w ankiecie, w której mogliście wskazać najlepsze filmy MCU. Dziś prezentujemy, jak rozłożyły się wasze głosy – sprawdźcie, które produkcje wchodzące w skład tego kinowego uniwersum budzą waszą największą sympatię!
22. The Incredible Hulk (2008)
Nieraz mam wrażenie – chyba słuszne – że Marvel trochę wstydzi się tego filmu i rzadko przytacza go jako część uniwersum, nie wspominając o porzuceniu rozpoczętych w nim wątków. Cóż, mogę się przed tym bronić, ale The Incredible Hulk wyraźnie nią jest, choć efekt ten zaburza inny projekt Hulka i oczywiście Edward Norton wcielający się w Bannera. Jestem znacznie większym sympatykiem Marka Ruffalo w tej roli, dlatego cieszę się, że od Avengers to on jest częścią składu. Jedyny solowy film Hulka wchodzący w skład uniwersum to przeciętna produkcja, która nieszczególnie bawi (co najwyżej dobre sceny akcji, mało humoru, drewniani aktorzy), ale też nie przyprawia o zgrzytanie zębów. Być może patrzyłbym na nią przechylniej, gdyby już wtedy Ruffalo grał główną rolę. [Łukasz Budnik, fragment zestawienia]
21. Iron Man 2 (2010)
Druga część Iron Mana powstawała w wyraźnym pośpiechu, co widać szczególnie w bardzo pretekstowym, rozdrobnionym na zdecydowanie za dużo wątków scenariuszu. Całość trzyma się tylko na bohaterach i aktorach, których zdążyliśmy polubić w poprzedniej odsłonie oraz tych, których sequel przedstawia. Warto zauważyć, że właśnie tu Don Cheadle zastąpił Terrence’a Howarda w roli Rhodeya, a także że film wprowadził do uniwersum Czarną Wdowę, w którą wcieliła się oczywiście Scarlett Johansson. Największym obsadowym magnesem okazuje się jednak znakomicie bawiący się rolą Sam Rockwell. [Filip Pęziński]
20. Ant-Man i Osa (2018)
Podobne wpisy
Ant-Man i Osa jest uroczym kinem rozrywkowym dającym kupę radochy – zatopionym wyraźnie w klasyce SF, gdzie liczyła się przede wszystkich zabawa wynikająca z twórczego ugniatania pomysłu wyjściowego. To również przyjemna opowieść o różnych odcieniach relacji międzyludzkich – jasne, posypanych popcornem, ale cały czas pełnych emocji. Trudno przejść obojętnie obok tej poczciwej twarzy Scotta Langa, który staje przed kwantowymi problemami, ale potrafi rzucić wszystko, żeby tylko zdążyć do domu, bo tam już czeka jego córka, jego wszystko. Film Reeda to skrupulatnie budowany i bezpretensjonalny mały świat w wielkim świecie, który mimo bycia częścią ogromnej narracji jest przystępny nawet dla niedzielnego widza. Nie zarobi wszystkich milionów świata, ma swoje wady, ale dzisiejsze kino potrzebuje takich Ant-Manów – dobrze zagranych i zabawnych filmideł z sercem. Po prostu. [Radosław Pisula, fragment recenzji]
19. Thor: Mroczny Świat (2013)
Kompletnie, od pierwszego seansu i przez kolejne nie potrafię dobrze bawić się na filmie Alana Taylora. Całkowicie odarł on świat Thora z magii i lekkości części pierwszej, wypełnił pokracznym i przesadzonym humorem, a opowiedział przy tym absolutnie pretekstową, nieangażującą i nic niewnoszącą historię. Moim zdaniem jest to zdecydowanie najsłabsza odsłona całego Kinowego Uniwersum Marvela i film, który co najwyżej broni się jedynie sympatią do głównej obsady. [Filip Pęziński]
18. Thor (2011)
Film, który zyskuje u mnie z kolejnymi seansami. Największe zalety Thora to zdecydowanie aktorzy wcielający się w synów Odyna, każdy będący castingowym strzałem w dziesiątkę. Hemsworth rozkręcał się jeszcze z kolejnymi filmami, ale Tom Hiddleston od samego początku bezbłędnie grał Lokiego, w punkt trafiając z jego cwaniactwem i przebiegłością, lecz także z zagubieniem i bólem. Dziś chyba nawet chętniej oglądam jego poczynania w Asgardzie niż perypetie Thora na Ziemi (jakkolwiek jego nieokrzesanie stanowi świetny punkt wyjściowy do udanych gagów). Plus również za nienachalny, uroczy wątek miłosny. [Łukasz Budnik]
17. Avengers: Czas Ultrona (2015)
Przyzwoite kino rozrywkowe, perfekcyjnie zrealizowane, ale raczej pozbawione własnego charakteru, zbyt mocno splątane z pęczniejącym filmowym uniwersum, żeby mogło robić za samodzielną historię. Sceptyków raczej nie przekona do kina superbohaterskiego, ale fani wyjdą z kina zachwyceni. Mnie osobiście nieco rozczarował. Zawiera jednak tak wiele świetnych drobnych elementów: dialogów, choreograficznych i wizualnych pomysłów oraz fabularnych wolt, że zapewne jeszcze wiele razy wrócę do niego z przyjemnością. [Krzysztof Bogumilski, fragment recenzji]
16. Kapitan Marvel (2019)
I w samym środku ona, Brie Larson, uśmiechnięta, pełna wdzięku, ale niekiedy też dystansu, wcale nie wynikającego ze scenariusza, ale ze stania w rozkroku pomiędzy kilkoma wersjami swojej bohaterki, którym nie pozwala się wybrzmieć w pełni. Superbohaterka, która – mam takie wrażenie – chyba jeszcze czeka, aż nakręcą film o cudownej pani Kapitan, taki trzymający ją blisko jednej narracji. I jak dla mnie mogą to być nawet sprawy osobiste. Osadzona w jakimś (obojętnie, czy ludzkim, czy kosmicznym) świecie, nierozerwana pomiędzy omnipotencją a obligatoryjnie wciskanymi słabościami i dialogami emancypacyjnymi. Gdy pojawił się napis, że główna bohaterka powróci w kolejnym filmie serii, pierwszy raz po obejrzeniu filmu Marvela skinąłem głową, myśląc: oby jak najszybciej. I oby tym razem z duszą istoty ludzkiej. [Jakub Koisz, fragment recenzji]