search
REKLAMA
Ranking

Najlepsze filmy gangsterskie. WYNIKI GŁOSOWANIA!

REDAKCJA

16 kwietnia 2017

REKLAMA

10. Nietykalni, 1987, reż. Brian De Palma

Co jest trudniejsze dla policjanta niż walka z gangsterami? Walka ze skorumpowanym systemem. Bohaterowie filmu Briana De Palmy toczą pojedynek z jednym i drugim. Chociaż udało się wykreować klimat, dzięki któremu czuje się w tym jakąś prawdę, to trzeba przyznać, że nie zabrakło tu komiksowości, która odbiera nieco poczucie realizmu. Należy ten film potraktować jako wielkomiejski western, gdzie prawda zostaje wymieszana z amerykańską mitologią. Kilka scen mocno zapada w pamięć (na przykład strzelanina na schodach przypominająca podobną z Pancernika Potiomkina), a obsada stanowi zgrany zespół (na szczególne wyróżnienie zasługują Sean Connery i Robert De Niro w rolach drugoplanowych). Mocnym punktem jest muzyka Ennia Morricone, wówczas nominowana do Oscara, choć niestety dzisiaj (niesłusznie) zapomniana. [Mariusz Czernic]

9. Życie Carlita, 1993, reż. Brian De Palma

Nie tylko Francis Ford Coppola miał swoją gangsterską trylogię. Brian De Palma również, choć każdy z jego trzech filmów opowiada zupełnie inną historię. Carlito Brigante to kolejny po Tonym Montanie bohater, który – przez swoje życie na krawędzi prawa – stacza się w otchłań. Chcąc ominąć bagno, mimowolnie w nie wpada. I przekonuje się, że w tym brudnym biznesie nie istnieje przyjaźń. Kto pragnie bezpieczeństwa i spokoju, powinien trzymać się od tego z daleka. Życie Carlita to kolejny po Człowieku z blizną film gangsterski, który bez udziału Ala Pacino byłby zupełnie innym filmem. I z pewnością nie byłby filmem lepszym. [Mariusz Czernic]

8. Kasyno, 1995, reż. Martin Scorsese

Kasyno przez długi czas pozostawało w cieniu Chłopców z ferajny i do dziś całkowicie nie uwolniło się od piętna doskonałego poprzednika. To zdecydowanie nieuczciwe, niemniej tak działa historia. Jeśli postrzega się ten film jedynie w kategorii gangsterskiej wariacji na temat filmu z 1990 roku, warto dać mu drugą szansę. Nie tylko dlatego, że jest encyklopedycznym wręcz przykładem mistrzowskiego warsztatu filmowego oraz doskonałych umiejętności aktorskich, to rzecz oczywista, ale właśnie ze względu na subtelność, z jaką Scorsese potrafi mówić o przemianach oraz przemijaniu, i to bez względu na brutalność świata, o którym opowiada. [Filip Jalowski, fragment recenzji]

7. Gorączka, 1995, reż. Michael Mann

Prosta jest tu tylko fabuła. Ekipa złodziei-profesjonalistów nieformalnie dowodzona przez Neila McCauleya (Robert De Niro) napada na bankową furgonetkę. Tym razem giną ludzie, więc śledztwo przejmuje wydział zabójstw. Pech McCauleya i jego kolegów polega na tym, że grupie  policjantów szefuje Vincent Hanna (Al Pacino). A on nie odpuszcza. Konfrontacja między tą dwójką jest nieunikniona, ale widzom przyjdzie na nią czekać niemal trzy godziny. Zwykle przy okazji opisów Gorączki jak mantrę powtarza się, że „to pierwszy film, w którym De Niro i Pacino w końcu razem stanęli przed kamerą, ponieważ w Ojcu chrzestnym 2 nie spotkali się na planie”. Ale film Michaela Manna to znacznie więcej. To świetnie zarysowane tło, dzięki któremu aktorski pojedynek stał się także okazją do ukazania dramatów pozostałych postaci. Nieprzypadkowo twórca poświęcił tak wiele ekranowego czasu drugiemu planowi i zadbał, żeby każda historia – nawet ta epizodyczna – mogła w Gorączce wybrzmieć. Bez Vala Kilmera, Toma Sizemore’a, Jona Voighta, Ashley Judd, Natalie Portman czy Toma Noonana ten film nie udałby się tak doskonale. Gorączka to też kolejny portret Los Angeles. Jeśli dodamy do tego urzekające zdjęcia Dante Spinottiego i przepiękną muzykę Elliota Goldenthala, okaże się, że Mann dał widzom przenikliwy dramat. Brutalny, mięsisty, ale nadal wymykający się klasyfikacjom. [Szymon Pewiński]

6. Pulp Fiction, 1994, reż. Quentin Tarantino

– I love you, Honey Bunny. Everybody be cool, this is a robbery!
– Any of you fuckin’ pricks move and I’ll execute every motherfucking last one of you!

Gdy – jeszcze w erze VHS-ów – pierwszy raz obejrzałem Pulp Fiction (a miałem wtedy może czternaście lat), to po prologu z Timem Rothem i wrzeszczącą Amandą Plummer zwyczajnie mnie zamurowało. Pamiętam osoby, które zniesmaczone oddawały kasetę do wypożyczalni, twierdząc, że to głupie i jeszcze „klną tam jak szewce”. Ja też kompletnie nie rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi: kilkuminutowe dialogi o hamburgerach, strzelanina z biblijnym cytatem w tle, prawie pół godziny spędzone w knajpie ze słynnym tańcem pary Thurman/Travolta, akcja z przedawkowaniem; potem poszukiwania złotego zegarka (przechowywanego wcześniej w kolejnych  tyłkach kupli z Wietnamu) zakończone najdziwniejszym popołudniem w życiu Bruce’a Willisa. Do tego niespodziewany rozbryzg mózgu na tylnej szybie auta i przedziwny gość do zadań specjalnych… A! I cyngle, które kilkadziesiąt minut wcześniej w czarnych garniturach rozwaliły kilku chłopaków, nagle wychodzą z knajpy w krótkich spodenkach. Na szczęście jury w Cannes wiedziało znacznie lepiej, że w 1994 roku pojawił się film otwierający nowy rozdział w historii kinematografii i należycie doceniło film Quentina Tarantino. Pomimo kilku świetnych filmów na koncie, to Pulp Fiction raczej pozostanie jego opus magnum. Dziś zazdroszczę wszystkim, którzy obejrzą ten film po raz pierwszy. [Szymon Pewiński]

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA