CZAS WYRÓWNAĆ RACHUNKI! Europejskie filmy o zemście
Bóg wykorzystuje jednych ludzi, aby ukarać nikczemność innych, i zanim ich unicestwi, czyni z nich w pewnym stopniu katów.
— Plutarch
Zemsta to temat uniwersalny, rozumiany w każdym zakątku świata, znany już od najdawniejszych czasów. Najstarszy znany zbiór praw, tak zwany Kodeks Hammurabiego, pochodzi ze starożytnego Babilonu (z XVIII wieku przed naszą erą) i wykorzystuje prawo odwetu, co stawia znak równości pomiędzy zemstą a wymierzaniem sprawiedliwości. „Jeśli obywatel oko obywatelowi wybił, oko wybiją mu. Jeżeli kość obywatel złamał, kość złamią mu”. Zaprowadzając winnego przed sąd, poszkodowany lub krewny ofiary mógł liczyć na uczciwe rozliczenie się z oprawcą. Istniało jednak pewne „ale”. W kodeksie zapisano wszakże: „Jeśli ktoś kogoś oskarżył i rzucił nań podejrzenie o zabójstwo, zaś tego mu nie udowodnił, ten, kto go oskarżył, poniesie karę śmierci”. Dlatego bezpieczniej było wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.
Od tamtego czasu przepisy prawa bardzo się zmieniły. W większości krajów kara śmierci już nie obowiązuje. Prawo odwetu stało się jednak motywem często wykorzystywanym w literaturze i filmie. Gdy protagonista traci rodzinę w brutalnym zamachu albo siedzi w więzieniu za niewinność, pragnie tylko jednego – znaleźć winnych i się z nimi rozprawić tak, jak na to zasługują, czyli podstępnie i brutalnie. Najsłynniejsze filmy o zemście to produkcje amerykańskie, m.in. cykl Życzenie śmierci (1974–1994). Ten temat pojawia się zarówno w kinie głównego nurtu, w produkcjach epickich (Ben-Hur, Braveheart, Gladiator), jak również w serii filmów klasy B, na przykład ze Stevenem Seagalem i Chuckiem Norrisem. Sporo takich dzieł powstało w Azji – w Hongkongu Wściekłe pięści (1972), w Japonii Krwawa Pani Śniegu (1973), w Korei Południowej trylogia zemsty (2002–2005) i wiele, wiele innych. Ja zdecydowałem się jednak wybrać produkcje europejskie, bo na naszym kontynencie ten temat również jest ciekawie eksploatowany.
Zemsta jest strzałą, co godzi w tego, kto ją wypuszcza.
— Henry Rider Haggard
1. Hrabia Monte Christo (Francja 1954), reż. Robert Vernay
fr. Le Comte de Monte-Cristo
Podobne wpisy
„Nie ma nic piękniejszego od zemsty, jeśli służy sprawiedliwości”. Można prawić morały na temat bezcelowości zemsty, jej destrukcyjnego wpływu na obie strony konfliktu, ale francuski pisarz Aleksander Dumas przekonująco usprawiedliwił tego typu rozliczenie z przeszłością. Zemsta hrabiego Monte Christo to przykład prawdziwej sztuki. Aby nabrała ona właściwego kształtu, potrzebna jest ogromna cierpliwość, przemyślany plan działania, zdolności detektywistyczne, maniery arystokraty i katowska powinność. Wielokrotnie przenoszono na ekran tę powieść, a w tytułową postać wcielali się między innymi Louis Jourdan, Richard Chamberlain, Gérard Depardieu i Jim Caviezel. Powstała nawet japońska animacja Zemsta hrabiego Monte Christo. Francuski reżyser Robert Vernay dwukrotnie sięgał po ten materiał, po raz pierwszy w 1943 roku.
Wersja kolorowa z 1954 roku zasługuje na uwagę ze względu na udział Jeana Maraisa, który jest najlepszym odtwórcą roli Edmunda Dantèsa. Nie dlatego, że posiada wyjątkowe umiejętności aktorskie, ale ma w sobie dość charyzmy, by wiarygodnie odtworzyć postać niezwykle tajemniczą, która pod eleganckim kostiumem skrywa cierpienie, gniew i ogromną tęsknotę za tym, co utracił. Osoby, które odebrały mu dwadzieścia lat życia (oraz narzeczoną i okręt), powoli będą tracić coś równie cennego: swobodę, godność, kontrolę nad własnym życiem. Nie każdy może być panem swojego losu – znamienne są słowa, które Dantès wypowiada w przebraniu kata: „Cały świat jest teatrem. Nie zawsze możemy wybrać sztukę, w której gramy”. Film zestarzał się szlachetnie i doskonale się broni po latach. Broni się nie tylko wspaniałą historią, ale i realizacją w stylu „francuskiej jakości” wraz z atrakcyjną scenografią i kostiumami. Robert Vernay w pewnym sensie rozpoczął trend na barwne kino przygodowo-kostiumowe we Francji, a Jean Marais stał się najważniejszym gwiazdorem gatunku.
2. Elektra (Grecja 1962), reż. Michalis Kakojanis
gr. Ηλέκτρα
Jest to pierwsza część greckiej trylogii Michalisa Kakojanisa, w skład której wchodzą trzy ekranizacje dramatów Eurypidesa: Elektra (1962), Trojanki (1971) i Ifigenia (1977). Pierwszy i trzeci wyróżniono nominacją do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Irene Papas zagrała w nich kolejno role: Elektry, Heleny Trojańskiej i Klitajmestry. Otwierający tę serię film wyróżnia się pracą brytyjskiego operatora Waltera Lassally’ego (Oscar za Greka Zorbę), który wykorzystał plener (Mykeny i Argos), by stworzyć spójną kompozycję lirycznych, ekspresyjnych obrazów. Właściwym ustawieniem kamery podkreślił dylematy moralne bohaterów, ich potyczki w starciu z wewnętrznym głosem, który podpowiada, że zemsta musi się dokonać.
Mitologia grecka pełna jest takich historii, w których jedno morderstwo pociąga za sobą kolejne. Erynie – boginie zemsty – najmocniej potępiają tych, którzy zamordują matkę lub ojca. Tak więc Elektra wraz ze swoim bratem Orestesem muszą zostać potępieni, gdyż ich celem jest matka – Klitajmestra – która wraz ze swoim kochankiem zabiła ich ojca, Agamemnona. Aby zrozumieć motywację matki, warto znać mit o jej córce Ifigenii. Została ona złożona w ofierze przez ojca, który w ten sposób chciał zdobyć przychylność bogów podczas wyprawy wojennej. Koło się nie zamknie, bo każde morderstwo rodzi mściciela… Elektra Kakojanisa to jedna z najlepszych ekranizacji greckiej tragedii. Zdjęcia podkreślają emocjonalną głębię postaci, ich cierpienie i wewnętrzną walkę, a poczucie zagubienia wzmacnia się za sprawą sugestywnego krajobrazu. Irene Papas, która postać Elektry grała też na deskach ateńskiego teatru, poradziła sobie z rolą także w plenerze pod okiem zdolnego operatora.
3. Panna młoda w żałobie (Francja 1968), reż. François Truffaut
fr. La mariée était en noir
Gdy po premierze filmu Kill Bill dziennikarz zapytał Quentina Tarantino, czy Panna młoda w żałobie znajdowała się na liście jego inspiracji, ten odpowiedział, że nigdy nie widział tego filmu. Trudno w to uwierzyć, gdyż produkcja z Umą Thurman trochę przypomina dzieło François Truffaut. Kobieta zamienia suknię ślubną na strój żałobny, by pomścić śmierć ukochanego. W notatniku ma listę, z której stopniowo wykreśla poszczególne nazwiska. Posiada uczucia, lecz miłość musi ustąpić nienawiści. W przeciwieństwie do filmu Tarantino nie ma tu… jednoznacznie negatywnych postaci. Piątka zabójców to banda niedojrzałych, lekkomyślnych kumpli, którzy przez głupotę i nieostrożność zniszczyli życie dwojga ludzi, uruchamiając lawinę przemocy. Oczywiście Truffaut to nie Sam Peckinpah ani Tarantino, więc ekran nie spływa krwią. Jednak każde zabójstwo jest inne, a różnią się one nie tylko narzędziem zbrodni, ale i sposobem filmowania. Dobrą robotę wykonał operator Raoul Coutard, chociaż ta historia lepiej sprawdziłaby się w czarno-białej tonacji – wtedy czerń będąca oznaką żałoby oraz biel symbolizująca ślub miałyby większą siłę wyrazu.
W obsadzie jest wielu znakomitych francuskich aktorów, ale pierwszy plan należy do Jeanne Moreau, która w roli bogini łowów, współczesnej Artemidy, wypadła przekonująco. Jej smutna twarz idealnie pasuje do tej przygnębiającej historii. Wypada też wspomnieć o Alfredzie Hitchcocku, z którym Truffaut przeprowadził wywiad w 1966, zatrudnił także jego ulubionego kompozytora Bernarda Herrmanna, by ten napisał muzykę zarówno do Fahrenheita 451, jak i do Panny młodej w żałobie. W tym drugim rzecz jasna inspiracja dziełami mistrza suspensu jest bardziej widoczna, choćby ze względu na pesymistyczną diagnozę (każdy może być mordercą), optymistyczny przekaz (każda zbrodnia zostanie ukarana) oraz wybór podstawy literackiej. William Irish (vel Cornell Woolrich) to wszakże mistrz kryminału i autor opowiadania, które Hitchcock wykorzystał podczas realizacji jednego ze swoich najdoskonalszych thrillerów – Okna na podwórze. Dzieło Truffauta nie jest klasycznym thrillerem ani filmem noir, mimo obecności kobiety fatalnej. Reżyser podkradł pomysły z amerykańskich filmów i książek, by stworzyć własną opowieść o miłości i śmierci. To gorzka i cyniczna historia, ale niepozbawiona dynamiki – główna bohaterka to kobieta czynu, silna osobowość, która uzyskała siłę wskutek tragedii. Film jest wariacją na popularny we Francji lat sześćdziesiątych temat l’amour fou (miłość szalona). Za pomocą nowofalowej narracji autor opowiada o miłości w sposób nieromantyczny, ponury, elegijny.