Przerażający ideał, czyli 10 HORRORÓW, które nie mają ŻADNYCH WAD
Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii (2015)
Moja lista nie byłaby kompletna bez debiutu Roberta Eggersa, który na nowo dał życie gatunkowi, jakim jest folk horror. Jest to dzieło bez wątpienia ocierające się o ideał ze względu na fakt, iż fabuła, dialogi, warstwa scenograficzna oraz aktorstwo są bez zarzutu.
Produkcja przybrała feministyczną narrację opowiadająca o amerykańskich purytanach, którzy osiedlają się w lesie. Rodzina musi mierzyć się z tym, co wiele osób uzna za klątwę. Dla niektórych to próba, test niczym w Starym Testamencie. Dla innych to historia odhaczająca kolejne punkty, zmierzająca do wielkiego finału. Reżyser skupia się na alegoriach i symbolach, by zachęcić nas do tego, aby na nowo przemyśleć swoje życie. Z drugiej jednak strony to historia o samozniszczeniu i patriarchacie, ograniczającym wolność kobiet.
Jest to horror idealny w swojej autentyczności. Dodatkowo jest bardzo artystyczny wizualnie. Reżyser inspirował się malarstwem europejskim, w tym obrazami Vermeera czy Andrew Wyetha. Niektórzy dopatrują się nawet inspiracji w twórczości Goi. To także inspiracja drzeworytami angielskimi, baśniami dla dzieci, literaturą i kluczowymi źródłami historycznymi. Nawet napis stanowiący podtytuł wzorowany był na pierwszych drukowanych publikacjach angielskiego poety Johna Miltona. Mimo iż jest to reżyserski debiut Eggersa, widać, że nastrój, dźwięk i obraz prowadzone są wręcz idealnie, jakby za kamerą stał wytrawny twórca.
Produkcja jest idealna pod każdym względem i wciąga na tyle, że widz, zanim się obejrzy, znajdzie się w samym środku przerażających wydarzeń.
Nawiedzony dom (1963)
Podobne wpisy
Na liście musiał znaleźć się film, który widziałam za dzieciaka, a który zrobił i dalej robi na mnie ogromne wrażenie. Osoby, którym podobał się remake z 1999 roku, konieczne powinny zobaczyć oryginał, a jeszcze lepiej przeczytać książkę Shirley Jackson, na podstawie której powstała adaptacja.
Z perspektywy czasu film dalej jawi się jako klasyk, który jest przerażający oraz nienaganny pod każdym względem. Nawet wiele lat później niektóre sceny są w stanie wywołać u mnie gęsią skórkę. To wyjątkowy przykład współczesnego dramatu gotyckiego, który niewiele ma wspólnego ze współczesnymi wariacjami, gdzie „straszenie” widza jest na porządku dziennym. Nie widzimy scen morderstw czy gnijących zwłok, a mimo to widz doświadcza maksimum przerażenia oraz napięcia praktycznie do samego końca.
Sam prolog nawiązuje do Psa Baskerville’ów z 1959 roku, który zrealizowany został przez Hammer Films. To jedna z bardziej perfekcyjnych sherlockowych adaptacji z Peterem Cushingiem na czele. Nic więc dziwnego, że już od samego początku poprzeczka została wysoko zawieszona. Produkcja skupia się bowiem na złowrogiej rezydencji osadzonej w Nowej Anglii, która na przestrzeni lat była świadkiem wielu tragedii. Obecnie antropolog i parapsycholog dr Markway rekrutuje osoby do uczestnictwa w jego projekcie badawczym na temat zjawisk nadprzyrodzonych. Główna bohaterka, Eleanor, podobnie jak Jack Torrance z Lśnienia Kubricka, jest terroryzowana przez dom, by finalnie stać się jego rezydentką. A trzeba pamiętać, że podobnie jak Carrie dysponuje telekinezą, co sprawia, że historia nawiedzonego (?) domu okazuje się jeszcze bardziej intrygująca.
To kolejny przykład klasycznego filmu, które pokazuje, że można stworzyć przerażające dzieło, zostawiając duchy całkowicie poza ekranem. To jeden z elementów, który sprawia, że jest to produkcja prawie idealna po względem fabularnym. Należy dodać do tego także świetne aktorstwo i atmosferę. Jako przykład można podać scenę, w której główna bohaterka trzyma za rękę swoją współlokatorkę, a gdy zapalają się światła, zdaje sobie sprawę, że ta była po drugiej stronie pokoju.
Sierociniec (2007)
Film ociera się nie tylko o bycie idealnym horrorem, ale również dobitnie pokazuje, że bardziej przerażające jest czekanie na to, co się wydarzy aniżeli samo zdarzenie. Produkcja sygnowana nazwiskiem Guillermo del Toro jako producenta ma widzowi wiele do zaoferowania. Twórcy całkowicie odeszli od klasycznego szokowania i slasherowych zagrywek na rzecz przerażenia oraz strachu. Prawdziwy wstrząs pojawia się dopiero w połowie seansu, jednak już do tego momentu widzimy, do czego cała produkcja jest zdolna, i tylko utwierdza to widza w poczuciu niepokoju do samego końca.
W tym przypadku warto przywołać Hitchcockowską różnicę pomiędzy zaskoczeniem i napięciem, gdyż są one kluczowe dla tejże produkcji. Jeśli ludzie siedzą przy stole i bomba wybucha, jest to niespodzianka. Jeśli siedzą przy stole i wiedzą, że pod stołem jest bomba przymocowana do tykającego zegara, ale nadal grają w karty – to jest napięcie. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że Sierociniec budowany jest napięciem, które dawkowane jest przy pomocy każdego kolejnego aktu.
To sprawia, że film jest doskonałą historią o duchach. Tylko czy faktycznie są w niej duchy? Czy może od samego początku mamy do czynienia ze złudzeniem powstałym w umyśle bohaterki? A może patrząc jej oczami na całą sytuację, widzimy znacznie więcej? Kiedy schodzi ona po ciemnych schodach, do nieoświetlonego korytarza lub do ponurego pokoju, jesteśmy spięci i przerażeni, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z nawiedzonym domem, czy nawiedzonym umysłem. To bez wątpienia zabieg, który sprawia, że ten film ogląda się znakomicie.
Atmosfera, miejsce, bohaterowie, zdjęcia – to wszystko sprawia, że produkcja praktycznie pozbawiona jest jakichkolwiek wad.
To przychodzi po zmroku (2017)
Film wzbudził mój zachwyt już na samym początku, kiedy to zostajemy wrzuceni w sam środek akcji: widzimy starszego pana, który jest wyraźnie chory. Żegna się z rodziną, a następnie zostaje postrzelony w głowę, zanim jego ciało zostanie spalone przez zięcia i wnuka, a wszyscy członkowie rodziny noszą maski przeciwgazowe. Czyż to nie ciekawy i intrygujący koncept? Reżyser stara się go egzekwować, ale w formie surowej, gdzie niepewność oraz emocjonalność są na pierwszym miejscu.
Dlaczego ta produkcja moim zdaniem jest pozbawiona wad? Jest to bowiem idealny przykład klimatycznego horroru, który jest bez wątpienia ucztą wizualną oraz fabularną. Gra światła to coś, co zachwyca mnie za każdym razem, zaś to, że na akranie możemy praktycznie poczuć zapachy czy brud, kupiła mniej już przy pierwszym oglądaniu filmu. Nawet gdy akcja dzieje się na zewnątrz, twórcy znajdują sposób na to, by uchwycić naturalne światło padające na obiekty w sposób, który nie jest pretensjonalny, a zwiększa napięcie u widza. To idealny przykład pokazujący, że możliwa jest zabawa dźwiękiem, kształtem, perspektywą itd.
Jednak tym, co sprawia, że to produkcja bez wad, jest fakt, iż prawdziwe elementy strachu pochodzą z wnętrza, a nie z zewnątrz. Nie jest to nowa koncepcja, bo wielokrotnie widzieliśmy ją u takich reżyserów jak Romero, Carpenter czy Kubrick. Tym, co jednak tu zachwyca, jest samoświadomość oraz hołd składany powyższym dziełom. Reżyser wprowadza bowiem koncepcję odwróconego horroru, gdzie nie ma podziału na tradycyjnych złoczyńców oraz bohaterów. Twórcy wskazują, że nieufność oraz paranoja mogą zgubić każdego z nas.
A Waszym zdaniem jakie horrory są pozbawione wad?