POWSTANIE WARSZAWSKIE na ekranie. Najważniejsze filmy o walczącej stolicy
Miasto ruin
Najlepszym zwieńczeniem tego zestawienia może być tylko jeden film. Miasto ruin nie opowiada żadnych powstańczych historii. Nie jest świadectwem walczących i ginących ludzi. Nie jest dowodem godnego pochwały patriotyzmu czy wzniosłej śmierci. Jego bohaterem, jedynym i najważniejszym, jest miasto. Tytułowe miasto ruin, czyli Warszawa tuż po upadku powstania. Nad tym, co zobaczymy na ekranie, nie ma się co rozpisywać. Najlepiej film zobaczyć na własne oczy, tym bardziej, że trwa jedynie 6 minut. Jest to jednak być może najważniejszy portret walczącej Warszawy. Najbardziej wyrazisty komentarz do powstańczego zrywu. Miasto ruin to nic innego jak cyfrowa rekonstrukcja zniszczonej Warszawy. Symulacja lotu „Liberatora” nad zniszczoną i wyludnioną Warszawą z 1945 roku, która nie pozostawia po sobie nic z przedwojennego „Paryża Wschodu”. Jest to surowa i skrajnie przygnębiająca sekcja zwłok dogasającego miasta gruzów oraz zgliszczy.
Miasto ruin pokazuje coś więcej niż pojedyncze zdjęcia z powstania. To, co rejestruje kamera z lecącego nad miastem samolotu, nie różni się niczym od postapokaliptycznego krajobrazu. Warszawa przypomina ponure cmentarzysko, szkielet wypalonych i zniszczonych ulic, przy których stoją cienie dawnej architektury miasta. Trudno znaleźć wśród kolejnych kadrów chociaż jeden w całości zachowany budynek. Wszystkie składają się z ruin jakby od dawna opuszczonych i niezamieszkałych. Miasto ruin to nic innego jak przygnębiająca elegia o Warszawie. Minuta ciszy po niej. Film prześwietla i uświadamia ogromną skalę zniszczeń, jaka dokonała się w Warszawie podczas II wojny światowej. Jest to doświadczenie skrajnie przejmujące, choć filmowi nie towarzyszą żadne słowa. Jedynie surowe dane oraz liczby, między innymi mieszkańców Warszawy tuż przed wojną i tuż po wojnie, które jeszcze bardziej unaoczniają, z jaką mocą wojenna pożoga starła Warszawę z powierzchni ziemi. Film budzi realną grozę, ale również podziw, mając na uwadze, z jakich gruzów podniosła się stolica.
Honorowa wstawka: Miasto 44
Miasto 44 wywołało swego czasu duży rozgłos i sporo kontrowersji. Nie jest to film idealny. Jan Komasa postanowił odczarować temat powstania warszawskiego i wyjść z nim naprzeciw młodej publiczności. Było to jak najbardziej słuszne założenie, warto moim zdaniem udowadniać młodym widzom, że historia potrafi zaistnieć również poza swoimi chronologicznymi sztywnymi ramami. Ramami, które z zasady kojarzą się z czymś niedostępnym dla współczesnego odbiorcy, niezrozumiałym, przestarzałym lub nad wyraz poważnym. Jan Komasa ukazał powstanie przez pryzmat młodych ludzi, którzy w większości zasilali powstańcze szeregi. Zobrazował powstanie w nowoczesnym stylu, które miało być bardziej atrakcyjne i przystępne.
Podobne wpisy
Czy to się udało? Nie we wszystkich przypadkach. W niektórych momentach filmu dało się wyczuć pewną nić porozumienia z filmowymi bohaterami. Jakby pewne podobieństwo, które miałoby świadczyć, że powstanie może być tematem aktualnym, reinterpretowanym, a nie takim, który nadaje się już tylko na pożarcie historii. W innych momentach zaś Komasa popadł w zbytnią ckliwość czy groteskowość, przez co tematyka powstania przestawała być poważna w momentach, w których tę powagę powinna zachować (nie zawsze jednak, jak wiemy z przykładu Eroici, historia, nawet ta najbardziej tragiczna, musi być śmiertelnie poważna). Trzeba jednak jedno Janowi Komasie przyznać. Sprawił, że temat powstania powrócił na języki. Miasto 44 wzbudziło szerokie zainteresowanie, przez co dyskusja na jego temat ponownie rozgorzała. W pewnym sensie nawet dobrze, że film nie spotkał się z samymi przychylnymi recenzjami. Dzięki temu o powstaniu można było mówić również w sposób krytyczny, co powinno się robić, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy dostrzega się rosnącą tendencję rozpatrywania polskiej historii jedynie w pozytywnych jej konotacjach. Dlatego uważam, że choć Miasto 44 pozostawia wiele do życzenia, powinno znaleźć się na tej liście.