Powrót STAR WARS. Oceniamy drugi sezon THE MANDALORIAN
Łukasz Budnik
Drugi sezon The Mandalorian dokonał wspaniałej rzeczy – na nowo obudził we mnie zapał do świata Star Wars po tym, jak zgasiła go trylogia sequeli. Jestem zachwycony tym, w jaki sposób twórcy czerpią z tego uniwersum i jak swobodnie operują jego elementami. Gołym okiem widać, że Jon Favreau i Dave Filoni to fani Gwiezdnych wojen, a możliwość realizacji tego serialu daje im czystą radość, która udziela się także widzowi. Każdy odcinek to fascynująca przygoda i ekscytujące odkrywanie kolejnych oryginalnych lokacji i postaci, a jeśli już twórcy sięgają po postaci, miejsca i rozwiązania znane z poprzednich filmów i seriali, to robią to w taki naturalny i nienachalny sposób, że pozostaje bić brawo. Od strony technicznej to maestria, która w żaden sposób nie jest gorsza od kinowego widowiska, a sama postać Dina Djarina w znakomitej interpretacji Pedro Pascala to zdecydowanie jeden z moich faworytów w całym świecie Star Wars. Baby Yoda, a raczej Grogu to z kolei nadal jedna z najbardziej rozczulających postaci popkultury. Na osobną wzmiankę zasługuje finał, który zestresował mnie, wzruszył, a przede wszystkim niewymownie ucieszył. Jeden lub dwa odcinki poniżej standardowego poziomu nie zmieniają faktu, że był to fantastyczny sezon.
⑨
Mikołaj Lewalski
Nie zdążyłem jeszcze należycie przetrawić drugiego sezonu The Mandalorian, ale nie ulega wątpliwości, że ostatnie osiem tygodni było niesamowitą i magiczną podróżą. Wylewna wymiana wrażeń po każdym odcinku, długie dyskusje na temat znaczenia różnych scen i potencjalnych zapowiedzi, zastanawianie się nad ciągiem dalszym – nie zamieniłbym tego na żaden jednodniowy binge watching i chwała Disneyowi za to, że postawił na bardziej tradycyjną formę emisji. Te wszystkie gościnne występy i przełomowe (przynajmniej z perspektywy fana uniwersum) wydarzenia po prostu nie miałyby takiej siły, gdyby nie dano nam czasu na ich należyte przemyślenie. Muszę też przyznać, że choć reagowałem obawami na plotki o kolejnych znanych bohaterach dołączających do The Mandalorian, twórcom udało się uczynić ich obecność czymś więcej niż naciąganym fanserwisem (Łotrze 1 i duecie z kantyny w Mos Eisley, patrzę na was). Wciąż nieco ubolewam nad tym, że drugi sezon The Mandalorian nie jest tak niezależną (od reszty uniwersum) i kameralną historią jak pierwszy, ale trudno, żebym miał z tym poważny problem, biorąc pod uwagę, ile dziecięcego zachwytu wywołały we mnie ostatnie odcinki.
Podobne wpisy
Rację bytu straciły również zarzuty dotyczące “poboczności” różnych historii – twórcy skutecznie udowodnili, że nawet pozornie błahe wątki i postaci mogą okazać się niezwykle istotne w przyszłych epizodach. Owszem, większość odcinków kręci się wokół pewnego schematu fabularnego, ale osobiście uważam to za powiew świeżości w morzu seriali będących tak naprawdę kilkugodzinnym filmem posiekanym na 50-minutowe fragmenty. W The Mandalorian każdy epizod jest unikatowy i zapadający w pamięć, a tyczy się to nawet tych słabszych pozycji. Tych ostatnich na próżno jednak szukać w drugim sezonie; od początku do końca trzyma on doskonały poziom i nierzadko zahacza o wielkość. Istotną rolę w tym sukcesie odgrywa oczywiście także warstwa audiowizualna – scenografia jest znacznie bogatsza i bardziej “otwarta” (pierwszy sezon miał sporo ciasnych przestrzeni) niż wcześniej, a ścieżka dźwiękowa po prostu powala na kolana. Chyba nigdy nie byłem tak zachwycony poziomem CGI w serialowej produkcji jak podczas starcia z Kraytem, natomiast wyczyny Ludwiga Göranssona z finałowego odcinka zasługują na automatyczne przyznanie nagrody Emmy. Trudno mi wyrazić słowami, jak ogromną wdzięcznością darzę duet Favreau&Filoni. Przez te dwa sezony udało im się na nowo rozbudzić we mnie płomienną ekscytację tym uniwersum (przepadam za sequelami, ale zdecydowanie zmęczył mnie szum wokół nich), wprowadzić do codzienności prawdziwą (tak potrzebną w tym roku) magię, a także rozkochać w najwspanialszym duecie w historii Gwiezdnych wojen. Od jakiegoś czasu Din Djarin i Grogu to dla mnie twarze tej całej marki, moje serce należy do nich. Końcowa ocena sezonu jest nieco naciągana, ale ten dodatkowy punkt przyznaję z uwagi na ładunek emocjonalny, jakiego dostarczyła mi ta historia.
⑩