POWRÓT DO KRAINY OZ. Na gruzach dzieciństwa
Odmienne stany świadomości #31: Powrót do Krainy Oz
Powrót do Krainy Oz to bardzo, ale to bardzo nietypowa kontynuacja. Jest znacznie mroczniej od samego początku. Od tornada z pierwszej części minęło pół roku. Opiekunowie Dorotki (debiutująca Fairuza Balk) odbudowują ranczo i martwią się, bo dziewczynka nie może spać. A kiedy próbuje zasnąć, ma przed oczami dziwne sceny. Dla niej to wspomnienia z pobytu w Krainie Oz, dla opiekunów – obawy o zdrowie psychiczne Dorotki. Ciocia Em (Piper Laurie) zawozi dziewczynkę do zakładu, w którym doktor Worley (Nicol Williamson) leczy m.in zaburzenia snu nowoczesną maszyną do elektrowstrząsów. Dość szybko po przyjęciu na oddział personel przygotowuje Dorotkę do zabiegu, ale uderzenie pioruna odcina dopływ prądu do budynku. Od tego momentu zaczynają dziać się coraz dziwniejsze rzeczy.
Powrót do Krainy Oz bardzo przypomina świat z filmów Terry’ego Gilliama. Aż trudno uwierzyć, że to nie jego film. Wyreżyserował go Walter Murch i był to jego jedyny film. Poza tym jest montażystą odpowiedzialnym np. za Czas Apokalipsy. W jego wersji Krainy Oz zrujnowany Szmaragdowy Gród nie ma w sobie nic z dawnej świetności, a na każdym kroku czuć atmosferę raju utraconego i przemijania. Nowe przygody Dorotki mają więcej wspólnego z Przygodami barona Munchausena niż z Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz. Nie ma radosnego, roztańczonego świata, nie jest pięknie i kolorowo, nie ma też perspektyw na happy end. W dodatku magiczni pomocnicy Dorotki z pierwszej części rozproszyli się po Krainie Oz, a dziewczynka zaczyna swoją przygodę w towarzystwie… gadającej kury Billiny.
Podobne wpisy
W przeciwieństwie do pierwszego filmu Powrót do Krainy Oz jest znacznie mniej widowiskowy. Jego największą siłą jest przygnębiająca atmosfera zniszczonej dziecięcej fantazji i efekty specjalne, jakich użyto, by to wszystko pokazać. To prawdziwy park rozrywki dla miłośników analogowych efektów specjalnych. Na początek mamy gadającą kurę, która raz jest kurą, a raz lalką. I mimo ograniczeń fizjonomii porusza się tak, że po jednym jej spojrzeniu widzimy, kiedy ironizuje, a kiedy mówi serio. Potem do ekipy dołącza mój ulubiony bohater – pan Tik-Tak. To żelazny żołnierz piechoty Szmaragdowego Grodu. Jest mądry, silny i wygadany, pod warunkiem, że wszystkie te funkcje najpierw się nakręci. Pękaty, metalowy wiarus nie tylko świetnie wygląda, lecz także jest z niego najwięcej pożytku. Z czasem Dorotce zaczynają towarzyszyć jeszcze koń dyszlowy (złożony z głowy i dwóch szezlągów) oraz Dyniogłowy Jack o małym rozumku. Blaszany Drwal, Tchórzliwy Lew i Strach na wróble pojawiają się w epizodzie i to raczej jako nawiązane do pierwszej części.
Jednak Powrót do Krainy Oz świetnie sprawdza się jako samodzielny film. Jeśli nie lubicie śpiewających, pstrokatych karłów i bezowych wróżek, ale macie ochotę na zapomnianą, surrealistyczną, mroczną baśń, to Dorotka w wykonaiu Fairuzy Balk powinna się wam spodobać. Tylko nie oglądajcie tego z dziećmi. Na dzień dobry małą dziewczynkę chcą popieścić prądem, a potem robi się tylko dziwniej. Dobrym przykładem jest postać Mombi. To księżniczka, która – jeśli ma ochotę na zmianę wizerunku – wybiera sobie z gabloty nową głowę, a ma ich cały regał. A wrogiem numer jeden jest Nome King, kamienny władca podziemi. O ile sama postać jest dość jednowymiarowa, to zyskuje poprzez poklatkowe efekty specjalne, dzięki którym się porusza. Lubi też zmieniać swoich gości w bibeloty. Ma też słabość do rubinowych pantofelków. W tym filmie naprawdę jest chwilami makabrycznie i groteskowo, zwłaszcza w porównaniu z pierwszą częścią. Oglądając takie rzeczy, trudno uwierzyć, że to produkcja ze studia Disneya, a nie film na podstawie mrocznych baśni braci Grimm.