search
REKLAMA
Artykuł

PIXAR – ranking filmów

Maciej Niedźwiedzki

14 lipca 2018

REKLAMA

MIEJSCE 17.

Auta 3 (2017) 5/10

Najlepsza część trylogii, ale nic więcej. To jednak wciąż za mało, bym uznał Auta 3 choćby za film dobry. Już nawet nie chodzi o wygórowane standardy Pixara, ale zwyczajne porównanie z produkcjami konkurencji. Przewidywalna fabuła i lakoniczny opis postaci sprawia, że Auta 3 ogląda się z doskwierającą obojętnością. Pixar zderza ze sobą postęp reprezentowany przez nowoczesne technologie z klasycznymi metodami treningu. To jeden z głównych tematów filmu, ale niestety potraktowany dość pobieżnie i stronniczo. Jak na Pixara to kino wyjątkowo chłodne emocjonalnie. Miejscami fotorealistyczne plenery mogą zachwycić, ale trudno cokolwiek więcej wydobyć z Aut 3. To nijaki film z ładnym morałem. Jestem pewien, że zapisze się jedynie w historii box office’u. Widownia zapomni o nim po tygodniu.

b

MIEJSCE 16.

Gdzie jest Nemo? (2003) 6/10

Nie jestem fanem tego filmu. Przeszkadza mi przede wszystkim gadatliwa, piskliwa Dory (czy ktoś jeszcze nie przepada za tą postacią?). Jest jej za dużo. Wydaje mi się, że powstała jedynie po to, by być nośnikiem żartów. Dla mnie dodatkowo nieśmiesznych, bo ciągle ogrywany jest ten sam dowcip. Dory jest nieznośnie narzucającą się bohaterką. Nie lubię takich osób w rzeczywistości, nie lubię takich postaci w kinie. Tym bardziej, że Dory nie jest specjalnie ważna dla filmowej dramaturgii. Uważam, że animacja Andrew Stantona jest najsłabszym filmem z wczesnego okresu Pixara. Niewątpliwie ciekawie splecione ze sobą zostały tematy relacji między ojcem a synem oraz między mistrzem i uczniem. Gdzie jest Nemo? jest na pewno świetnym materiałem wychowawczym: tak dla dzieci, jak i rodziców. Jednak jako film jest dla mnie nieco męczący i zwyczajnie nudny. Dość szybko ten morski świat przestał mnie fascynować. Niestety wyrosłem z Gdzie jest Nemo?.

Film Stantona ma jednak jeden niezaprzeczalnie wielki moment. Ten, gdy Marlin razem z żółwiami płynie Prądem Wschodnioaustralijskim.

MIEJSCE 15. 

Naprzód (2020) 6/10

Na pierwszy rzut oka wszystko gra. Niezwykle oryginalny świat i nowoczesne podejście do gatunku/stylistyki fantasy. Charakterni bohaterowie na pierwszym i drugim planie zaangażowani w niespodziewaną przygodę, ważną rolę odegra w niej magia a na próbę wystawiona zostanie braterska przyjaźń. Doskwiera mi jednak wyczuwalna powtarzalność/mechaniczność wszystkich motywów, konfliktów i problemów. Naprzód czasami sprawia wrażenie kina sztucznego i zaprogramowanego, w którym automat odhacza kolejne zwroty akcji i narzuca postaciom nowe cele. W tym wszystkim najciekawiej wypada relacja na linii technologia naszych czasów versus magiczny świat baśni. Ten drugi, nieco zapomniany, w ciągu całego filmu coraz silniej dochodzi do głosu. Nie jest to złe kino, ale od Pixara zawsze oczekuję więcej.

MIEJSCE 14.

Iniemamocni 2 (2018) 7/10

Efektowna, przebojowa i obłędnie wizualna kontuacja Iniemamocnych. Brad Bird jest mistrzem w prowadzeniu i inscenizowaniu scen akcji, wykorzystywaniu lokacji i podwyższania tempa. Iniemamocni 2 dwa kuleją jednak scenariuszem. Za dużo w nim powtórek, odwołań i sentymentalnych mrugnięć okiem do hitu z 2004 roku. Druga część nie zdaje się być pełnoprawną kontynuacją, ale epilogiem dopisanym do pierwszej części. Największą siłą Iniemamocnych 2 pozostają charakterni członkowie rodziny Parrów. To dobrze napisane, wiarygodne psychologicznie i sympatyczne postaci. Szkoda, że w Iniemamocnych 2 musieli skonfrontować z tymi samymi problemami. W scenariuszu Birda zabrakło mi choćby odrobiny ryzyka. Iniemamocni 2 to piękny obrazek i pean na cześć rodziny. Nie sądzę jednak, by pozostał na długo w pamięci.

"MONSTERS UNIVERSITY" (Pictured) SULLEY and MIKE. ©2013 Disney•Pixar. All Rights Reserved.

MIEJSCE 13.

Uniwersytet Potworny (2013) 7/10

Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego filmu. Nie bardzo wiedziałem, co można z tymi postaciami zrobić. O co jeszcze uzupełnić ich charaktery. Mike i Sully w Potworach i spółce dynamicznie ewoluują: względem siebie i względem Boo. Poznajemy ich bardzo dobrze. Uniwersytet Potworny, mimo kilku mankamentów (raczej bezbarwny drugi plan, niektóre sceny akcji wydają się być wplecione na siłę, a podgatunek college movies jest zbyt dosłownie parodiowany) całkiem się udał Pixarowi. Produkcja z 2013 roku startuje z dość niskiego poziomu, ale im bliżej końca, tym jest coraz lepiej. Mike i Sully znacznie naturalniej wypadają, gdy łączy ich toksyczna przyjaźń, niż początkowa zazdrość i nienawiść. Po dłuższym oczekiwaniu ta animacja nabiera odpowiedniej mocy.

Nie chcę zdradzać końcówki (podejrzewam, że akurat tego filmu nie widzieli wszyscy), ale winduje ona ocenę Uniwersytety Potwornego zdecydowanie w górę. Brawo za odwagę i niekonwencjonalność. Oczywiście Pixar zazwyczaj taki właśnie jest. Jednak w przypadku tej animacji dopiero pod koniec przypomniał o swojej naturze.

b

MIEJSCE 12.

Odlot (2009) 7/10

Po 45 minutach Odlotu zbierałem szczękę z podłogi. Miałem wrażenie, że obcuję ze skończonym arcydziełem. Czymś absolutnie niespotykanym, unikatowym i odkrywczym. Nie będę oryginalny, jeśli napiszę, że regularnie wracam do kilkuminutowej sekwencji streszczającej związek między Carla i Elą. To jeden z najpiękniejszych, najbardziej wzruszających i natchnionych momentów w historii kina. W niewielu innych filmach doświadczyłem tak prawdziwie tętniącego z obrazu życia. Dopiero wtedy zrozumiałem, jak błahym i zwodniczym efektem jest 3D, bo prawdziwy trójwymiar w filmach znajduje się zupełnie gdzie indziej.

Gdy Carl Fredricksen w spektakularny sposób opuszczał niechętne mu miasto, to byłem razem z nim. Chciałem wziąć udział w tej Wielkiej Przygodzie. Niestety dość szybko zawróciłem. I to nie z powodu ciekawskiego Russella. To także świetna, interesująca postać. Nie mogłem natomiast znieść tego irytującego, idiotycznego ptaka i tej zgrai gadających psów. Czy Pixar zapomniał, jak wiele potrafi wyrazić bez słów? Bardzo szybko kupiłem bilet powrotny. Odlot jest jednym z moich największych filmowych rozczarowań. Wciąż nie wierzę, że Docter tak spartolił ten film.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA