Kolejną ważną postacią dla włoskiego kina gatunkowego jest Luc Merenda, rodowity Francuz o włoskich korzeniach, model i sportowiec. Uprawiał francuski boks (savate), trenował sporty motocyklowe i skoki spadochronowe. Najważniejsze role zagrał u Sergia Martino (giallo pt. Torso, poliziottesco The Violent Professionals). Na Netflixie można go zobaczyć w filmie Michele’a Massima Tarantiniego, który, choć zawiera elementy poliziotteschi, może być postrzegany jako film kumpelski (buddy movie). W centrum wydarzeń znajdują się dwaj gliniarze odzwierciedlający konflikt północ–południe.
Nicola Capece (Enzo Cannavale) pełni funkcję maresciallo (włoski odpowiednik szeryfa) i jest neapolitańczykiem dumnym ze swojego pochodzenia. Zostaje mu przydzielony komisarz Dario Mauri (Luc Merenda), funkcjonariusz z mediolańskiej policji, który przez miejscowych jest pogardliwie nazywany zjadaczem polenty. Dostają oni cynk o planowanym napadzie na bank i rzeczywiście dochodzi do niego w trakcie ważnego meczu piłki nożnej (Neapol vs Juventus). Ścigani przestępcy – wśród nich bezwzględny zabójca Pasquale Donnaregina (Adolfo Lastretti) i wielki szef Domenico Laurenzi (Claudio Gora) – związani są z biznesem narkotykowym. W policyjno-gangsterskie porachunki wplątuje się także adoptowana córka Laurenziego, 10-letnia Luisa (Francesca Guadagno).
Scenariusz napisany wspólnie przez Dardano Sacchettiego i reżysera filmu utrzymuje poziom dobrego klasycznego poliziotti, aczkolwiek pod względem reżyserskim nie jest to film mogący konkurować z dziełami Sergia Martino, Umberta Lenziego czy Fernanda Di Leo. W związku z tym napięcie nie sięga zenitu, natomiast akcja i intryga wywołują emocje tylko w niewielkim stopniu. Być może to konstrukcja opowieści w stylu buddy movie narzuciła nieco lżejszą formułę, skupioną bardziej wokół kumpelskiej relacji dwóch policjantów pochodzących „z różnych światów”. Neapol przedstawiony jest jako słoneczna, nadmorska metropolia, o Mediolanie zaś mówi się jak o mglistym i zadymionym. Nie ma jednak wątpliwości, że oba miasta to pełne przemocy betonowe dżungle i pracując w policji, z czasem zauważa się więcej podobieństw niż różnic.
Już we wrześniu 1976 roku, zaledwie kilka miesięcy po wydaniu powieści Piero Chiary, rozpoczęto realizację filmu na jej podstawie. Akcja osadzona jest w 1946 roku nad jeziorem Maggiore i koncentruje się na dwóch mężczyznach. Jeden jest młodym żeglarzem, nazywa się Marco Maffei (Patrick Dewaere) i czasy wojny spędził w bezpiecznej Szwajcarii. Drugi to 50-letni prawnik Temistocle Mario Orimbelli (Ugo Tognazzi), którego II wojna światowa także ominęła – walczył tylko podczas kampanii włosko-abisyńskiej (1935–1936), po czym miał 10-letnią odyseję i nie wiadomo, czym się zajmował w tym czasie. Istotne są także męsko-damskie relacje, w które zostają wmieszane Cleofe Berlusconi (Gabriella Giacobbe), właścicielka okazałej willi nad jeziorem, oraz jej bratowa, Matilde Scrosati (Ornella Muti).
Stylem reżyserii Dino Risiego rządzi wieloznaczność. Dużo tu dialogów, ale są one tak skonstruowane, by wyczuwalne było ukryte znaczenie, by dało się zauważyć podskórny niepokój. Zamiast nudy jest więc oczekiwanie na moment zwrotny, w którym te wszystkie kłębiące się wewnątrz emocje eksplodują. Orimbelli jest typem gawędziarza i sprawia wrażenie, jakby mówił tylko część prawdy. Co się kryje za jego zachowaniem? Jaki związek z tym ma tytułowa komnata? Na nurtujące widza pytania nie poznamy prostej odpowiedzi. Rozwiązanie kryje się między słowami – w gestach, spojrzeniach, delikatnych uśmiechach. Dzieło Risiego nie miało dobrej prasy na festiwalu w Cannes. Krytycy zarzucali twórcom mizoginizm, a całą historię uznali za nieangażującą, wobec czego produkcja szybko popadła w zapomnienie. A jednak – przynajmniej według mnie – jest to intrygujące i zmysłowe kino, znakomicie zagrane (Ugo Tognazzi stworzył tu kreację wybitną), doskonale balansujące między błyskotliwą farsą a opowieścią z napięciem i tajemnicą.
Parę tygodni wcześniej na Netflixie pojawiła się włoska komedia erotyczna Jak stracić żonę i znaleźć kochankę (1978), która nie trafiła w moje poczucie humoru. Gdy zobaczyłem, że za tytuł Ukochana żona odpowiada ten sam duet reżyser–aktor (tzn. Pasquale Festa Campanile i Johnny Dorelli), spodziewałem się filmu na podobnym poziomie. A jednak jest to dzieło (w moim odczuciu) o klasę wyższe od wspomnianej sex-komedii. Przede wszystkim nie do końca jest to komedia – ogólny wydźwięk jest pesymistyczny, a relacje między mężem i żoną niepokojące, wręcz toksyczne.
Alfredo (Johnny Dorelli) spędził pięć lat w więzieniu za kradzieże, oszustwa i pobicie żony. Po wyjściu na wolność chce odbudować relacje z Adeliną (Agostina Belli), a także nadrobić stracone lata z synem Pasqualino. Żona ma już nowego adoratora, Giovannino (Mario Pilar), lecz Alfredo nie odpuszcza, co przypomina bardziej chorą obsesję niż zabawne podrywy z szablonowych komedii romantycznych. Były skazaniec wciąż wydaje się człowiekiem przesiąkniętym złem – nie myśli o znalezieniu pracy, tylko o kontynuowaniu złodziejskiego stylu życia.
Dużo się tu dzieje na płaszczyźnie emocjonalnej. Pomiędzy parą głównych bohaterów toczy się gra nerwów i raczej nic nie wskazuje na to, by z tej relacji powstał szczęśliwy związek. Widz obserwuje wydarzenia z dezorientacją, ale też zaciekawieniem. Nie brakuje szantażu emocjonalnego, lecz to bohaterka filmu, a nie widz, pada jego ofiarą. Jest to niegłupia, ekspresyjna i gorzka w wymowie komedia antyromantyczna. Błyskotliwie napisana i bardzo dobrze zagrana. Szczególnie Agostina Belli daje tu popis aktorstwa najwyższej próby. Zwraca uwagę także soundtrack autorstwa Stelvia Ciprianiego i Daniele’a Patucchiego (link).