KOMEDIE ROMANTYCZNE dla ANTYFANÓW gatunku
Dzień świstaka (1993, reż. H. Ramis)
W lutowy dzień świętego Walentego przenieśmy się do małego, zasypanego śniegiem miasteczka, by razem z głównym bohaterem przeżywać wciąż ten sam dzień i wciąż od nowa uwodzić Andie MacDowell. Specyficzny humor Billa Murraya i oryginalny koncept rodem z kina science fiction sprawiają, że cukier romantycznej komedii trawi się wyjątkowo łatwo. Nawet najwięksi przeciwnicy gatunku nie dostaną mdłości. Film Ramisa odważnie sięga po absurd i ma tak przyjemny, przytulny, „najntisowy” klimacik, że ani chybi ogarnie cię poczucie nostalgii – choć sam nie będziesz wiedział, za czym. Nieco podobny motyw co w Dniu świstaka wykorzystano w popularnej komedii 50 pierwszych randek – tam Adam Sandler nieustępliwie zdobywał cierpiącą na zaniki pamięci Drew Barrymore.
Ruby Sparks (2012, reż. J. Dayton, V. Faris)
„Surrealistyczna komedia romantyczna” – czytamy na Filmwebie. „Film komediowy z gatunku fantasy” – mówi nam Wikipedia. Jakkolwiek by nie nazywać tego oryginalnego obrazu, powinien on przypaść do gustu miłośnikom dziwnostek i miszmaszy gatunkowych. Paul Dano wciela się w pisarza, który tworzy postać literacką o imieniu Ruby – dziewczynę swoich marzeń. Pewnego dnia bohaterka jego książki niespodziewanie ożywa, a między twórcą a wytworem jego wyobraźni nawiązuje się miłosna relacja. Film twórców Małej Miss wyróżnia się na tle sztampowych komedii romantycznych ciekawym konceptem i udanym scenariuszem, którego autorka, Zoe Kazan, wcieliła się na ekranie w tytułową postać Ruby.
Garsoniera (1960, reż. B. Wilder)
W sztuce trudno o lekkość. Kategorie takie jak wdzięk i gracja nie są wcale łatwe do osiągnięcia: wystarczy jedno zbyt mocne pociągnięcie krechą, by cały urok prysł, a efekt końcowy osunął się w banał, infantylizm i kicz. Mistrzem i patronem tworzenia uroczych, „lekkich” filmów był Billy Wilder, a do jego najbardziej udanych komedii należy – obok Pół żartem, pół serio – właśnie Garsoniera. Film po latach nadal bawi, a inteligentnie napisana i bezpretensjonalna historia miłosna wciąga. Na pierwszym planie lśni tutaj Shirley MacLaine, przez większość widzów kojarzona raczej ze swoimi późniejszymi występami (Stalowe magnolie, Czułe słówka). W młodości znak rozpoznawczy aktorki stanowiło doskonale wyważone połączenie słodyczy i łobuzerskiego, niemal chłopięcego wdzięku. Warto przypomnieć sobie ten klasyk choćby dla niej – i dla partnerującego jej Jacka Lemmona.
Kiedy Harry poznał Sally (1989, reż. R. Reiner)
Ten film warto obejrzeć nie tylko ze względu na Meg Ryan udającą orgazm w restauracji – choć to bez wątpienia jedna z najbardziej ikonicznych scen lat 80. Rozgrywające się na obszarze 12 lat perypetie związkowe Sally i Harry’ego to jedna z najsłynniejszych historii miłosnych amerykańskiego kina, którą każdy fan filmów powinien znać. Twoim głównym zarzutem przeciwko komediom romantycznym jest to, że wbrew swojej gatunkowej nazwie nie są ani romantyczne, ani śmieszne? Klasyk Reinera spełnia oba te kryteria. Kiedy Harry poznał Sally to film z pazurem, potrafiący w jednej scenie wywołać salwy śmiechu, by w następnej prawdziwie wzruszyć. Oscar dla autorki scenariusza, Nory Ephron, był w pełni zasłużony.
Poradnik pozytywnego myślenia (2012, reż. D. O. Russel)
Podobne wpisy
Komedia romantyczna poruszająca tak trudne tematy jak problemy psychiczne? David O. Russell pokazuje, że można. Jego przebój sprzed kilku lat zbliża się momentami w stronę dramatu i otwarcie mówi o depresji, załamaniu nerwowym, niskiej samoocenie – a przecież całość pozostaje od początku do końca ciepła i angażująca. O sukcesie tego filmu zadecydowała przede wszystkim świetnie napisana para głównych bohaterów (Bradley Cooper i Jennifer Lawrence), których problemy są poważne, a rozwój relacji realistyczny. Poradnik pozytywnego myślenia to także popis aktorów, przede wszystkim absolutnie magnetyzującej Lawrence, która udowodniła, że także w komedii romantycznej można stworzyć oscarową kreację, oraz Roberta De Niro, który udowodnił krytykom i chyba też samemu sobie, że pamięta jeszcze, jak się gra.
Annie Hall (1977, reż. W. Allen)
To być może najbardziej allenowski z filmów Allena, zdaniem wielu też najlepszy. Oglądając najnowsze produkcje tego reżysera, łatwo zapomnieć, jak pomysłowym był twórcą u szczytu swojego talentu, kiedy to neurotyzm jego bohaterów nie stał się jeszcze manierą, a dialogi pozostawały błyskotliwe, najeżone kulturowymi nawiązaniami i trafnymi spostrzeżeniami, nie osuwając się ani przez moment w stronę pretensjonalności. Annie Hall to jednak nie tylko Woody Allen, ale i życiowa rola Diane Keaton, na której uroku osobistym opiera się ten film. To chyba klucz do sukcesu komedii romantycznej – powinniśmy zauroczyć się w obiekcie westchnień równie mocno jak bohater lub bohaterka. W Annie Hall zakochają się wszyscy intelektualiści, introwertycy, samotnicy i artyści, którym Allen opowie historię tej miłości.