NIEDOCENIONE filmy z poprzedniej dekady, którym POWINNIŚCIE dać drugą szansę
Mimo że to właśnie w poprzedniej dekadzie nastąpił ogromny rozwój technologii umożliwiającej w miarę aktualny dostęp do najnowszych dzieł popkultury (streaming, serwisy VOD), to wciąż w natłoku premier znikały tytuły, które zdecydowanie są warte uwagi. W tym zestawieniu przedstawię właśnie filmy, które z jakiegoś powodu – czy to kiepskich wyników finansowych, czy chłodnego przyjęcia krytyków, czy ogólnego braku popularności – mogły umknąć masowemu odbiorcy. Co prawda sam nie uważam ich za wolne od wad, jednak nawet biorąc pod uwagę ich negatywne cechy, jak najbardziej warto dać im drugą – albo i pierwszą – szansę.
Brudny szmal
Znakomity, oparty na tajemnicy thriller z ostatnią – bardzo dobrą zresztą – rolą Jamesa Gandolfiniego i wyciszoną, niejednoznaczną kreacją Toma Hardy’ego. Niestety nie poradził sobie w box offisie, ale nie zmienia to faktu, że zdecydowanie warto go nadrobić. Choć może się wydawać, że powolna, starająca się ograniczać wiedzę widza narracja prowadzi donikąd, to ostatecznie okazuje się, że reżyser od początku miał wszystko pod kontrolą, a całość kończy się niezwykle satysfakcjonującym rozwiązaniem. Nie radzę zbyt wiele czytać o fabule, gdyż dużo frajdy z seansu pochodzi z wyłapywania drobnych niuansów w relacjach i zachowaniu bohaterów. Zróbcie sobie przysługę i po prostu dajcie się filmowi zaskoczyć.
Ósma klasa
Co ciekawe, debiutancki film Bo Burnhama, słynnego komika i stand-upera, był w pewnym momencie typowany do oscarowego wyścigu, jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała jego szanse na nominacje – zapewne z powodu niewielkiej popularności. Do dzisiaj pozostaje przy tym trafnym portretem pokolenia epoki wszechobecnego internetu. Główna bohaterka Kayla (Elsie Fisher), nieciesząca się estymą rówieśników, zmagająca się z licznymi kompleksami 13-letnia dziewczyna, próbuje rozkręcić kanał na YouTubie, a jednocześnie złapać kontakt z nowymi znajomymi – wkrótce wybiera się bowiem do liceum. Odkrywanie przez nią świata młodych dorosłych będzie wiązać się z ogromem żenujących, tragikomicznych, a czasem przykrych sytuacji. Rzecz o dojrzewaniu bez przykrywania codzienności filmowym lukrem.
Zabójczy Joe
William Friedkin zapisał się złotymi zgłoskami w historii kina jako twórca Egzorcysty i Francuskiego łącznika, ale w jego filmografii znajduje się też inny film godny wszelkiej uwagi – Zabójczy Joe. Ten łączy elementy kina inicjacyjnego z mrocznym thrillerem o zdegenerowanych jednostkach społecznych. Ścigany przez wierzycieli 22-latek (Emile Hirsch) postanawia wynająć zabójcę do zabicia swojej matki i zgarnięcia pieniędzy z polisy ubezpieczeniowej. Zadania podejmuje się Joe Cooper (wybitny Matthew McConaughey). Choć wydawałoby się, że przedstawiona intryga prowadzi do prostego rozwiązania, scenarzysta dba o jej niejednoznaczne prowadzenie. Przez to zwykłe zlecenie szybko ewoluuje w rodzaj psychologicznej gry pomiędzy charyzmatycznym i śmiertelnie niebezpiecznym mordercą a rodziną (w tym atrakcyjną siostrą) chłopaka. Jeśli chcecie zostać zaskoczeni – dobrze trafiliście.
Radiowóz
Kolejny thriller na liście także łączy cechy filmu coming-of-age z brutalnym światem dorosłych. Tym razem w rolę głównego zagrożenia wciela się Kevin Bacon – budzący grozę, gdy tylko pojawia się na ekranie – który rusza w pogoń za dwójką 12-latków. Ci, szukając czegoś do roboty, trafili najgorzej, jak mogli – beztroska jazda zostawionym przy drodze radiowozem skończy się dla nich wyścigiem na śmierć i życie z grupą bezwzględnych psychopatów. Niespieszne tempo całości, prowincjonalne lokacje i wrażenie obcowania z pierwotnym złem klimatem przywodzą na myśl To nie jest kraj dla starych ludzi i chociaż film nigdy nie dorasta do niego poziomem, to spędzonego przy nim czasu raczej nie uznacie za zmarnowany.