NIEDOBRZE MI! Filmy, których lepiej nie puszczać do obiadu
Różowe flamingi (reż. J. Waters, 1972)
Ulubiony film wszystkich aspirujących bulimików. Wpychany w gardło palec nie zawsze zadziała, ale oglądanie chorych pomysłów Divine oraz jej kamratów – już tak. Zwieracze puszczające w czasie uczty czy też zdziecinniała kobieta obżerająca się jajkami – te widoki można wyprzeć z pamięci wyłącznie kilkudniową głodówką. Film wywołuje nie tylko estetyczne, ale i etyczne torsje: scena zabijania kurczaka jest ze wszech miar ohydna, okropna, całkowicie zbędna i nic nie zmieni mojego zdania w tej kwestii. W każdym razie: ci z was, którzy poczuli, że sceny jedzenia psiej kupy w Pink Flamingos to jest dokładnie TO, powinni polubić się także z Salo. Potencjał rzygogenny: 4 na 8 pawi.
Indiana Jones i Świątynia Zagłady (reż. S. Spielberg, 1984)
Indiana Jones to przebiegła bestia. Człowiek chce sobie obejrzeć fajne kino przygodowe, wyciąga z barku ciastka, potem kolejne, potem jeszcze czekoladę, akcja rozwija się całkiem niewinnie – aż tu nagle wyjeżdżają mu z kolacją. Nie, nie domownicy. Ci powaleni pseudo-Hindusi. Zupa z oczu i galaretka z małpiego mózgu same w sobie nie są może uberobleśne, ale wyskakują znienacka, podstępniki jedne. Na pierwszych seansach Świątyni Zagłady biedni, niczego nieświadomi, poczciwi widzowie musieli zapewne wymiotować do tych samych kubełków, z których jeszcze przed chwilą wyjadali tłusty od oleju popcorn. Ot, zwrot zakupu. Potencjał rzygogenny: 2 na 8 pawi.
Hannibal (reż. R. Scott, 2001)
Doktor Lecter ma bardzo specyficzne gusta kulinarne, idące w poprzek tego, co większość społeczeństwa zwykła określać jako smaczne. Chyba najbardziej nieapetyczne danie zaserwował widowni w filmie Ridleya Scotta. To tutaj Anthony Hopkins dokonuje wyrafinowanej egzekucji na Rayu Liotcie, jako ostatni posiłek przed śmiercią oferując mu… jego własny mózg. Oprócz mdłości i bólu brzucha scena ta pozostawia po sobie szereg pytań. No bo czy to jest w ogóle możliwe? Ile swojego mózgu można zjeść, a nadal pozostawać świadomym? Potencjał rzygogenny: 7 na 8 pawi.
Ludzka stonoga (reż. T. Six, 2009)
Podobne wpisy
Nie tylko część pierwsza, ale i wszystkie kolejne. Co ja tu mam trzaskać w klawiaturę po próżnicy? Jeśli historia o zdegenerowanym naukowcu, który postanawia połączyć grupę ludzi w jeden układ trawienny, zszywając razem ich usta i odbyty, nie sprawi, że odechce się wam posiłku, to doprawdy nie wiem, co byłoby w stanie zepsuć wasz apetyt. Wspomaganie kuracji przeczyszczającej to nie jedyny plus tej wyjątkowej pozycji: dzieło m.in. uczy nieufności względem medycyny alternatywnej, leczy fiksacje analne, pobudza do refleksji nad bezsensem egzystencji… Potencjał rzygogenny: 8 na 8 pawi.
A wy jak tam? Czego nie polecacie oglądać przy jedzeniu? Ostrzegajcie się nawzajem w komentarzach!