search
REKLAMA
Zestawienie

Nie tylko Vega i komedie romantyczne. Polskie filmy rozrywkowe, które PRZEŁAMUJĄ SCHEMATY

Krzysztof Nowak

27 listopada 2020

REKLAMA

W lesie dziś nie zaśnie nikt

Przyglądając się ocenom na portalach zbiorczych, nie da się ukryć, że polska widownia nie pokochała ostatniego filmu Bartosza M. Kowalskiego reklamowanego jako pierwszy polski slasher. Nie pomogły świadomość konwencji, zakotwiczenie w klasyce gatunku i grono stereotypowych, acz sympatycznych bohaterów – noty są niskie. Mnie produkcja autora Placu zabaw się podobała, choć przyznam, że nie byłem nią tak urzeczony, jak spodziewałem się po trailerach. Za rozczarowujące uznałem zachowawczość co poniektórych zgonów, niewykorzystany potencjał obozu bez dostępu do nowoczesnych technologii oraz zbytnią autoironiczność, która w pewnym momencie robiła się asekuracyjna. Wciąż uważam jednak tę próbę podejścia do polskiego kina gatunkowego za udaną i życzyłbym sobie więcej równie śmiałych propozycji w przyszłości. Tylko że wypuszczanych w lepszym momencie niż pierwszy tydzień obostrzeń pandemicznych.

Ziarno prawdy

Kryminały nie pojawiają się w polskim kinie tak często, jak mogłoby się wydawać, stąd z uwagą przyglądam się każdej pozycji spod tego znaku. Oparte na prozie Zygmunta Miłoszewskiego Ziarno prawdy okazało się miłym zaskoczeniem, łącząc sprawną realizacją i dobre aktorstwo z przystępną, nieco neo-noirową formą. I choć wydane kilka lat później Ciemno, prawie noc nie było filmem artystycznie udanym, to wciąż wierzę w umiejętności Borysa Lankosza i ufam, że w kwestii gatunkowych produkcji nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Tym bardziej, że – tak jak wspominałem – Ziarno prawdy w pełni realizuje swoje założenia i dostarcza angażującą, mroczną historię inspirowaną amerykańskim stylem prowadzenia narracji z nutką okultyzmu w tle. Satysfakcjonujący thriller, co prawda odhaczający obowiązkowe elementy gatunku, ale w wydaniu polskim zaskakująco świeży.

(Nie)znajomi

Do ostatniej chwili zastanawiałem się nad umieszczeniem pozycji w zestawieniu, jako że komediodramaty to dość oczywista składowa polskiego kinowego krajobrazu – na dodatek tutaj mamy do czynienia z filmem nieoryginalnym, bo remakiem otoczonego już kultem włoskiego Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie. Ostatecznie przeważyła jakość adaptacji w połączeniu z rozbuchaną, a przy tym całkiem kreatywną kampanią marketingową. Odpowiedzialni za nią ludzie wykazali się pomysłowością, w pełni wykorzystując fakt, że smartfony stały się nieodłączną częścią naszego życia, i nakręcili dziesiątki wertykalnych spotów ze znanymi polskimi aktorami zapraszającymi nas na seans. A ten okazał się wyjątkowo udany, gdyż – za podstawy fabularne mając historię znaną z pierwowzoru – przenieśli ją w rodzime warunki, rozbudowując całość o wątki z przyczyn kulturowych wcześniej nieobecne. Dobra rozrywka w gwiazdorskiej obsadzie, w przeciwieństwie do oryginału kończąca się raczej słodkim niźli gorzkim akcentem.

Diablo. Wyścig o wszystko

Niby kończymy zestawienie, a tak naprawdę dociskamy gaz do dechy! A przynajmniej reżyserzy Diablo. Wyścigu o wszystko, Michał Otłowski i Daniel Markowicz, chcieliby, żeby tak było. Niestety rzeczywistość pokazała swoje i choć projekt tworzony był w dobrych intencjach, bo próbował nadać branży rozrywkowej w Polsce inny kierunek, to ostatecznie okazał się fiaskiem zarówno finansowym, jak i artystycznym. Ten amatorsko (żeby nie powiedzieć biednie) zrealizowany spektakl braku emocji nijak nie doskakiwał do oczekiwań standardowego odbiorcy treści opartych na nielegalnych wyścigach, jednocześnie prezentując opowieść tak miałką i udającą wysoką stawkę (ale trzeba przyznać, że słynne „Mam chorą siostrę” protagonisty ma potencjał memiczny), że w końcowym rozrachunku bliżej mu było do niezamierzonej komedii niż pełnoprawnego filmu akcji. Zmarnowany potencjał, częściowo zabity przez realia finansowania polskiego kina, a częściowo przez reżyserską i scenariuszową nieudolność twórców. Zapowiadany przez Bogusława Lindę wstęp do wyścigowego uniwersum w scenie po napisach prawdopodobnie nigdy nie przeistoczy się w nasze MCU.

Bonusowo: Magnezja

Na koniec film, który nie doczekał się jeszcze premiery, gdyż ta miała wypaść w momencie zamknięcia polskich kin. Najnowszego dzieła Macieja Bochniaka wyczekuję z dwóch powodów: bo tworzy je Bochniak i ewidentnie czerpie przy tym z jednego z najważniejszych amerykańskich gatunków. Produkcja zapewne będzie reklamowana jako pierwszy polski western (nie dajcie się jednak zwieść, mieliśmy chociażby Wilcze echa z 1968 roku) i choć już teraz możemy zauważyć mieszany odbiór wśród nielicznych, którzy mieli szansę zobaczyć ją na festiwalu Camerimage, to wierzę, że ponownie reżyser dostarczy mnóstwo dobrej zabawy.

Myślę, że nie muszę zaznaczać, że zestawienie nie wyczerpuje listy, stąd pytanie na koniec – jakie tytuły, ewidentnie wyróżniające się w polskim kinie rozrywkowym, przychodzą wam do głowy?

Krzysztof Nowak

Krzysztof Nowak

Kocha kino azjatyckie, szczególnie koreańskie, ale filmami zainteresował się dzięki amerykańskim blockbusterom i ma dla nich specjalne miejsce w swoim sercu. Wierzy, że kicz to najtrudniejsze reżyserskie narzędzie, więc ceni sobie pracę każdego, kto potrafi się nim posługiwać.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA