Nie tylko „Nienasycenie”. Ekranizacje książek WITKACEGO
Niedawna rocznica śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza (18 września) to dobra okazja, żeby przyjrzeć się filmowym adaptacjom jego dzieł literackich. Witkacy chętnie oglądał filmy, chciał nawet pisać scenariusze w celach zarobkowych, ale kino uważał za medium poślednie. Jak pisał w eseju Teatr. I inne pisma o teatrze: „Sport zajmuje powoli miejsce sztuki razem z kinem, które sztuką nie jest i być nie może, wbrew wszystkim naciąganiom teoretyków i dociąganiom go do fikcyjnej dziesiątej muzy, której na szczęście nie będzie nigdy – skonałaby w takich samych męczarniach, jak jej rzeczywiste, nie urojone siostry”. Ekranizacje wycinków z własnej twórczości prawdopodobnie utwierdziłyby go w tych przekonaniach.
W starym dworku, czyli niepodległość trójkątów (1984)
Ekranizacja dramatu W małym dworku w reżyserii Andrzeja Kotkowskiego. Na ekranie plejada gwiazd: Gustaw Holoubek, Beata Tyszkiewicz, Jerzy Bończak, Grażyna Szapołowska i Jan Englert. Parodystyczna sztuka powstała jako odpowiedź na realistyczny utwór W małym domku Tadeusza Rittnera i stanowiła przykład witkacowskiej Czystej Formy – koncepcji artystycznej, która zrywała z realizmem. Filmowcy sprowadzili jednak tę przewrotną opowieść o miejscu artysty w świecie upadających wartości do poziomu szlacheckiego romansu z elementami grozy, dorzucając postacie (Tadzio) i sceny (rewolucja proletariacka), których nie było w literackim pierwowzorze. W efekcie erotyczne igraszki przesłoniły metafizyczną udrękę. Błędem było również wykorzystanie piosenek w wykonaniu Alicji Bienicewicz, które burzą i tak już nadwątloną spójność całości. Po latach film Kotkowskiego broni się więc tylko aktorskimi kreacjami i oniryczną atmosferą. Padają tu jednak prorocze słowa zaczerpnięte z innego dzieła Witkiewicza (Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia): „Ludzie przyszłości nie będą potrzebować ani prawdy, ani piękna”.
Pożegnanie jesieni (1990)
Mariusz Treliński podjął się sfilmowania tej trudnej, wielowątkowej powieści wieszczącej nadejście XX-wiecznych totalitaryzmów. Pomimo znaczących zmian wobec tekstu źródłowego udało się zachować ducha i poetykę Witkacego. Powstał film niezwykły, pełen rozmachu i gorączkowej energii. Szczególnie zachwyca strona wizualna potęgująca psychodeliczną aurę: kunsztowna scenografia, wytworne kostiumy, wspaniałe plenery i wnętrza oraz wysmakowane, malarskie ujęcia (neonowy krucyfiks, basen otoczony płomieniami, górskie pejzaże itd.). W tak zainscenizowanych, rozbrzmiewających muzyką Michała Urbaniaka kadrach rozgrywa się zmierzch burżuazyjnej demokracji w przededniu rewolucji komunistycznej. Dla grupki groteskowych dekadentów – zblazowanego Bazakbala (Jan Frycz), demonicznej Heli Bertz (Maria Pakulnis) i zepsutego Łohoyskiego (Jan Peszek) – jedynym ratunkiem przed egzystencjalną trwogą jest bujne życie erotyczne, pijaństwo i narkomania. Lecz orgie i intrygi towarzyskie bledną przy okrucieństwie czerwonej zarazy ze wschodu, która przynosi upadek wartości i zagładę starego porządku.
Nienasycenie (2003)
Ostatnia jak dotąd próba zmierzenia się z niełatwą i niezbyt filmową twórczością Witkiewicza, tym razem dokonana przez Wiktora Grodeckiego. W napisach początkowych wyraźnie zaakcentowano nazwisko Cezarego Pazury – zapewne dlatego, że aktor odgrywa tu aż trzy różne role: ojca Zypcia, garbatego pianistę Putrycydesa Tengiera i dyktatora Erazma Kocmołuchowicza. Jest to pierwsza i największa wada tego filmu, bo Pazura nie jest w stanie udźwignąć trzech postaci posługujących się ciężką, witkacowską frazą. Pozostaje mu gra ciałem i strojenie min rodem z serialu 13 posterunek, którymi buduje pomnik własnej pychy. Ciekawe, że lepiej wypadł debiutant Michał Lewandowski w roli Zypcia – nie dość, że wygląda jak młody Iggy Pop, to jeszcze jest całkiem przekonujący jako wrażliwy młodzian, który przeistacza się w zdegenerowanego mordercę („Wielkość jest tylko w perwersji!”). Wizualna forma Nienasycenia jest znakomita, podobnie jak muzyka Leszka Możdżera, ale chwilami ten portret moralnego upadku ociera się o kicz. Dobry film, który wywołuje niedosyt. A może… nienasycenie?
Suplement: Z twórczością Witkacego lepiej radzili sobie twórcy związani z Teatrem Telewizji (W małym dworku Zygmunta Hübnera, Bzik tropikalny Grzegorza Jarzyny, Tak zwana ludzkość w obłędzie Jerzego Grzegorzewskiego itd.). Witkiewicz został też bohaterem filmu fabularnego Mistyfikacja Jacka Koprowicza, w którym rozwinięto teorię, jakoby autor Szewców upozorował swoją śmierć i żył jeszcze wiele lat po wojnie. Pomijając niezgodność z faktami (vide biografia Mahatma Witkac Joanny Siedleckiej), największe wątpliwości wzbudza Jerzy Stuhr, który ukazał Witkacego jako jowialnego idiotę. Wedle przekazów Witkacy rzadko bywał jowialny. Był natomiast przystojny, charyzmatyczny i władczy, co bardziej pasuje do Krzysztofa Majchrzaka niż do Stuhra.