search
REKLAMA
Zestawienie

Nie tylko „Dojrzewanie”. Filmy nakręcone na JEDNYM UJĘCIU

Serial „Dojrzewanie”, oprócz nośnej tematyki przemocy i nienawiści wśród młodzieży pobudził widownię swoją formą.

Tomasz Raczkowski

13 kwietnia 2025

REKLAMA

Ostatni hit Netflixa, serial Dojrzewanie, oprócz nośnej tematyki przemocy i nienawiści wśród młodzieży pobudził widownię (oraz krytykę) swoją formą. Każdy z czterech odcinków zrealizowany jest jednym ujęciem, niemalże w czasie rzeczywistym. W medium, w którym pojedyncze ujęcia zazwyczaj trwają kilkanaście/kilkadziesiąt sekund, a naprawdę rzadko przekraczają kilka minut, jest to pewnego rodzaju ekstrawagancja. Trudna sztuka długich ujęć nie pojawia się w kinie zbyt często, jednak ok. 50-minutowe „mastershoty” w Dojrzewaniu to jeszcze nic. Dla tych, których ciekawi ta forma realizacji, przygotowałem przegląd najciekawszych przykładów filmów (narracyjnych) realizowanych bez cięć.

„Nieśmiertelność”

Ten tekst nie jest zestawieniem wszystkich najdłuższych ujęć zanotowanych w historii kina, jednak nie mogę nie wspomnieć o tytule, który według dostępnych danych zawiera najdłuższe ujęcie w opowieści fabularnej. Tym filmem jest irański dramat Nieśmiertelność z 2016 roku. Niemal dwuipółgodzinną opowieść można uznać za połączenie Smaku wiśni Abbasa Kiarostamiego i Moskwy–Pietuszki  Wieniedikta Jerofiejewa – człowiek, który ma do przeżycia jeszcze tylko trzy dni, jedzie pociągiem na wieś, gdzie zamierza dokonać żywota. Twórca filmu Mehdi Fard Ghaderi tworzy na tej kanwie oniryczną narrację rozgrywającą się w całości we wspomnianym pociągu i nakręconą w jednym, 146-minutowym ujęciu. Finalny efekt jest jednym z dwunastu podejść realizacyjnych i do dziś jest prawdopodobnie najdłuższym pokazanym szerszej widowni (choć mowa o zaledwie kilkunastu pokazach festiwalowych poza Iranem) nieprzerwanym ujęciem kamery.

REKLAMA

„Daksha”

Ghaderi kręcąc Nieśmiertelność, przebił o kilka minut rok wcześniejszy rekord należący do kannadygijskiego (drawidyjska grupa narodowa zamieszkująca przede wszystkim stan Karantaka w Indiach) reżysera S. Narayana i jego Dakshy. Niskobudżetowy film wpisuje się w nurt indyjskiego kina akcji, opowiadając historię tytułowego oddziału armii realizującego nieplanowaną akcję przeciw terrorystom, którzy porwali Najwyższego Sędziego Karantaki. Sensacyjny thriller liczy sobie aż 142 minuty i podobnie jak Nieśmiertelność są to 142 minuty jednego ujęcia. Jakość artystyczna filmu jest ponoć dyskusyjna, jednak to ciekawy przykład ekstremalnie długiego ujęcia nie tylko w kinie gatunkowym, ale również tożsamościowym, budującym lokalną kulturę grupy etnicznej.

„Victoria”

Z Azji wracamy do Europy, choć zostajemy w roku 2015. W tym roku na festiwalu w Berlinie pokazana została Victoria Sebastiana Schippera, opowiadająca historię feralnej nocy tytułowej studentki międzynarodowej wymiany w tętniącym życiem i niebezpieczeństwem Berlinie. Wraz ze znakomitym islandzkim operatorem Sturlą Brandthem Grøvlenem niemiecki twórca stworzył tragiczną i z lekka oniryczna opowieść, która bez cięć prowadzi widza przez mroki nocy i nieprzynoszące ukojenia promienie świtu. Aż 140 minut ujęcia imponuje przede wszystkim dlatego, że Victoria obejmuje kilka dość odległych od siebie lokacji i całkiem sporo postaci. Efektem jest jeden z ciekawszych filmowych tripów, oddający dynamikę pokręconej, nieprzespanej nocy.

„Makbet” (1982)

Zapowiadałem, że nie będzie to wyliczanka najdłuższych filmów, więc pora na przełamanie i ujęcie relatywnie krótkie, bo mające tylko 57-minut. Co więcej, nie obejmuje ono całości filmu. Wspominam o nim jednak, bo to przykład dość pionierski – w odróżnieniu od większości filmów realizowanych jednym ujęciem (i wszystkich pozostałych w tym zestawieniu) to pozycja już nie najmłodsza, bo pochodząca z 1982 roku, a do tego kręcona dla demoludowej telewizji. Reżyserem tej węgierskiej adaptacji sztuki Szekspira jest nie kto inny tylko Béla Tarr, dla którego Makbet jest uznawany za rodzaj przełomu artystycznego i wkroczenia na dobrze znaną kinomanom drogę „cesarza slow cinema”. Telewizyjny film otwiera klasycznie montowana sekwencja z napisami (ok. 5 minut), po czym następuje główne, nieprzerwane ujęcie liczące sobie godzinę bez trzech minut. Kontekst oraz impakt, jaki wywarł ten film pośrednio na kino awangardowe, sprawiają, że warto wspomnieć o nim, mówiąc o najdłuższych ujęciach.

„Rosyjska Arka”

Dwie dekady po Tarze inny tytan artystycznego kina slow zaproponował film w całości składający się z pojedynczego „tejku”. Mowa o Aleksandrze Sokurowie i jego Rosyjskiej Arce, w poetycki sposób kontemplującej rosyjską historię i krwawe dzieje Europy. Kostiumowy dramat, który zabiera widza w oniryczną podróż przez czas i miejsca, zogniskowane wokół Pałacu Zimowego, trwa 96 minut i jest to metraż osiągnięty tylko pojedynczym ujęciem kamery błądzącej wraz z bohaterami. Podobnie jak inne filmy Sokurowa to dzieło monumentalne, arcypoważne i z pewnością ugruntowujące jego pozycję w historii kina jako reżysera, po którym należy się spodziewać potężnych mastershotów.

„Noc w Londynie”

Okrzyknięta „jednym z najdziwniejszych filmów w historii” Noc w Londynie to film wyjątkowy z wielu powodów. Mockument śledzący perypetie niepokornego aktora Woody’ego Harrelsona (w tej roli on sam, również reżyserujący i odpowiedzialny za produkcję) nie tylko nakręcony jest jednym, nieco ponad stuminutowym ujęciem, ale również to pierwszy film w historii transmitowany na żywo do kin. Mówimy więc o pozycji, która nie tylko zrealizowana była w jednym podejściu, ale też podejściu równocześnie transmitowanym dla widzów. Aż dziwne, że dzieło Harrelsona z 2017 roku nie jest bardziej znane.

„Fish & Cat”

Wracamy do eksperymentalnego kina Azji i metraży powyżej dwóch godzin. Kolejnym filmem na jednym ujęciu, o którym chciałem wspomnieć, jest Fish & Cat – irański dramat kryminalny zrealizowany plenerowo w 2013 roku. Pojedyncze ujęcie, w którym opowiedziany jest film Shahrama Mokriego, trwa 134 minuty, co wówczas było rekordem w tej kwestii. W momencie premiery inspirowane prawdziwymi wydarzeniami w północnej części Iranu Fish & Cat zyskał uznanie za innowacyjność realizatorską, choć podobnie jak późniejsza Nieśmiertelność nie doczekał się szerszego rozgłosu – czy to w rodzimym Iranie, gdzie był pokazywany szerszej widowni jedynie kilkukrotnie, czy to na świecie.

„Agadam”

Podobnie jak Iran, Indie posiadają dwóch reprezentantów w tym tekście. Po kanadygijskej Dakshy warto wspomnieć o tamilskim Agadamie, horrorze w czasie rzeczywistym opowiadającym o natychmiastowym powrocie ducha zamordowanej kobiety. Liczący sobie dokładnie dwie godziny, trzy minuty i trzydzieści sekund jednego ujęcia film Mohamada Isaacka został po premierze w 2014 roku wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa jako najdłuższy film w historii, choć jak widać z samej tej listy, nie do końca pokrywa się to z rzeczywistością. Wskazuje to jednak, że popisanie się rekordowym mastershotem było jedną z głównych ambicji twórców, którzy w ten sposób wybili się w obfitej panoramie indyjskiego kina grozy. Sam koncept zresztą jest dobry i aż dziw, że więcej twórców horroru nie sięga po formułę czasu rzeczywistego w opowieściach o opętaniu i złych mocach.

„Utoya, 22 lipca”

Morderstwa dokonane przez Andersa Breivika 22 lipca 2011 roku były jednym z najbardziej wstrząsających zachodnią opinię publiczną aktem przemocy politycznej ostatnich dekad. Za filmowe rozliczenie z tymi wydarzeniami wzięli się niemal równocześnie Amerykanie (nieciekawy netflixowy dramat sądowo-psychologiczny 22 lipca Paula Greengrassa) i Norwegowie. Ci drudzy – a konkretnie Erik Poppe – zrobili to w dużo lepszy i dużo ciekawszy sposób, proponując całkowite skupienie się na perspektywie ofiar i przy okazji popisowy, 90-minutowy mastershot w Utoi. Pojedyncze ujęcie pracuje tu na efekt szoku i oszołomienia, które ma udzielać się widzom i choć nie rekordowe, nie jest tylko pustą zabawą formą i na pewno zapada mocno w pamięć (czym poniekąd wpisuje się w ten sam trend, co Dojrzewanie).

„Punkt wrzenia”

Stephen Graham chyba ma szczególne ciągoty do długich ujęć, bo przed głośnym Dojrzewaniem wystąpił w Punkcie wrzenia Philipa Barantiniego. Film ten wpisuje się w popularny ostatnio nurt „kuchennych rewolucji” (obok The Bear, Menu czy La Cociny) i za pomocą jednego, nieco ponad półtoragodzinnego ujęcia portretuje gwar kuchennego zaplecza renomowanej restauracji. Plener wdzięczny, a i wykonanie sprawne, choć można doszukać się mocnych inspiracji Barantiniego popularnymi trendami, a mastershot zapewne miał wyróżniać Punkt wrzenia na tle innych pozycji w nim się lokujących. Tak czy inaczej, osoby złaknione pokrewnych wrażeń estetycznych po Dojrzewaniu powinny po ten film zdecydowanie sięgnąć.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA