NIC DWA RAZY SIĘ NIE ZDARZA? NIEPRAWDA! Najlepsze sequele w historii kina
Jak wiemy, w Hollywood królują obecnie przede wszystkim sequele. W przypadku zarobienia przez dany film dużych pieniędzy jego kontynuacja jest właściwie oczywista. Często nie ma nawet na nią konkretnego pomysłu, ale przecież nikt nie zabija kury znoszącej złote jaja. Jak to się kończy? Takie produkcje przeważnie przynoszą oczekiwane wpływy, ale z poziomem artystycznym jest już znacznie gorzej. Wielu twórców wychodzi z założenia, że fani pójdą do kina na cokolwiek, byle tylko móc po raz kolejny spotkać się ze swoimi ulubionymi bohaterami. Są jednak od tej reguły wyjątki. Kiedy sequel okazał się równie dobry jak oryginał, a może nawet lepszy?
Obcy – decydujące starcie
Wydawało się, że Obcy – ósmy pasażer Nostromo Ridleya Scotta to film, który nie potrzebuje kontynuacji. Przed premierą sequela wielu dziennikarzy narzekało, że powrót do tego świata jest zbędny i może skończyć się tylko i wyłącznie porażką. Ale James Cameron wiedział, co robi. Oryginał był tak naprawdę nietypowym filmem science fiction, bo dość kameralnym, nieuginającym się pod masą efektów specjalnych, i tak dalej. Wystarczało poczucie tajemnicy oraz rosnące napięcie. Obcy – decydujące starcie to już widowisko pełną gębą, w którym jednak zachowano najlepsze cechy pierwszego filmu. Wcielająca się w główną rolę Sigourney Weaver jest zaś jeszcze lepsza niż poprzednio – za swój występ otrzymała pierwszą nominację do Oscara.
Przed zachodem słońca
[related_posts title=”Podobne wpisy” side=right quantity=3
Główna zaleta tego filmu jest taka, że był to właściwie sequel niemożliwy. Wcześniejszy o dziewięć lat Przed wschodem słońca kończył się idealnie – para, która spędziła ze sobą wspaniałe 24 godziny, rozjeżdża się w różne strony, obiecując spotkać się kiedyś w tym samym miejscu. Ale widz nie wie, czy rzeczywiście do tego doszło, i jak później potoczyły się ich losy. Na tym polega właśnie największy urok produkcji Richarda Linklatera. Wchodzenie drugi raz do tej samej rzeki wydawało się karkołomnym przedsięwzięciem. Fani oryginału byli załamani myślą, że magia otaczająca ich ulubiony film na zawsze się ulotni. Nic z tych rzeczy! Sequel, rozgrywający się w czasie rzeczywistym i składający się tak naprawdę z jednego wielkiego dialogu, okazał się tym, na co wszyscy fani podświadomie czekali. Nie ma tu żadnego pójścia na skróty, nikt nie starał się zrobić z tego kolejnej hollywoodzkiej komedii romantycznej. Wyszło tak, jak ci bohaterowie na to zasługiwali, co jest dużą zasługą odtwórców głównych ról, Julie Delpy i Ethana Hawke’a – współtworzyli oni scenariusz. Kolejna część, Przed północą, jest zresztą równie dobra.
Toy Story 3
Nie zrozumcie mnie źle – lubię Toy Story i doceniam ten film za to, że odmienił oblicze animacji. Ale nigdy nie umieściłbym tego tytułu na liście moich ulubionych. Co innego jego kontynuacje, z których wybija się zwłaszcza część trzecia. Oglądając tę produkcję jako tzw. młody dorosły, nie mogłem powstrzymać łez. Scenariusz tego filmu jest wybitny. Mimo że mówi się obecnie o części czwartej, dla mnie jest to idealne dopełnienie tej trylogii. W ciągu 90 minut seansu chce się na przemian płakać, śmiać, obgryzać paznokcie ze zdenerwowania… Twórcy w sposób rewelacyjny ukazali nieuchronność zmian, jakie zachodzą w życiu człowieka – a to niby tylko bajka. Jedna z trzech animacji, które nominowano do Oscara w kategorii najlepszy film.
Harry Potter i więzień Azkabanu
Pierwsze dwa filmy z serii o słynnym czarodzieju nie są produkcjami nieudanymi – dość wiernie odtwarzały wydarzenia z powieściowego oryginału i raczej podobały się najmłodszym fanom książek J. K. Rowling. Ci starsi przekonali się do filmowych adaptacji jednak dopiero po premierze Harry’ego Pottera i więźnia Azkabanu w reżyserii Alfonso Cuaróna. Ta część jest nie tylko bardziej mroczna i poważniejsza w wymowie, ale ma też więcej tego, co umownie nazywamy magią kina. Atmosfera tego filmu jest wyjątkowa – chyba dopiero tutaj udało się rzeczywiście przenieść klimat książek na filmową taśmę. Są tacy, którzy uważają, że to najlepsza ze wszystkich części serii. Cuarón z szacunkiem potraktował pierwowzór, ale jednocześnie naznaczył ten film swoim stylem. To jest klucz do ekranizowania słynnych powieści.