DOM Z PAPIERU. Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji!
Lata planowania Profesor postanawia przekazać wybranej przez siebie ekipie w trakcie trzymiesięcznego szkolenia. Koncepcja napadu, choć zupełnie oderwana od jakichkolwiek wcześniejszych produkcji, zdaje się leżeć gdzieś między Pieskim popołudniem a filmami o Robin Hoodzie – złodzieje próbują sprawiać wrażenie grupy buntowników, nie zaś pospolitych bandytów. Służą temu zuchwałe kreacje oraz okoliczności – skok dokonywany na mennicę sprawia, że opinia publiczna nie czuje się tym faktem pokrzywdzona – w końcu Tokio i spółka nikogo nie okradają. Nie zamierzają też krzywdzić zakładników, wręcz przeciwnie, są doskonale przygotowani, by zapewnić im wszelkie wygody. Każdy szczegół zdaje się dopracowany do granic możliwości, a zgłębiona przez Profesora psychologia społeczna wystarcza do rozwiązania wszelkich przeciwności losu, zanim te w ogóle nastąpią. Właśnie dzięki temu Dom z papieru tak często zaskakuje.
Akcja jest bardzo dynamiczna, a gdy naprzeciw sprytnych złodziei stają zastępy policji i antyterrorystów dowodzone przez Raquel Murillo (Itziar Ituño), atmosfera zagęszcza się z każdą minutą, niosąc ze sobą wiele niespodzianek. Trudno wśród dziewięciorga bandytów i próbującej dopaść ich policjantki wyznaczyć głównego bohatera. Scenarzyści nie szczędzili nam szczegółów na temat każdej z tych osób. Widzimy ich bieżące reakcje i ewoluujące wzajemne relacje, czasem akcja zwalnia, by przenieść nas nieco wstecz i pokazać istotne wydarzenia, które mogą wpływać na zachowania poszczególnych postaci. Niejednokrotnie są to bardzo intymne portrety, które zupełnie zmieniają nasze postrzeganie danej osoby. Chyba tylko ze względu na fakt, iż pełni rolę narratorki, za główną bohaterkę należałoby uznać Tokio. Jeśli jednak wybór miałby opierać się na aktorskich popisach, na prowadzenie zdecydowanie wysunąłby się Berlin. Narcyz, jednostka ewidentnie maniakalna, która mimo przyjemnej aparycji i szarmanckiego zachowania potrafi przerazić zwykłym uśmiechem.
Zachwytom mogłoby nie być końca, ale nie wszystko jest tu aż tak różowe. O ile bowiem każdy z odcinków urzeka sposobem prowadzenia tej trzymającej w napięciu historii, o tyle momentami nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że scenarzyści wykreowali plan… zbyt idealny. To zaś zabiłoby emocje – trzeba więc było wprowadzić pewne trudności, które niestety nie zostały przemyślane z równie dużą starannością. Ostatecznie bliżej mi do uwierzenia w najdziwniejsze wymysły Profesora, które rozbrajają działania policji, a mniej realistyczne zdają mi się zachowania, które pozornie są dość normalne, ale w tym konkretnym przypadku wypadają mało sensownie, czasem wręcz podejmując walkę na pięści z elementarnymi zasadami logiki. Przez to po raz pierwszy w życiu złapałem się na tym, że kibicuję przestępcom, by sprzątnęli kilkoro irytujących i zupełnie irracjonalnych zakładników. To jednak tylko kropelka dziegciu w tej beczce miodu!
Mimo pojedynczych zgrzytów Dom z papieru odbieram jako produkcję bardziej niż udaną. Serial robi to, co do niego należy – porywa i przez kilkanaście godzin trzyma w takim napięciu, że – jak napisał w serialowym podsumowaniu 2017 roku Rafał Oświeciński – “Dzieci płaczą, obiad się przypala, a ty nie potrzebujesz jedzenia ani picia – chcesz tylko dalej oglądać”. Jeśli więc poszukujecie idealnego kandydata do uskuteczniania binge-watching – Dom z papieru czeka.
Podobne wpisy
NA KONIEC SŁOWO WYJAŚNIENIA
Gdy już połkniecie Dom z papieru w całości, zapewne dopadną was dwa pytania: “Kiedy drugi sezon?” i (zakładając, że zaczniecie szperać w internecie) “Dlaczego drugi sezon ma tylko dwa odcinki?”. Oryginalnie serial emitowany był na kanale Antena 3 od maja do listopada 2017 roku. Niezależnie od tego, czy uznamy to za dwie nierówne serie, czy dwie części jednego sezonu, w Hiszpanii pierwsza część liczyła dziewięć odcinków, a druga sześć. Ten układ został przez Netflixa zachowany tylko w kraju pochodzenia produkcji, natomiast reszta świata otrzymała od internetowego giganta trzynaście odcinków, które były tak naprawdę ponownie pociętymi materiałami z pierwszego sezonu. Moment, w którym urywa się akcja serialu – okrutny cliffhanger! – został zachowany, a szukając informacji u źródeł, mocno zaspoilerowałem sobie dalszy rozwój sytuacji. Ostrzegam zatem: Nie róbcie tego! Po prostu uwierzcie mi na słowo, że kolejne 8-9 odcinków (tyle powinno ich być, jeśli Netflix ponownie potnie 70-minutowe oryginały do 45-50-minutowych odsłon) zafunduje nam jeszcze więcej akcji i jej pokręconych zwrotów. Pozostaje czekać na informacje o dacie polskiej premiery.
korekta: Kornelia Farynowska