NARKOTYKI W FILMACH – 22 najlepsze filmy
5. DRUGSTORE COWBOY (1989)
czyli leki z apteki
Narkotyki: morfina, amfetamina, metadon
Matt Dillon wespół z Kelly Lynch to para młodych ludzi uzależnionych od heroiny. Wędrują po Zachodnim Wybrzeżu rabując apteki w poszukiwaniu leków, które będą w stanie zaspokoić ich narkotyczny głód. Na swej drodze spotykają dwójkę junkies czyli ćpunów takich samych jak oni, ludzi przegranych, często cierpiących z powodu niewoli, w jaką popadli. Gus van Sant („Gerry”, „Moje własne Idaho”) sportretował narkomanów w sposób dowcipny (ten film to niemalże komedia), ale jednocześnie osadził bohaterów w brutalnym, bardzo prawdziwym świecie, w którym wszelkie nadzieje okazują się złudne, optymizm okazuje się mrzonką, czymś nieistniejącym, szczególnie gdy brakuje jakichkolwiek „wspomagaczy”. Do „Drugstore Cowboy” przylgnęła etykietka „kultowy”. Zasadnie czy nie, z pewnością obraz Van Santa wyrósł na gruzach złamanego tabu dotyczącego narkotyków przedstawiając bez upiększeń, za to z humorem, problem narkomanii.
4. TRAINSPOTTING (1996)
czyli życie aż do śmierci
Narkotyki: heroina
„Wyobraź sobie najwspanialszy orgazm, pomnóż przez tysiąc, a jeszcze będzie mało” – mówi główny bohater, Renton, wbijając sobie w żyłę igłę i wpuszczając powoli w swe ciało heroinę. Obraz życia grupki zbuntowanych młodych ludzi z przedmieść Edynburga: uwielbiają filmy, piłkę nożną, weekendowe imprezy; pogardzają pracą, rodziną, zajebistym telewizorem, odtwarzaczami kompaktów, ubezpieczeniami, garniturami i kredytem stale oprocentowanym. Powiedzmy, że kontestują rzeczywistość, tak jak ich ojcowie z „Easy Ridera”. Danny Boyle sięgnął po powieść Irvine Welsha by pokazać zgubne skutki sięgania po narkotyki. Zrobił to przewrotnie, bo pokazał, że przecież narkotyki są przyjemne. Skoro więc są, to po co kłamać, że nie są? Sponiewierają człowieka, doprowadzą do granicy szaleństwa, zaprowadzą do grobu, nie ma jednak co oszukiwać, że nie są przyjemniejsze od orgazmu. Nie jest jednak film Boyle’a poważnym dramatem społecznym. Zawiera w sobie i realizm i surrealizm, komizm łączy się z smutkiem, narkotyczne wizje z ciekawym portretem młodzieży brytyjskiej przełomu lat 80. i 90. Z pewnością jest też „Trainspotting” jednym z najważniejszych filmów brytyjskich pod koniec XX wieku. RECENZJA
3. NAGI LUNCH (1991)
czyli limburger flamboyant w moczu diabetyka i sromowej wydzielinie kokoty
Narkotyki: wszystkie rodzaje psychotropów
To nie jest film dla wszystkich. To ohydny, surrealistyczny obraz będący adaptacją powieści Williama Borroughsa. David Cronenberg, twórca co najmniej skandalizujący (późniejsze „Crash”), dogłębnie badający ciemne zaułki dusz ludzkich, zmieszał powieściowe wątki z biografią człowieka, który obok Timothy’ego Leary i Jacka Kerouaca był chodzącą ikoną kontrkultury lat 60. (tak zwani beatnicy). Borroughs swą książkę popełnił w 1959 roku będąc w środku trwającego kilkanaście lat uzależnienia od heroiny i innych tzw. twardych narkotyków („Nie lubię psychodelików” mawiał, co znaczyć mogło, że lekkie dragi są niegodne twardego, męskiego życia). Trudno powiedzieć, o czym mówi Borroughs, a co sfilmował Cronenberg. Widzimy z pewnością fikcyjny świat Interzone, stworzony w przepełnionym heroiną i trutką na karaluchy umyśle podrzędnego pisarza i specjalisty od dezynsekcji w jednej osobie (w tej roli Peter ‚Robocop’ Weller). Interzone to zniekształcony obraz rzeczywistości, w której mówiąca odbytnica, kopulująca maszyna do pisania i wielkie, mięsożerne stonogi brazylijskie są narkotycznym koszmarem, od którego uzależniony główny bohater stara się uciec. „Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone” czyli wszystko jest fikcją, ćpuńską halucynacją, rzeczywistość nie istnieje. „Nagi lunch” to obraz niezmiernie… dziwny, odrealniony, hipnotyczny, przerażający. O inspiracjach Davida Cronenberga
2. LAS VEGAS PARANO / Fear and Loathing in Las Vegas (1998)
czyli Co my robimy w krainie nietoperzy?
Narkotyk: LSD, marihuana, kokaina i wszystko, co się znajdzie.
1971. W roku tym rozpadł się zespół The Beatles, wojna w Wietnamie trwała w najlepsze, minął festiwal w Woodstock, minęli bezpowrotnie także ludzie nadający kształt ówczesnemu stylowi życia. Janis Joplin, Jimi Hendrix, Jim Morrison zmarli z przedawkowania narkotyków. Pewien dziennikarz postanowił napisać komentarz do zmieniającej się rzeczywistości i popełnił powieść „Fear and Loathing in Las Vegas”. Był to ekscentryczny zapis podróży samego autora czyli Harry’ego S. Thompsona i jego przyjaciela Oscara Zeta-Acosta, uznanego prawnika. W filmie w ich role wcielają się Johnny Depp i Benicio del Toro, którzy, podobnie jak książkowi bohaterowie, wybierają się do miasta, które nigdy nie zasypia – Las Vegas – w celu zarejestrowania wydarzeń towarzyszących popularnemu wyścigowi Mint 400. Wędrówka niesamowita, bo z wszelkimi rodzajami narkotyków, z którymi człowiek może się na swej życiowej drodze spotkać. Mieliśmy dwie torby trawy, 75 tabletek Meskaliny, 5 znaczków LSD, pół solniczki kokainy i całą galaktykę przymulaczy i rozśmieszaczy, a także litr Tequilli, litr rumu, skrzynkę piwa, pół litra surowego eteru i dwa tuziny amelu. Nie potrzebowaliśmy wszystkiego, ale jak człowiek zacznie już zbierać dragi nie może się opamiętać. Terry Gilliam, autor „12 małp”, „Brazil”, „Fisher Kinga”, stworzył film kompletnie surrealistyczny, składający się wyłącznie z szalonych narkotykowych odjazdów. I w ten tylko sposób należy „Las Vegas Parano” odbierać – ekranizację odurzeń kwasami i pięcioma łykami eteru.
1.REQUIEM DLA SNU / Requiem for a Dream (2000)
czyli opowieść o ludziach, którzy skaczą z samolotu i nagle – pomiędzy niebem a ziemią – uświadamiają sobie, że nie mają spadochronów
Narkotyki: kokaina, amfetamina, heroina
Film bardzo brutalny, bo nie tylko o narkotykowych uzależnieniach. Wpatrzeni w telewizję, wciągnięci w sieć, wpatrujący się w liche, błyskotliwe obrazki uzależniamy się od wyobrażeń tego, jak życie powinno wyglądać, w jaki sposób ma działać ciało i umysł. Narkotyki to świetne remedium na różne problemy – są znakomitym plastrem na duszę, leczą ciało z niemocy. Skutki uboczne? Oczywiście obecne, ale można je zepchnąć na bok kolejną dawką speeda, kolejną chmurą w płucach, kolejnym zastrzykiem – można tak żyć, czyż nie? Darren Aronofsky opowiada historię kilku ludzi, którzy zostali zniewoleni narkotykami, ale reżyser nie zrzuca winy wyłącznie na używki. Byłoby to nazbyt infantylne, bo z pewnością autor „Pi” stroni od antynarkotykowej propagandy. W jednym z wywiadów powiedział: „Requiem dla snu nie jest filmem o narkotykach. To analiza zjawiska uzależnienia. Chciałem pokazać, że nie ma różnicy między nałogowym piciem kawy, braniem narkotyków, opychaniem się słodyczami i oglądaniem telewizji. Te nałogi są takie same. Osoba, która postanowiła, że nie będzie palić męczy się tak samo jak ktoś kto próbuje schudnąć.” W poszukiwaniu szczęścia kompletnie zapominamy o innych, a nawet o sobie – niszczymy własne wnętrze, własne życie.
Aktorzy zaproszeni na plan filmowy (przejmujące role Ellen Burstyn, Jareda Leto, Damona Wayansa, Jennifer Connely) zagrali za najniższe z możliwych stawek, odseparowali się od wszystkich i uczestniczyli przez miesiąc w próbach z tekstem powieści Huberta Selby’ego, którego książka stała się podstawą scenariusza Aronofskiego. W tym czasie reżyser intensywnie pracował nad koncepcją artystyczną filmu. Szczególnie ważne w „Requiem…” są wizje, które nawiedzają bohaterów pod wpływem amfetaminy, marihuany czy heroiny. Koszmar narkotykowego głodu przeplata się z niebiańskim spokojem tuż po zażyciu browna. Film Darrena jest niewątpliwie duszący, nieprzyjemny. Niemniej – genialny. W swoim gatunku klasyk i najlepsza lekcja, jaką może dać nauczyciel swoim uczniom, gdyby chciał pokazać, czym jest uzależnienie – co jest tak fascynującego w narkotykach oraz co jest w nich tak okropnego.
Bonus! Śmieszno-straszna scena z Wilka z Wall Street.
Dzieci, pamiętajcie! Narkotyki są złe!