NAJMOCNIEJSZE polskie filmy
8. Cześć, Tereska (reż. R. Gliński, 2001)
Tereska nie jest ani brzydka, ani ładna, ani mądra, ani głupia. Nie ma specjalnego talentu, nie ma specjalnych zainteresowań. Jej rodzina nie jest idealna, ale lubiący wypić ojciec to zbyt mało, by dziewczynką zainteresowała się opieka społeczna. Nie otacza jej nikt, kto mógłby stać się dla niej pozytywnym autorytetem i przewodnikiem po trudnym okresie dorastania. Wobec braku dostatecznie silnych dobrych wzorców nastolatka zwraca się ku charyzmatycznej, zdeprawowanej koleżance z zawodówki. W filmie Glińskiego zło bierze się bowiem z rzeczy banalnych – z nudy, marazmu, nijakości, bylejakości, braku perspektyw; z żartu, takiego jak częstowanie wódką kilkuletniej Tereski przez rodziców w początkowej scenie. Nastolatki z Cześć, Tereska są dojmująco przeciętne, a czarno-białe kadry, w jakich reżyser zamknął ich życie, jako jedyną dostatecznie atrakcyjną formę ucieczki oferują przemoc, używki i zło.
Bolesna opowieść inicjacyjna traktująca proces dorastania jako postępującą degradację nie miałaby takiej siły rażenia, gdyby reżyser nie obsadził w głównych rolach naturszczyków. Gliński swoich aktorów szukał w poprawczakach, a na planie wielokrotnie pozwalał im na improwizację, dlatego właśnie dialogi brzmią tak naturalnie. Historia odtwórczyni tytułowej roli, Aleksandry Gietner, może posłużyć za smutny epilog dla całej historii, a także za możliwy scenariusz, według którego mogłoby potoczyć się dorosłe życie Tereski. Młoda aktorka otrzymała od losu wyjątkową szansę na wyrwanie się z patologii. Rola u Glińskiego zagwarantowała jej liczne nagrody, uznanie krytyki, zainteresowanie mediów, wreszcie: zaproszenie do Stanów Zjednoczonych, gdzie miała odebrać statuetkę dla najlepszej debiutantki na festiwalu w Chicago. Nie pojechała. Gdy odlatywał jej samolot, obrabowywała właśnie dom 78-letniej staruszki w Pabianicach. Później jeszcze wielokrotnie miała problemy z prawem, a jej dzieci ze względu na alkoholizm matki wychowują się w sierocińcu.
7. Plac Zbawiciela (reż. K. Krauze, J. Kos-Krauze, 2006)
Kino interesujące się człowiekiem i realnymi tragediami, które częściej niż od wielkiej niespełnionej miłości zaczynają się od problemów ze spłaceniem kredytu. To, co w filmie małżeństwa Krauze boli najbardziej, to obraz rodziny. Zwyczajnej, normalnej, a potrafiącej krzywdzić się z patologicznym wyrachowaniem. Od zabawkowej piłki, która niby przypadkiem uderza w pieska – wywołując okrutny śmiech u wszystkich zgromadzonych – po dzieci rzucające zabawkami i wyzwiskami we własną matkę, pogrążoną w depresji. W tym filmie ukryta przemoc infekuje wszystkie relacje międzyludzkie jak rak. Pamiętam wpis jakiegoś użytkownika na filmowym forum: „szczęśliwi ludzie, którzy w tym filmie nie dostrzegają odprysków z życia swojej własnej rodziny”. To jeden z najsmutniejszych portretów polskiego społeczeństwa: ledwo wiążącego koniec z końcem, sfrustrowanego, nieszanującego bliźnich, któremu komunizm odebrał ciepło i serdeczność, a transformacja – tożsamość i głębię. Głównych bohaterów, stłoczonych w ciasnym mieszkanku, jest trójka, ale w tym kinie rządzą kobiety – wybitna Jowita Budnik i jeszcze wybitniejsza Ewa Wencel.
6. Wojaczek (reż. L. Majewski, 1999)
Film poświęcony ostatnim dniom życia Rafała Wojaczka jest dokładnie taki, jak poezja tego poety: niepokorny, turpistyczny, rozpaczliwy i przesiąknięty widmem śmierci. Lech Majewski potrafił nadać swojemu wybitnemu dziełu wartość uniwersalną i uczynił z całości przejmujące studium umierania. Wstrząsające wrażenie wywiera zderzenie nadwrażliwej, kruchej, wybitnie uzdolnionej jednostki z odrażającą, wstrętną, pokraczną rzeczywistością zapełnioną podłymi i zapijaczonymi ludźmi. Genialnie obsadzony, bo uderzająco podobny do Wojaczka, Krzysztof Siwczyk stopniowo odwraca się od rzeczywistości w stronę swojego poranionego wnętrza, a widz obserwuje, jak nieuchronnie i konsekwentnie zmierza w stronę samobójstwa. Przepiękny, niezapomniany film.
5. Pokłosie (reż. W. Pasikowski, 2012)
Tragedia w Jedwabnem wydarzyła się naprawdę. Gorzej: takich miejscowości, w których dochodziło do pogromów ludności żydowskiej, było w Polsce zdecydowanie więcej. Pogódźcie się z tym. Zamiast przeinaczać własną historię, przyjrzyjcie się faktom. Film Pasikowskiego budzi nie mniejsze emocje niż książki Jana Tomasza Grossa, którego Sąsiedzi stali się punktem wyjściowym dla Pokłosia. Odrzucając na bok dyskusje polityczne: obraz ten jest nie tylko mocnym rozliczeniem się z narodowymi mitami i kijem wbitym w sam środek mrowiska zwanego historią. To także wstrząsający portret ludzkiej znieczulicy i zezwierzęcenia. Przestroga przed ciemnotą, uprzedzeniami i nieprzemijającym okrucieństwem mechanizmów zbiorowych, którym jakże łatwo poddaje się człowiek.