NAJMNIEJ sympatyczni główni bohaterowie w FILMACH SCIENCE FICTION
Justine (Kirsten Dunst), „Melancholia”, 2011, reż. Lars von Trier
Patrząc na Kirsten Dunst, widzi się Justine i odwrotnie. To ciekawy związek między aktorką a odgrywaną przez nią postacią. Wolałbym jednak, żeby aktorka nie posiadała tak trudnej osobowości, jak jedna z filmowych protagonistek, wpisująca się swoim charakterem w całą trudność recepcji obrazu Larsa von Triera, opartego na analizie reakcji ludzi w obliczu zbliżającego się końca świata przez uduszenie. Brak tlenu przecież jest przyczyną zmian w zachowaniu, kłopotliwych dla otoczenia halucynacji, a potem niespiesznej, męczącej śmierci. Co z tego jednak, że zdajemy sobie sprawę, że to wszystko przez gwiazdę Melancholię. Justine i tak odbieramy jako histeryczną, psychopatyczną, nieobliczalną bohaterkę, której nie da się polubić.
Herbert West (Jeffrey Combs) i Dan Cain (Bruce Abbott), „Reanimator”, 1985, reż. Stuart Gordon
Przykład mieszanki horroru, czarnej komedii i fantastyki naukowej w najlepszym wydaniu, jakie tworzono w latach 80. Wymieniłem dwie postaci, Herberta Westa i Dana Caina, ale w niesympatyczności na pierwsze miejsce wysuwa się ten pierwszy. Jego kolega po lekarskim fachu jest nieco bardziej „niewinnej” urody i milszego zachowania. West natomiast to zadufany w sobie, szalony naukowiec, traktujący innych jak śmieci. Jego postać skonstruowana jest na zasadzie kombinacji najgorszych cech, łącznie z tymi szablonowymi, których nie lubi się stereotypowo – wątłej budowy, krzykliwy okularnik o psychopatycznych tendencjach. A może Herbert West jest po prostu aspołecznym, skupionym na własnej pracy naukowcem? Dan Cain za to trochę ginie przy nim. Nie jest tak szalony, lecz brakuje mu zdecydowania i charyzmy. Nabiera jej o wiele zbyt wolno, żeby przebić Westa, tyle że to charyzma negatywna.
Dana Scully (Gillian Anderson), seria „X-Files”
Dla wielu atrakcyjna, niezależna, mądra, odważna, zdecydowana, wręcz dominująca – to cechy kobiecych bohaterek lubianych przez współczesne kino, a we wcześniejszych czasach, kiedy serial Z archiwum X zdobywał popularność, zapewne ceniona przez sukcesywnie rozrastające i dojrzewające męskie grono widzów. Są jednak skazy na tym wizerunku, bo w porównaniu z Foxem Mulderem Dana Scully była skłonna bardziej denerwować widza, burzyć mu obraz fabuły, który tak mozolnie swoimi koncepcjami wybudował jej partner z FBI. Niesympatyczność Scully więc na tym polegała, że próbowała cały czas kontestować pomysły Muldera. I to te najbardziej związane z obcymi, a więc równocześnie najbardziej interesujące dla widza.
Cornelius (Roddy McDowall) i Zira (Kim Hunter), „Planeta Małp”, 1968, reż. Franklin J. Schaffner
Sytuacja braku sympatyczności u Corneliusa i Ziry jest analogiczna do niesympatyczności Jake’a Sully’ego z Avatara. Produkcje dzieli kilkadziesiąt lat, lecz przyczyna tworząca problem pozostała taka sama – maska, czy to tworzona wirtualnie, czy nakładana na twarz aktora fizycznie. Mało tego, Cornelius i Zira to zwierzęta, a raczej nie jesteśmy jako przedstawiciele gatunku ludzkiego przyzwyczajeni i ewolucyjnie przystosowani do akceptowania, że inny gatunek nagle przejmie naszą funkcję. To nie jest sympatyczne, wręcz powoduje agresję na poziomie instynktownym.
Donnie Darko (Jake Gyllenhaal), „Donnie Darko”, 2001, reż. Richard Kelly
O ludziach sympatycznych mówi się, że wywołują przyjemne reakcje emocjonalne, są życzliwi, kontaktowi, pomocni i przychylni, rozumieją dużo i nie trzeba im wielu rzeczy tłumaczyć. Tego o Donniem Darko powiedzieć nie można. Już sam jego wyraz twarzy mówi wszystkim dookoła bardzo jasno, żeby trzymali się z daleka, bo mogą wziąć udział w dziwnych wydarzeniach, lub wręcz coś niebezpiecznego może się im stać. Takiego protagonisty nie da się polubić. Można go obserwować, analizować, dziwić się jego postępowaniu, lecz nic poza tym. Donnie Darko jest postacią nadającą się na zajmujące dziesiątki tysięcy znaków rozważania o naturze ludzkiej psychiki oraz w tym przypadku związku postępowania bohatera z koncepcją upływu czasu, liniową lub zupełnie przeciwną takiemu postrzeganiu entropii.