Najlepsze postaci z SERIALI
Które postaci z seriali telewizyjnych podbiły nasze serca? Zapraszamy do zapoznania się z naszymi typami i – jak zwykle – do przedstawiania własnych propozycji w komentarzach! Do której piątki wam najbliżej?
Filip Pęziński
1. ALF (ALF) – jest coś niezwykłego w postaci ALF-a, znanego też na swoim rodzinnym Melmacu jako Gordon, że uwielbiałem tę postać jako kilkulatek, jako nastolatek i uwielbiam wciąż, mając lat niemal trzydzieści. Lwia w tym zasługa znakomitego, ciętego poczucia humoru, ale też lekkości, z jaką ALF porusza się po naszej kulturze i popkulturze oraz specyficznie objawiającej się nieraz troski o rodzinę Tannerów.
2. Dustin (Stranger Things) – chociaż uwielbiam niemal każdą postać z serialu braci Duffer, to Dustin ma w moim sercu specjalne miejsce. Łączy on nerdowskie zacięcie z przygodową duszą, a w każdej, nawet najbardziej napiętej sytuacji potrafi zdobyć się na niewymuszony humor. Kompan idealny.
3. David (Sześć stóp pod ziemią) – Sześć stóp pod ziemią jak żaden inny serial dał mi poczucie, że nie obcuję z fikcją, ale prawdziwymi, pełnowymiarowymi ludźmi. Wśród nich najbardziej polubiłem Davida, jego zmagania z własną seksualnością, poczuciem odrzucenia, nieśmiałością i traumami.
4. Andrzej (Glina) – Glina to mój ulubiony polski serial, który uwielbiam m.in. dzięki postawionemu w centrum bohaterowi Jerzego Radziwiłowicza. Wyniszczonemu przez życie, pracę i związki policjantowi, którego cynizm i rozczarowanie światem nigdy nie przysłoniły mu celu. „Same wady i tylko jedna zaleta – nigdy się nie skundlił”, jak opisał go jeden z bohaterów.
5. Jimmy (Zadzwoń do Saula) – najciekawsza, najbardziej charyzmatyczna i magnetyczna postać tego uniwersum. A przy tym najbardziej niejednowymiarowa. Jimmy daje się kochać, daje się nienawidzić. Nie pozwala tylko przejść obok siebie obojętnie.
Łukasz Budnik
1. Dale Cooper (Twin Peaks) – cudowny protagonista. Bezbłędnie napisany i zagrany, rozbrajający swoją dziecięcą niemal ekscytacją prostymi rzeczami, ale też mający tyle charyzmy i umiejętności, że ufamy mu bezgranicznie i czujemy się bezpiecznie, gdy jest na ekranie. Chciałoby się z nim zjeść wiśniowy placek i napić się kawy.
2. Jimmy McGill / Saul Goodman (Breaking Bad / Better Call Saul) – jakże fantastyczny był pomysł na to, by opowiedzieć historię Jimmy’ego McGilla! Już w Breaking Bad postać ta była jednym z najjaśniejszych punktów serialu, ale to, w jaki sposób rozwiniętego Jimmy’ego w jego własnym serialu, zasługuje na najgłębsze pokłony. Dość powiedzieć, że po zapoznaniu się z prequelem nie sposób patrzeć na Breaking Bad tak samo jak wcześniej. Wspaniały Bob Odenkirk.
3. Billy Butcher (The Boys) – trudno powiedzieć, by Butcher był w stu procentach pozytywną postacią, jednak trudno mu nie kibicować w jego misji, szczególnie znając historię tego bohatera. Karl Urban już w Dreddzie udowodnił, że jest chodzącą charyzmą (i to mając zasłonięte pół twarzy), tutaj tylko to podkreśla.
4. Stanley Hudson (Biuro) – Stanleya w Biurze nie oglądamy oczywiście tak dużo, jak Michaela, Dwighta czy Jima, ale udaje mu się kraść każdą scenę, w której się znajduje. Jego wywracanie oczami, sarkastyczne komentarze i ciągła irytacja (no, chyba że akurat jest dzień precla) to komediowe złoto.
5. Desmond Hume (Zagubieni) – wspaniała postać, którą pamiętam po pierwsze dzięki znakomitym, oryginalnym odcinkom centrycznym, a po drugie dzięki cudownemu wątkowi miłosnemu. Odcinek The Constant to ścisła czołówka serialu, a scena z pewną rozmową telefoniczną wzrusza za każdym razem.
Agnieszka Stasiowska
1. Walter Hartwell White (Breaking Bad) – przepraszam, Steve, nie może być inaczej. Walter White bowiem to absolutny majstersztyk i cudeńko, zarówno scenariuszowe, jak i aktorskie. Postać zahukanego nauczyciela chemii, który przepoczwarza się w najważniejszą personę narkotykowego kartelu, to wspólne dzieło Vince’a Gilligana i Bryana Cranstona. Ten pierwszy stworzył potwora, ten drugi dał mu wiele twarzy. Od pierwszego do ostatniego odcinka oglądałam jego, i tylko jego, z niezmienną fascynacją.
2. Kobieta Pracująca (Czterdziestolatek) – przepraszam, Steve, panie przodem. Najbardziej charakterna postać na polskim ekranie, może śmiało konkurować z większością postaci produkcji światowych. Bez niej serial Jerzego Gruzy straciłby dobre 80% dowcipu, to na jej pojawienie się – w coraz to nowszej roli – czekałam w każdym odcinku. Jak to w jednej z serialowych kwestii z humorem podkreśliła Irena Kwiatkowska: „Na wygląd trzeba sobie zapracować”. Na nieśmiertelność też, i pani Irenie udało się to zrobić we wspaniałym stylu.
3. Steve Harrington (Stranger Things) – twoja kolej, Steve, zapraszam. Nie ma to nic wspólnego z obłędnym hype’em na tę postać, który podniósł się w internetach. Niezależnie od niego uważam, że Steve to jedna z najbardziej ujmujących postaci serialowych ostatnich lat. Po raz kolejny mamy do czynienia z ewolucją postaci, tym razem nie w mroczną, ale w uroczą stronę. Najlepsza samotna matka w Hawkins z sympatyczną buźką Joe Keery’ego mnie też chwyciła za serce.
4. Simon Bellamy (Misfits) – ja chyba po prostu lubię, kiedy postacie się zmieniają. Także w przypadku Simona (niepowtarzalny Iwan Rheon) to zmiana z introwertycznego dziwadła w zbawcę świata zrobiła na mnie duże wrażenie. Simon intrygował mnie już wcześniej, zarówno jego wykroczenie, jak i zachowanie świadczyły o tym, że jest jednostką mocno nietypową, ale to, kim się ostatecznie stał, i to, co ostatecznie osiągnął, podczas pierwszego seansu serii wbiło mnie w fotel. Podczas kolejnych zresztą też.
5. Pięć (Umbrella Academy) – nie, Pięć się nie zmienia. Od samego początku jest tym przemądrzałym, irytującym gnojkiem w krótkich spodenkach, który zbyt często ma rację i jako jedyny wie, co robić. Byłam nieźle zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, jak młody jest Aidan Gallagher, który wciela się w tę rolę. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że to jego talent uczynił Pięć tym, kim jest, wyniósłszy postać na zupełnie nowy poziom. Zaczepny, wiecznie naładowany, z szaleństwem w oku – nie, Pięć się nie zmienia. I niech tak zostanie.
Natalia Hluzow
1. Michael Scott (The Office) – na liście moich ulubionych postaci z seriali właściwie wszystkie miejsca mogliby zajmować bohaterowie The Office. O pierwszeństwo z szefem najbardziej wytrwale walczył Jim Halpert. Zwyciężył jednak Michael, bo to on jest najbardziej wielowymiarową i zniuansowaną postacią tego serialu. Jasne, że bywa mocno przerysowany, straszliwie durny, pozbawiony ogłady i jakichkolwiek kompetencji społecznych, a jego zachowanie jest skrajnie żenujące. Steve Carell nadał mu jednak tyle odcieni, że nietrudno zauważyć, z czego to wynika. Michael jest bowiem osobą niesamowicie głodną miłości i akceptacji, których otrzymał w życiu bardzo niewiele. Wszystkie swoje lęki i kompleksy przykrywa wygłupami. W głębi serca jest zaś głęboko wrażliwy, podatny na zranienia i w gruncie rzeczy dobry. Za każdym razem, gdy oglądam The Office, w równej mierze się za niego wstydzę, co mam ochotę go przytulić.
2. Jake Peralta (Brooklyn 9-9) – wiem, że Jake bywa nieco dziecinny, a jego metody ścigania przestępców są mocno niekonwencjonalne, ale to najsłodsza, najmilsza, najbardziej dobroduszna, prostolinijna i bezpretensjonalna osoba, jaką widziałam w telewizji. Andy Samberg stworzył bohatera tylko z pozoru wpisującego się w sitcomowy stereotyp klasowego błazna, który ma nas bawić tym, że niczego nie traktuje poważnie i zawsze zawala sprawę. Ilekroć obawiasz się, że Peralta da ciała, on wychodzi z sytuacji obronną ręką i nigdy nie zawodzi swoich przyjaciół. No i do tego jest fanem popkultury. Mężczyzna (prawie) idealny!
3. Fleabag (Fleabag) – bohaterka wykreowana przez Phoebe Waller-Bridge jest mi najbliższa ze wszystkich wymienionych tu postaci. Śledząc jej perypetie, całym sercem czułam jej ból, strach i rozpacz skrzętnie ukrywane pod sarkazmem. Bo choć Fleabag to serial komediowy, wywołuje głównie śmiech przez łzy.
4. Selina Meyer (Veep) – główna bohaterka serialu Veep to królowa cringe’u, nietaktu i braku ogłady, która momentami prześciga w tych kwestiach samego Michaela Scotta. Poza tym niewiele łączy ją z regionalnym managerem Dunder Mifflin. Polityczka, która po trupach dochodzi do władzy i dla własnych korzyści jest gotowa wepchnąć pod pociąg własną matkę czy córkę, to naprawdę najgorszy człowiek na świecie. Państwo Underwood mogą się przy niej schować. Nikt tak wspaniale nie obnaża zepsucia polityków jak postać Seliny Meyer. Nikt też nie jest tak świetnym lustrem dla kobiet, które uważają, że mogą coś osiągnąć tylko wtedy, gdy będą gardziły wszystkim, co kobiece. Julia Louis-Dreyfus zasłużyła nie tylko na 6 nagród Emmy, ale na wszystkie możliwe wyróżnienia za to, jak przez siedem sezonów prowadziła tę zepsutą do szpiku kości postać, od której nie da się oderwać wzroku.
5. Roy Kent (Ted Lasso) – mruk o złotym sercu to chyba mój ulubiony typ postaci. Nie tylko w serialach. Od pierwszych odcinków Teda Lasso sprawa była więc przesądzona. Musiałam pokochać Roya Kenta. A po tym, co zaprezentował w drugiej połowie 2. sezonu, już kompletnie straciłam dla niego głowę. Uwielbiam patrzeć na wiecznie naburmuszoną minę Bretta Goldsteina, słuchać jego przekleństw i przyglądać się, jak grany przez niego piłkarz zgrywa najtwardszego z twardzieli, podczas gdy jego relacje z Phoebe i Keeley udowadniają, jak ciepłym i kochającym jest człowiekiem. Byłam jedyną osobą, która piszczała z radości, kiedy Goldstein pojawił się w scenie po napisach Thora: Miłości i gromu, i wcale się tego nie wstydzę.