Najlepiej zapowiadające się aktorki
Elle Fanning (ur. w 1998)
Mimo tego, że Dakota i Elle Fanning zadebiutowały w tym samym roku (2001), to przez długi czas uwagę opinii publicznej zwracała raczej ta starsza, czyli Dakota. Kilkanaście lat po debiucie sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej. Elle dobiera role o wiele staranniej. W momencie, gdy jej siostra rzuca one-linery w „Zmierzchu”, ona gra u Francisa Forda Coppoli, J.J. Abramsa, Sofii Coppoli. Co więcej, Elle sprawdza się w beztroskim kinie nowej przygody równie dobrze, jak w filmach zdecydowanie poważniejszych, bardziej skomplikowanych. Jej potencjał dramatyczny wydaje się wciąż rosnąć.
Mimo młodego wieku radzi sobie z rolami, w których musi zbudować relacje z dojrzałymi ludźmi. I nie zawsze chodzi tu o związki typowe dla kontaktu dziecka z dorosłym. Najelpszym przykładem będzie tu oczywiście „Somewhere” Coppoli, odsyłam jednak również do teledysku „Leaning Towards Solace” Sigur Ros, gdzie Fanning daje popis umiejętności u boku Johna Hawkesa. To właśnie ten aspekt jej aktorstwa jest najbardziej intrygujący, dziwne połączenie dziecięcej aparycji oraz wrażliwości z mądrością zarezerwowaną raczej dla tych starszych, po przejściach. [Filip Jalowski]
Vanessa Hudgens (ur. w 1988)
Jeżeli kojarzycie Vanessę Hudgens tylko i wyłącznie z trylogią „High School Musical” to żyjecie przeszłością. Urodzona w Salinas aktorka od wielu lat walczyła o to, aby zerwać z wizerunkiem gwiazdki Disneya i jej się to udało.
Przed kamerą debiutowała w 2003 roku małą rolą w udanej „Trzynastce”, a rok później zagrała w familijnym „Thunderbirds”, ale jej czas miał dopiero nadejść. Eskalacja popularności przyszła wraz z produkcją „High School Musical” z 2006 roku. Ten telewizyjny (!) film pobił wszelkie oczekiwania i w USA w dzień premiery przed telewizorami zgromadził ponad 7,7 miliona widzów. Nic dziwnego, że natychmiast status gwiazd, oprócz Vanessy, osiągnęli też Zac Efron oraz Ashley Tisdale. Stacja Disney Channel wiedziała, że to kura znosząca złote jaja, więc „HSM” doczekał się dwóch sequeli, z czego ostatnia część znalazła się w dystrybucji kinowej, oraz spin-offu – „Boska przygoda Sharpay” z 2011 roku, gdzie pierwsze skrzypce grała Ashley Tisdale. Na tym się nie skończyło, format został sprzedany do innych krajów, i tak światowa kinematografia wzbogaciła się o „High School Musical” w wersji argentyńskiej (2008), meksykańskiej (2008), brazylijskiej (2009) oraz chińskiej (2010). Do tego wszystkiego, trasy koncertowe, płyty, komiksy, i tak dalej, i tak dalej, w ten sposób się robi biznes.
Pokłosiem sukcesu „HSM” było kojarzenie Vanessy Hudgens jako cudownego dziecka Disneya, dlatego aktorka podjęła decyzję o zmianie wizerunku, ale pierwszy film, w jakim zagrała po głośnej trylogii, jeszcze wpisywał się w klimat kina młodzieżowego. Był to bardzo udany „Bandslam” z 2009 roku, gdzie na ekranie pojawili się także Gaelan Connell, Aly Michalka oraz (kradnąca każdą scenę, w której się pojawiła!) Lisa Kudrow.
Zmiana przyszła dopiero z rokiem 2011, to właśnie wtedy czarnowłosa piękność zagrała w „Sucker Punch”, gdzie Zack Snyder położył szczególny nacisk na to, aby obecne na ekranie panie z dumą prezentowały swoje zgrabne nogi oraz dekolty. Za przełom oczywiście należy uważać świetne „Spring Breakers” z 2012 roku. Harmony Korine jednocześnie zażartował sobie z amerykańskiej popkultury, jak i oddał jej hołd, a przy okazji dał na ekranie wyszaleć się Vanessie Hudgens i Ashley Benson. Dalej, pomijając familijną „Podróż na tajemniczą wyspę” z 2012 roku, Hudgens zajęła się rolami prostytutek, najpierw w „Polowaniu na łowcę”, a następnie w epizodzie w „Maczeta zabija”. Jej filmografię zamyka zmiażdżony przez krytyków „Gimme Shelter”, jednak warto zwrócić uwagę na tę produkcję. Aby przygotować się do roli ciężarnej nastolatki trafiającej do schroniska dla młodych matek, nie tylko specjalnie przytyła, ale też naprawdę spędziła kilka dni w takiej placówce. Oczywiście aktorka już pracuje nad kolejnymi obrazami, w przyszłym roku w kinach pojawi się komediowy horror „The Kitchen Sink” z jej udziałem.
Vanessa Hudgens swoich sił próbowała również jako wokalistka, wydała dwie studyjne płyty; pierwszą pt. „V” w 2006 roku, natomiast drugą „Identified” w 2008 roku. W ubiegłym roku ukazał się jej nowy singiel zatytułowany „$$$ex”. [Krzysztof Połaski]
Scarlett Johansson (ur. 1984)
Współczesny symbol seksu. Kiedyś była nim Greta Garbo, Elizabeth Taylor, Audrey Hepburn, Kim Basinger, Monica Belucci (ta wciąż jest), teraz wyobraźnią mężczyzn rządzi Scarlett. Uroda – to oczywiste i nawet grube łydki w delektowaniu się nie przeszkadzają. Głos – to mniej oczywiste, ale 29-latka ma jeden z najbardziej charakterystycznych, co skrzętnie wykorzystał Spike Jonze w “Her”. Ale i za tym wszystkim wielki talent, który jeszcze nie został dostatecznie wyraźnie potwierdzony, a nade wszystko odwaga w doborze ról w filmach gdzieś na obrzeżach kina, co nie znaczy, że nie romansuje z typowo hollywoodzkim wyrobnictwem (“The Avengers”). W filmach występuje od 5 roku życia, a niektórzy 14-letnią Scarlett mogą kojarzyć z roli w “Zaklinaczu koni” Roberta Redforda. Ale przede wszystkim wszyscy zakochali się w jej nostalgicznym spojrzeniu, nonszalancji i niezwykłym uroku w “Między słowami”, potem przyszedł czas na bardzo solidne występy u Woody’ego Allena, romans z Marvelem (który będzie rozwijany przez lata) i kilka mniej lub bardziej znaczących filmów, w których Johansson grała najczęściej pierwsze skrzypce. Czy wszędzie tak samo? Poniekąd tak, bo zawsze jest dość ponętna, wyraźnie gra swoim seksapilem – i taka też jest w “Under the Skin” Jonathana Glazera z tego roku, ale jakby bardziej, jakby celowo bawiła się swoim wizerunkiem (co już przynosi profity w postaci nominacji do BAFTA). Gdzie ją zobaczymy za parę lat? Obecnie jest na szczycie popularności, ale skupienie na jakości domaga się jednak zstąpienia z piedestału, czego jej przewrotnie możemy życzyć. [Rafał Oświeciński]
Jennifer Lawrence (ur. w 1990)
Dwudziestoczteroletnia ulubienica Ameryki z trzema nominacjami do Oskara i jedną statuetką na koncie. Czego by o niej nie napisać, będzie prawdopodobnie za mało – najpierw pokazała, że umie grać („Do szpiku kości”), potem zdobyła wielką publiczność dzięki roli w „Igrzyskach śmierci”, a na koniec przypieczętowała swój status bezpretensjonalnymi wygłupami na zeszłorocznej ceremonii rozdania Oskarów. Ostatnio można co prawda odnieść wrażenie, że Jennifer się trochę przejadła – w końcu przez miniony rok wszędzie było jej pełno – ale jestem pewien, że ma jeszcze bardzo wiele do zaoferowania, bo to ten typ aktorki, która w kolejne role potrafi wcielać się z zaskakującą naturalnością. Lawrence ma zresztą świadomość, że „jest jej trochę za dużo” i w najbliższym czasie planuje zrobić sobie przerwę od grania w filmach. Można śmiało przypuszczać, że kiedy wróci, znowu nas czymś zaskoczy. [Grzegorz Fortuna]
PRZECZYTAJ ARTYKUŁ O JENNIFER LAWRENCE
Rooney Mara (ur. 1985)
Amerykanka, urodzona w 1985 roku, podbój kina zaczęła i kontynuuje w rodzimym kraju. Charakteryzuje ją naturalny, dziewczęcy wygląd. Sprawia wrażenie skromnej, delikatnej. Karierę rozpoczęła w 2005 roku od małych ról w raczej drugorzędnych filmach. Aktorka mogła bardziej wykazać się w jednej z głównych ról w obyczajowym filmie „Tanner Hall” (2009) o losach kilku dziewcząt z tej samej szkoły. W 2010 roku Rooney pojawiła się w remake’u „Koszmaru z ulicy Wiązów” oraz w „The Social Network”, a udział w tych popularnych produkcjach pomógł jej w promocji, spopularyzował jej osobę.
I dochodzimy do roli, która jest największym osiągnięciem aktorki: zagranie Lisbeth Salander w „Dziewczynie z tatuażem” (2011) w reżyserii Davida Finchera. To jedyna taka rola Rooney, w której charakteryzacja postaci sprawia, że w chłopięcej, wyalienowanej Salander trudno rozpoznać aktorkę, zwykle grającą przypominające ją samą typowe kobiece bohaterki. Za tę rolę była nominowana do Oscara i Złotego Globu. Kolejną dużą rolą Rooney był występ w „Panaceum” (2013) Stevena Soderbergh’a, gdzie zagrała chorą, budzącą niepokój młodą kobietę, która łączy w sobie niewinność i podstępność, pragnąc przede wszystkim dostatnio żyć. Następnie aktorka zagrała w „Ain’t Them Bodies Saints” i w porównaniu z poprzednimi dwoma rolami, nie jest to znaczącym wyczynem, podobnie jak niewielka rola w filmie „Ona” Spike’a Jonze’a. Przyszłość ma przynieść drugą część trylogii Stiega Larssona z udziałem aktorki, a także pojawi się ona w filmie Terrence’a Malicka „Knight of Cups”. [Ewelina Świeca]