Na drugim planie wśród panów panował w ubiegłej dekadzie prawdziwy dobrobyt. Dwukrotnie nagrodzony na przestrzeni trzech lat Mahershala Ali, Sam Rockwell czy J.K. Simmons dali w minionych latach prawdziwe aktorskie koncerty, ale nie wszyscy imponowali równie mocno. Mark Rylance w tej stawce jest niczym Nikodem Dyzma na politycznych salonach – niby ostatecznie potrafił się odnaleźć, ale od początku czuć było, że znalazł się w tym gronie trochę przez pomyłkę. Cenię Rylance’a za jego dobroduszny, szlachetny anturaż, ale w Moście szpiegów był po prostu dobry – inni oscarowi aktorzy drugiego planu byli natomiast co najmniej znakomici.
Hathaway w Nędznikach była na ekranie raptem przez kwadrans, ale to wystarczyło, by zachwycić członków Akademii. Przeciwników tej decyzji było wielu, a wśród nich także autor niniejszego artykułu – mimo dużej sympatii dla Anne Hathaway uważam, że w tamtym sezonie Amy Adams biła jej kreację na głowę. Dziś wiadomo, że w minionej dekadzie wszystkie pozostałe zdobywczynie Oscara w kategorii drugoplanowej stworzyły znacznie bardziej imponujące kreacje – być może nie musiały na ekranie śpiewać, ale zaprezentowały po prostu lepsze aktorstwo. W porównaniu z innymi oscarowymi rolami pań na drugim planie występ Hathaway wypada po prostu przeciętnie.
W tekście o najlepszych zdobywcach Oscarów z lat 2010–2019 zachwycałem się poziomem pełnometrażowych animacji wyróżnionych przez Akademię i faktycznie – to była iście złota dekada dla filmów nieaktorskich, czyli, mówiąc potocznie, bajek. Ale nie cała dziesiątka prezentowała ten sam poziom – odstawał przede wszystkim Rango Gore’a Verbinskiego. Utrzymana w konwencji westernu animacja próbowała przenieść przygodowego ducha Dzikiego Zachodu na jeszcze bardziej umowny, bo animowany komputerowo grunt, ale niewiele z tego wyszło. Dla Johnny’ego Deppa, który w oryginale podkładał głos pod tytułowego bohatera, była to pierwsza z dwóch westernowych wtop (dwa lata później pojawił się równie przeciętny, choć już aktorski Jeździec znikąd), a studio Paramount uświadomiło sobie, że – mimo Oscara – w świecie animacji nie namiesza.
Żeby była jasność – film Susanne Bier jest dziełem zrealizowanym na wysokim poziomie, świetnie zagranym i poruszającym ważne kwestie, jak choćby temat reagowania na zło i agresję, sposoby, w jakie konfrontujemy się z negatywnymi aspektami współczesnego świata. Gdy jednak spojrzymy na listę laureatów Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w latach 2010–2019, wszystkie pozostałe dzieła wydają się być o kilka długości lepsze: bardziej uniwersalne, mocniej oddziałujące na widza, lepiej zapamiętywalne. Oscar (a wcześniej też Złoty Glob) dla W lepszym świecie wydaje się o tyle dziwniejszy, że film Susanne Bier nie został nawet uznany za najlepszy duński film 2010 roku – zdobył kilka nominacji do najważniejszych tamtejszych nagród Robert (i ostatecznie statuetkę dla Trine Dyrholm), ale nie miał nawet nominacji w kategorii najlepszy film!
Przy całym szacunku dla Mychaela Danny i jego dorobku, nawet w stacjach radiowych zajmujących się przede wszystkim muzyką filmową nie słychać kompozycji z Życia Pi. Podobnie jak sam film, tak i napisane na jego potrzeby utwory szybko przepadły w niepamięci widzów. Muzyka skomponowana przez Dannę na potrzeby filmu Anga Lee nijak ma się do doskonałych kompozycji Alexandre’a Desplata (dwukrotnie nagrodzonego Oscarem w minionej dekadzie) czy też mistrzowskich dźwięków starego mistrza Ennia Morricone, który w wieku 88 lat wreszcie otrzymał pierwszego konkursowego Oscara za Nienawistną ósemkę Quentina Tarantino. Mychael Danna skomponował piękną muzykę, która jednak przepadła w rywalizacji ze znacznie bardziej pamiętnymi ścieżkami dźwiękowymi.