Służą bardziej kamerze i widzowi, tworząc wrażenie technologicznego zaawansowania, niż samym użytkownikom. Swoją drogą ciekawe, dlaczego ktoś uznał, że przezroczysty ekran, na którym w niebieskościach i zieleniach wyświetla się mnóstwo dziwnych danych i wykresów, ma być synonimem nowoczesności. To raczej estetyka futurologiczna dla naiwnych, bo powiedzieć, że dla dzieci, to obrazić ich z reguły lepsze niż u dorosłych zdolności postrzegania. W dzisiejszych czasach ewolucja wyświetlaczy polega głównie na wzroście rozdzielczości, coraz lepszych kątach widzenia, ostrości i krótszym czasie reakcji matrycy. Gdzieś jednak w przyszłości okaże się, że to zły kierunek, a interfejsy oprogramowania ewoluują w stronę samych ramek i półprzezroczystości. Jednolite tła prawie znikną. Postęp więc zatoczy koło i cofnie nas do czasów raczkującego Windowsa po faceliftingu. Trudno przyjąć taką rewolucję poważnie, a jednak kino science fiction usilnie forsuje estetykę transparentnych monitorów, tabletów, multimedialnych komunikatorów i migających interfejsów. Gdzieś znikło realistyczne myślenie o wygodzie użytkowania, bezpieczeństwie i efektywności pracy, no bo jak się skupić, gdy gdzieś między skaczącymi kwadracikami na hipernowoczesnym wyświetlaczu widać krzątających się w tle kolegów przy biurkach? Przezroczysty ekran jest więc jedną z najgłupszych technologii science fiction, jaką ten rodzaj kina z uparciem współcześnie kultywuje.
Robert Zemeckis się trochę pospieszył, wymyślając antygrawitacyjną deskorolkę dostępną praktycznie dla każdego już w 2015 roku. Niemniej konstruktorzy wciąż walczą i w tymże roku marka Lexus zaprezentowała deskę bez kół poruszającą się nad powierzchnią specjalnego toru dzięki zjawisku lewitacji kwantowej. Dzisiaj mamy rok 2020. Do wymyślenia gadżetów z Powrotu do przyszłości jednak jeszcze bardzo daleko, poza tym popularyzacja wynalazków również ma swoje logiczne granice związane z czymś, co można nazwać instynktem samozachowawczym ludzkiej wspólnoty. Wyobraźcie sobie, ile by było wypadków, gdyby dopuścić do powszechnego użytku latających po ulicach deskorolkowców, stąd pomysł, że w 2015 roku w centrum miasta panoszy się gang futurystycznych punków na antygrawitacyjnych deskach, jest dość głupi. Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju – dlaczego najtańsze modele desek z Powrotu do przyszłości nie mogą latać nad wodą? Woda przecież jest doskonałym przewodnikiem. A może chodzi o jej stan skupienia? Najgorsze w kinie science fiction są wynalazki źle opracowane chronologicznie i z niewyjaśnioną w fabule zasadą działania – chociaż szkicowo.
Dlaczego nie wystarczy jeden pilot, tylko musi być dwóch, i to zsynchronizowanych? Postawienie w ogóle tezy, że możliwa jest jakakolwiek synchronizacja ze świadomością innego człowieka, jego doświadczeniem, lękami, uczuciami, podświadomymi zachowaniami itp. jest karkołomna, ponieważ nie uwzględnia zarówno naszej woli, jak i osobowej niezależności. A takiego scalenia zgodnie z fabułą produkcji wymaga sterowanie Jaegerem. Pojawia się zatem kolejna nieścisłość. Nawet gdyby opracowano metodę idealnej synchronizacji od strony biologicznej, czy nie łatwiej skonstruować robota sterowanego przez jednego pilota głównego, a drugi niech się zajmuje np. stroną techniczną działania Jaegera? W ogóle co to jest za nierozważny pomysł wprowadzenia drugiego, autonomicznego umysłu jako wpływającej na cały układ zmiennej? W budowaniu machin wojennych należy dążyć raczej do minimalizacji skomplikowania ścieżki dowodzenia, wycofując człowieka z bezpośredniej walki. Wsadzenie nawet jednego człowieka do środka Jaegera jest technologiczną amatorszczyzną sprawiającą, że nie sposób brać na poważnie tego pomysłu i próbować go skopiować w dzisiejszej technice wojskowej.