NAJCIEKAWSZE SOUNDTRACKI LATA 2018

Wakacje powoli dobiegają końca. I choć samo lato jeszcze się nie skończyło, to warto pokusić się już o jakieś podsumowanie sezonu pod względem muzyki filmowej. Co było warte uwagi w trakcie ostatnich miesięcy? Odpowiedź poniżej.
O tym, że lato nie obrodziło jakoś specjalnie w niezapomniane soundtracki, a wiele blockbusterów zawiodło pod względem czysto muzycznym, niech świadczy fakt, iż jedną z najfajniejszych pozycji sezonu jest, raz jeszcze, Mamma Mia. Podtytuł tego filmu mówi absolutnie wszystko – Here We Go Again. Więc znów mamy przeróbki hitów ABBY, acz tym razem przybywa nam gwiazd, które je śpiewają (m.in. Cher, która ponoć po występie w filmie zapałała chęcią wydania całego albumu z coverami przebojów tej grupy). Całość jest więc wtórna i lekko tandetna oraz momentami kłuje w uszy niedoskonałością wykonania. Cóż jednak z tego, skoro zabawa z tego przednia – zwłaszcza w plażowym wydaniu.
Bardziej pełnoprawną ilustracją, która oferuje równie dużo frajdy, może poszczycić się inny sequel – Ant-Man i Osa. Kompozytor Christophe Beck powrócił tu do sprawdzonych źródeł czystego funu, jednocześnie zabarwiając swoją pracę nieco bardziej dramatyczną nutą. Efektem tego jest muzyka niebędąca jedynie odtwórczą kalką, nawet jeśli pod pewnymi względami atrakcyjność zostaje w niej porzucona na rzecz funkcjonalności. W obu tych elementach trudno jednak cokolwiek zarzucić partyturze, będącej najbardziej porywającą ze wszystkich tegorocznych letnich blockbusterów. To kolejny dowód na to, że wielkość nazwiska nie ma w tym gatunku znaczenia.
Ale skoro już przy wielkich jesteśmy, to swoich fanów z pewnością nie zawiódł Alexandre Desplat. Operation Finale to na tę chwilę nieznany jeszcze w Polsce dramat wojenny. Lecz jego ścieżka dźwiękowa nie powinna przejść bez echa, gdyż zwraca na siebie uwagę już od pierwszych taktów – niepokojących i fascynujących zarazem, rodem z filmów Alfreda Hitchcocka. Suspens jest tu zatem na porządku dziennym i nie każda minuta spędzona przy tym albumie będzie równie przyjemna. Lecz także poza kontekstem jest to praca intrygująca i zwyczajnie warto się zagłębić w jej poszczególne utwory. Rzecz nie tylko dla koneserów.
W niezłym stylu przypomniał o sobie również Éric Serra. Co prawda film Renegaci, do którego Francuz napisał muzykę, pochodzi jeszcze z roku ubiegłego, ale dopiero teraz zdecydowano się wydać do niego ilustrację muzyczną. Nie jest to typowa dla maestro kompozycja i wyraźnie biją od niej pewne odgórnie narzucone szablony, ale zważywszy na to, do jakiej produkcji powstała, można śmiało stwierdzić, że ma w sobie więcej emocji i klasy aniżeli większość soundtracków wybrzmiewających w tegorocznych przebojach kasowych. Być może jest to marny komplement, ale w ogólnym rozrachunku zwyczajnie słucha się tego tytułu lepiej od wielu superbohaterskich podkładów – i to nie tylko dlatego, że jest od nich nieco krótszy oraz mniej napuszony…
https://www.youtube.com/watch?v=zQ8QpJ2-wgI
Podobnym przykładem sympatycznej muzyki do mało wymagającego filmu, po którym nikt się cudów nie spodziewał, jest A.X.L. Iana Hultquista. Opowieść o mechanicznym psie, wojsku i nastolatkach już z trailerów straszy wtórnością i kiczem. A tymczasem obu tych elementów udało się uniknąć twórcy, który do tej pory tkwił raczej w dokumentach i kinie artystycznym. Być może to sprawiło, że do swojego zadania podszedł z dystansem oraz olbrzymim luzem, co dobrze oddaje ta wypełniona elektronicznymi bitami, agresywna, acz wielce optymistyczna praca, niepozbawiona przy tym spokojniejszych, bardziej natchnionych fragmentów. Nie jest to ten sam poziom przebojowości, co Tron: Dziedzictwo, ale jeśli miałbym wskazać najbardziej bezpretensjonalną ścieżkę dźwiękową tych wakacji, to byłaby nią właśnie A.X.L.