search
REKLAMA
Ranking

Najciekawsze filmy z 2016 roku, które nie weszły do polskich kin

Grzegorz Fortuna

25 stycznia 2017

REKLAMA

6. Everybody Wants Some!!

Od premiery Uczniowskiej balangi minęły dwadzieścia trzy lata, a tymczasem u Richarda Linklatera impreza wciąż trwaEverybody Wants Some!! to dla reżysera Boyhood powrót do świata, w którym najwyższą walutą jest piwo, a pragnienie bycia częścią społeczności jest ważniejsze od szacunku do samego siebie. Bohaterowie Everybody Wants Some!! rywalizują niemal o wszystko – kobiety, miejsce w drużynie, miano najlepszego imprezowicza czy podrywacza. Rywalizacja i pragnienie zwycięstwa jest tym, co definiuje członków drużyny, która właśnie przygotowuje się do kolejnego sezonu w uniwersyteckich rozgrywkach. Do zespołu dołącza kilku nowych zawodników i to od ich determinacji zależy, czy wkomponują się w tę specyficzną społeczność.

Film Linklatera to pean na cześć witalności, lekkomyślności, a niekiedy wręcz głupoty, które są przywilejami ludzi młodych, dopiero nieśmiało witających się z dorosłością. Młodzi baseballiści, ich koledzy z zajęć czy poznane na imprezach dziewczyny wykorzystują swój czas maksymalnie, a reżyser nie kryje przyjemności z obserwowania swych bohaterów. Jak to u Linklatera, jakość zawarta jest przede wszystkim w dialogach, ale także scenografia, kostiumy, a zwłaszcza rewelacyjna ścieżka dźwiękowa powodują, że Everybody Wants Some!! jest raczej potężnym ładunkiem energetycznym niż zwyczajnym dziełem filmowym. Linklater spina klamrą swoją dotychczasową twórczość, pokazując, że w duchu wciąż jest młodym chłopakiem z kampusu. [Dawid Myśliwiec]

7. Sunset Song

Na pierwszy rzut oka Sunset Song nie oferuje nic specjalnie ciekawego – to dość klasyczna pod względem narracji opowieść o młodej dziewczynie zmuszonej dorastać w Szkocji w przededniu pierwszej wojny światowej. W rękach Terence’a Daviesa, cenionego twórcy między innymi Końca długiego lata i Dalekich głosów, spokojnego życia, Sunset Song staje się jednak filmem, w którym trudno się nie zadurzyć – nie tylko ze względu na przepiękne, malarskie zdjęcia Michaela McDonougha i cudowną, czerpiącą z tradycyjnych szkockich utworów muzykę Gasta Waltzinga.

Największą wartością filmu Daviesa jest bowiem konsekwentna reżyseria, dzięki której ta opowieść staje się jednocześnie niezwykle epicka i bardzo intymna. Główna bohaterka – którą poznajemy w wieku lat piętnastu, a później śledzimy jej losy przez dekadę z okładem – doskonale sprawdza się w roli przewodnika po świecie spętanym jeszcze więzami tradycji i patriarchatu, ale już nękanym niepokojami współczesności. Ostatecznie Sunset Song trudno wrzucić do jakiejkolwiek szufladki (bo to i melodramat, i opowieść emancypacyjna, i coming-of-age story), co tylko dodaje filmowi siły. Jakby tego było mało, była modelka, Agyness Deyn, którą Davies obsadził w roli głównej, niezwykle umiejętnie wpasowuje się w ten świat i doskonale odgrywa hartowanie się charakteru swojej bohaterki. [Grzegorz Fortuna]

8. Wiener-Dog

Pierwszy od pięciu lat film Todda Solondza nie bierze jeńców – Wiener-Dog to odarta z jakichkolwiek przejawów łagodności diagnoza współczesnych relacji społecznych, sprowadzona do kilku epizodów, powiązanych ze sobą postacią tytułowego jamnika. Zwierzę często zmienia właścicieli, a każdy nowy dom to nowe problemy, kompleksy i wewnętrzne tragedie. Solondz jak żaden inny reżyser opowiada o erozji związków międzyludzkich, swym błyskotliwym i bardzo spostrzegawczym humorem wywołując śmiech przez łzy.

Wiener-Dog udało się zebrać całą plejadę znakomitych aktorów, z Gretą Gerwig, Julie Delpy, Dannym De Vito i Ellen Burstyn na czele. Każde z nich uosabia inne społeczne upośledzenie, inną porażkę, inne kompleksy. Przegrany scenarzysta i wykładowca, ślepo zakochana pracownica kliniki weterynaryjnej, bogata starsza pani – każde z nich zmaga się na swój sposób z samotnością i odrzuceniem. Solondz nie daje nadziei, ale raz jeszcze pokazuje, że po mistrzowsku potrafi punktować choroby toczące współczesne społeczeństwo. [Dawid Myśliwiec]

9. Aktor Martinez

Ponoć zaczęło się to tak, że Arthur Martinez – informatyk marzący o zostaniu sławnym aktorem – poprosił Nathana Silvera, żeby ten nakręcił film, który pomoże mu rozwinąć karierę. Pomysł na krótkometrażówkę szybko przerodził się jednak w większy projekt, który na etapie produkcji ciągle ewoluował. Efektem jest dziwaczne połączenie dokumentu i fabuły, które trochę fascynuje, a trochę przeraża. Ale przede wszystkim nie wiadomo, co o nim myśleć.

Im dalej w Aktora Martineza, tym trudniej orzec, co tu jest prawdą, a co fikcją – kiedy Arthur gra, a kiedy pokazuje prawdziwe emocje; czy manipuluje reżyserami, czy może to on jest ofiarą manipulacji; które sceny mają dokumentalny rodowód, a które zostały spreparowane przez ekipę. Nathan Silver i Mike Otts wykorzystują metody znane z thrillera i horroru, by cały czas trzymać widzów w niepewności odnośnie do statusu przedstawianych wydarzeń. Wychodzi z tego absolutny, że tak to określę, mindfuck i jednocześnie intrygująca autorefleksja nad ekranową prawdą. I choć twórcy nie odpowiadają ostatecznie na żadne z miliona pytań, które kołaczą się w głowie w trakcie seansu, największą wartością Aktora Martineza pozostaje właśnie odbiorcza konieczność ciągłego dostosowywania aparatu poznawczego do zmieniających się warunków. To w dziwny sposób frustrujące, ale też zarazem wciągające. [Grzegorz Fortuna]

10. Sieranevada

W słynącym ze swej wizualnej i strukturalnej surowości kinie rumuńskim Cristi Puiu jawi się jako twórca szczególnie surowy – Śmierć pana Lazarescu Aurora były filmami niełatwymi w odbiorze i zwyczajnie przygnębiającymi. W Sieranevadzie wielokrotnie nagradzany reżyser zmienia tonację – dialogi nasycone są czarnym humorem, a rozgrywająca się w większości w niewielkim mieszkaniu historia niejednokrotnie bardziej przypomina komedię niż rodzinny dramat.

Ale mimo bardziej humorystycznej otoczki Puiu ponownie ma dla nas gorzki morał o tym, że wszystkie, nawet najbliższe relacje oparte są na kłamstwie, nieufności i przemocy. W trakcie stypy po pogrzebie nestora rodziny żałobnicy spotykają się w jego mieszkaniu, ale zamiast ze wzruszeniem wspominać zmarłego, kłócą się, wypominają i doprowadzają wzajemnie do łez. W tych awanturach pojawiają się opinie na temat kondycji współczesnej Rumunii, historii kraju, a nawet kwestii militarnych. Wszystko jednak obraca się wokół moralności poszczególnych uczestników stypy – każdy z nich ma coś na sumieniu, lecz – zgodnie z sentencją o belce i drzazdze – wolą skupiać się na wadach innych niż przyznać do własnych słabości.

Sieranevadę ogląda się wyśmienicie – pozornie lekka konwencja ułatwia przyswajanie kolejnych scen, jednak przekaz zawarty w rodzinnych kłótniach jest wystarczająco czytelny, by skłonić widza do refleksji. Bo choć kino rumuńskie może wydawać się hermetyczne, na poziomie treści jest zjawiskiem niezwykle uniwersalnym. [Dawid Myśliwiec]

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA