search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej ŻENUJĄCE sceny w MCU

Gdyby „Morbius” był częścią MCU, na pierwszym miejscu w tym zestawieniu byłby taniec Matta Smitha, a tak został tylko taniec Petera Quilla.

Odys Korczyński

6 stycznia 2023

REKLAMA

Gdyby Morbius był częścią MCU, na pierwszym miejscu w tym zestawieniu byłby taniec Matta Smitha, a tak został tylko taniec Petera Quilla. Poziom żenady jest jednak podobny. Nie mógłbym również pominąć twerkowania She-Hulk, ale pisało się w sieci o nim tyle, że aż szkoda poświęcać mu osobny wpis. O żenujących dialogach również można by napisać osobny tekst. W tych przykładach liczy się bardziej to, co widzimy, chociaż dialogi w kilku przypadkach nie pomagają. Takie cringe’owe momenty powstają m.in. dlatego, że twórcy z jakichś powodów nagle stwierdzają, że zluzują napięcie, wprowadzą elementy komediowe itp. Zwykle się to nie udaje, gdyż moment na takie wygłupy lub dosłowności po prostu nie jest właściwy. Tak jest chociażby w przypadku dwóch tańców Petera Quilla, jednym trafionym i idealnie pasującym do klimatu fabuły, a drugim wywołującym dreszcze zażenowania.

Peter Parker bez spodni („Spider-Man: Daleko od domu”)

Scena ta wpisuje się w sposób pokazywania Spider-Mana w MCU. Jest to nastoletni superbohater i pozycjonuje się go cały czas nieco niżej pod względem rozwoju charakteru i osobowości niż innych. Przez to nie jest on traktowany poważnie. Jest takim dzieckiem wśród dorosłych, chociaż z cudownymi właściwościami. Stąd, kiedy Maria Hill nakazuje mu się rozebrać, żeby ubrał alternatywny kostium Spider-Mana, wygląda to dość obcesowo. Nikt się z nim nie liczy, nawet jeśli wie, że jest Człowiekiem-Pająkiem. Na dodatek, kiedy ma już opuszczone spodnie, wchodzi Brad. Cóż więc zostaje z jego estymy?

Spotkanie z Taweret w szpitalu psychiatrycznym („Moon Knight”)

W zestawieniu najlepszych momentów w MCU wspominałem już scenę w szpitalu psychiatrycznym, kiedy Steven/Marc doświadczają swojego podzielenia osobowościowego zupełnie z innej, bardziej analitycznej strony. Ta szpitalna historia jest w całym MCU jedną z najlepiej przedstawionych relacji psychologicznych, wywołujących gniew, zmęczenie, sprzeciw, jak również zupełne pogubienie, co jest prawdą, zarówno u bohatera, jak i u widzów. Kiedy więc nasi bohaterowie nareszcie się odnaleźli, tyle że w osobnych ciałach, i zmierzali już do wyjścia z oddziału, na ich drodze pojawiła się Taweret. Cały tak mozolnie budowany klimat gdzieś więc znikł.

Końcowa prezentacja Avengerów („Avengers: Czas Ultrona”)

Żenujący koniec wpisuje się bardzo w klimat całości, zwłaszcza w egzystencjalne pojękiwania samego Ultrona, który nie może się zdecydować, czy być tym złym, czy może stać się z moralnego odzysku dobrym robotem. Całość więc zamyka się klamrą żenady w postaci reklamowej prezentacji członków grupy Avengers, którzy w takt patetycznej muzyki zjawiają się po kolei na wezwanie Kapitana Ameryki. Szkoda jeszcze, że nie prężą się w jakichś dziwnych pozach oraz nie strzelają pokazówek ze swoich broni, jak to w grach komputerowych w prezentacji postaci.

Iron Man i spóźniona reklama MySpace („Iron Man”)

Śmiem wątpić, czy jeszcze w 2008 roku ktoś aż tak podniecał się MySpacem, a Tony’ego Starka chyba nie postrzegamy, jako informatycznie opóźnionego w rozwoju dziadersa? Mamy więc dwa poziomy żenady w tej scenie, kiedy Stark gdzieś w Afganistanie jedzie sobie opancerzonym HMMWV, popija drinka, a jeden z żołnierzy chce sobie strzelić z nim fotkę. Pierwszy poziom to właśnie ów MySpace, który zresztą w polskim tłumaczeniu nie został nawet wspomniany, tylko przeczytać możemy, że chodzi ogólnie o Internet. Drugi poziom to właśnie ta wojenna rzeczywistość, której nikt na poważnie nie bierze, a raczej wykorzystuje, żeby sobie zrobić materiał na konta społecznościowe.

Loki i kocyk („Loki”)

Przypatrzmy się dobrze relacji Lokiego z Sylvie. Jest słodka, romantyczna, pełna czułości, opiekuńcza, melodramatyczna, a twórcy niektórych scen chyba utracili racjonalną kontrolę nad tym, co się dzieje między bohaterami. Kocyk jest tu znakomitym przykładem. Najpierw Loki i Sylvie rzucają na siebie przeciągłe spojrzenia, potem Loki wyczarowuje tę magiczną rzecz, która naszej dwójce flirciarzy zapewni słodkie ciepełko. Właściwie jednak po co im ten kocyk? Przecież to superbohaterowie. Czyżby utracili zdolność ogrzania własnych ciał?

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor