Najbardziej ŻENUJĄCE sceny w MCU

Peter Quill tańczy przed Ronanem („Strażnicy Galaktyki”)
O tej niespójności tańców Petera Quilla pisałem we wstępie do tekstu. Quill tańczy na samym początku filmu ze słuchawkami na uszach, kiedy ląduje na opuszczonej planecie Morag. Pojawiają się napisy, słychać luźną nutę. Wszystko do siebie pasuje. A pod koniec tego samego filmu znów tańczy, rusza seksownie biodrami, wygina się, a przed nim stoi oniemiały Ronan. Duma i patos antagonisty spotykają się z komedią, która ma być prześmiewczo mądra, lecz wygląda na tandetny pokaz klauna z taniego cyrku.
Kobiety Avengerowie znowu razem („Avengers: Koniec gry”)
Rozumiem women power i jestem jej zwolennikiem, jednak czasami twórcy przesadzają z jej wizualizacjami. Dosłownie tak tę scenę będę nazywał, bo trudno tę widokówkę z superbohaterkami inaczej określić. Prowodyrką jest oczywiście Kapitan Marvel. To właśnie jej charyzma powoduje, że wokół niej zbierają się superbohaterki z MCU. Wszystkie zdeterminowane, silne, nienagannie ubrane i z posępnymi minami, byle tylko pokazać Thanosowi, czyli typowo męskiej, niszczącej sile, gdzie jej miejsce. Trudno się nie zaśmiać w czasie oglądania tej sceny. Jej powaga wylewa się z ekranu jak fala tsunami, a opłatkiem miętowej czekolady jest Walkiria wjeżdżająca w kadr na skrzydlatym koniu.
Relacje Spider-Mana z kobietami („Spider-Man: Daleko od domu”)
Czasem jest tak, że banalne jest pokazanie pewnych mechanizmów, sposobów relacji i emocji, których większość z nas doświadczała w młodości i uczyła się na nich, jak tworzyć i podtrzymywać więzi uczuciowe i seksualne z innymi ludźmi. Tak jest właśnie w przypadku Spider-Mana, którego kontakty z kobietami i przegadane refleksje przyprawiają nieraz o ciarki ze względu na ich ekranowe upraszczanie i naiwność. Wielu z tych refleksji nigdy nie zdradzamy tak wprost. Staramy się jakoś maskować, a Pajączek wali prosto z mostu, cały czas się rzecz jasna ucząc, ale w sposób dla widza okropnie żenujący.
Billy i Tommy Maximoff śpiewają o lodach („Doktor Strange w multiwersum obłędu”)
Niesamowita wpadka w produkcji pozycjonowanej jako jeden z poważniejszych filmów w ramach MCU. Samowi Raimiemu się niestety takie wpadki zdarzają, co jest zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Może to zbytnie zaufanie do swoich umiejętności? Niemniej polecam scenę zarówno z dubbingiem, jak i bez. Efekt zażenowania będzie podobny. A miało być dramatycznie tak, żeby nie można było opanować potoku łez z oczu.
Trzecie oko Doktora Strange’a („Doktor Strange w multiwersum obłędu”)
Byłem naprawdę zaskoczony, kiedy zobaczyłem ten graficzny niewypał, zjawiający się nagle na czole Strange’a. Moja codzienność zawodowa to Photoshop i szczerze przyznaję, że wykonanie tak koślawego oka wymaga kilku kliknięć. Mniej więcej tak to wygląda, tyle że ktoś wprawił ten denny efekt specjalny w ruch. Na dodatek w niektórych ujęciach widać granicę wtapiania się go w czoło doktora, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie, że całość oka jest nieostra i doklejona do twarzy bohatera za pomocą jakiejś przezroczystej taśmy klejącej. Typowy cringe w zakresie efektów specjalnych.