Najbardziej SATYSFAKCJONUJĄCE momenty w serialu GRA O TRON
Śmierć Joffreya Baratheona (sezon 4, odcinek 2)
To było oczywiste, że o zamordowanie Joffreya zostanie oskarżony Tyrion. Stali za nim jednak Olenna Tyrell wraz z Littlefingerem. Petyr i Dontos zorganizowali truciznę, która została ukryta w naszyjniku Sansy. Wystarczyło tylko sprytnie wyjąć podczas uczty jeden z kamieni i wrzucić go do pucharu z winem, podanym przez Tyriona Joffreyowi. Proponuję kilka razy obejrzeć tę scenę i prześledzić drogę kielicha oraz zachowanie gości, m.in. Olenny. To oczywiste, że otrucie Joffreya jest satysfakcjonujące, jednak aż tak nie zapędzałbym się z wiwatami, bo Joffrey był jedynie narzędziem znacznie podlejszych i wyzutych z przyzwoitości ludzi. Radość z jego śmierci nie przynosi ulgi tak, jak np. zgładzenie Ramseya Boltona. Joffrey umiera w mękach, a nawet jego śmierć wykorzystana jest do niecnych celów przez jego matkę, w której bije źródło podłości nakręcanej przez Littlefingera. Czy Joffrey mógłby być dobrym królem? Gdyby miał obok siebie mądrego opiekuna, z pewnością tak. Wiem, że być może to niepopularna opinia, ale mimo swojej niewątpliwej podłości syn Jaimego i Cersei miał w sobie cechy wielkiego władcy. Potrzeba je było jedynie mocno oszlifować, okiełznać, uporządkować i zapewnić jakąkolwiek etyczną podstawę. Z czasem być może nabrałby pokory, a nie szamotał się sam w sobie z bardzo dominującym obrazem nadopiekuńczej matki, którą za wszelką cenę chciał przewyższyć nieugiętością i brutalnością. Tę jego słabość wykorzystali jego przeciwnicy.
Pierwszy lot Daenerys (sezon 5, odcinek 9)
Stało się to dopiero, gdy Daenerys władała Meereen z lepszym lub gorszym skutkiem ze względu na bardzo silny opór ze strony podziemnej organizacji nazywającej się Synowie Harpii. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w jej skład wchodzili przedstawiciele właściwie każdej z grup żyjących w Meereen. Byli to zarówno potomkowie ukrzyżowanych Panów, jak i paradoksalnie niewolnicy. Zapewne nie umieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości, dlatego pragnęli przywrócenia starego ładu w myśl zasady, że lepiej być niewolnikiem z bezpiecznym miejscem dospania niż wolnym człowiekiem, który sam musi to miejsce sobie zorganizować. Cena poniżenia i cierpienia nie miała w tym przypadku znaczenia. Dany nigdy skutecznie nie stłumiła ruchu oporu w Meereen, a sytuacja, która wydarzyła się na Arenie Daznaka, dobitnie to pokazała.
Przypomnę tylko, że pierwszy lot na Drogonie odbył się właśnie podczas otwarcia Wielkiej Areny. Miało być to krwawa inauguracja działalności koloseum za nowej królowej, a Dany nie była przekonana, czy tak powinno się sprawować uczciwe i wolnościowe rządy. Musiała jednak dla dobra swojej pozycji się ugiąć, by znaleźć zwolenników wśród możnych rodów miasta, które zrezygnowały z niewolnictwa. Dla bojowników w stylu Synów Harpii miejsce to okazało się wymarzone do zamachu. Pierwszy udaremnił na szczęście Jorah, rzucając włócznią z areny w kierunku jednego z Synów, który chciał zamordować Dany. Potem niestety rozpętało się piekło, a królowa musiała uciekać. Niestety wyjścia z areny zostały zablokowane, więc Dany, Jorah, Daario i Missandei wraz z garstką Nieskalanych zostali uwięzieni. Na szczęście pojawił się Drogon, na tyle już wyrośnięty, że mógł ich obronić. Spalił większość wrogów, ale odniósł poważne rany. Wtedy Daenerys zbliżyła się do niego i kierowana jakąś tajemniczą siłą łączącą ją ze smokiem, wspięła się na jego grzbiet i odleciała.
Od stu lat nie zdarzyło się, żeby człowiek dosiadł smoka. Wydaje się, że ten moment, prócz wejścia w ogień na stosie Drogo, zdecydował, że Daenerys sama wobec siebie upewniła się, że jest smoczą królową. Konsekwencje tego okazały się nieprzewidywalne. Dzierżąc w rękach taką władzę, nawet wyjątkowo dobrze ułożony moralnie człowiek mógł stracić kontrolę i poddać się szaleństwu, jak to się u Targaryenów zdarzało. Na niekorzyść Daenerys działało to, że żyła tak jak jej brat – w poniżeniu, niedowartościowaniu, a teraz dosiadła smoka. Moment ten jest dla jej fanów niezwykle satysfakcjonujący, dla mnie również, lecz warto z tej perspektywy 8 sezonów spojrzeć na Dany właśnie pod tym kątem – co się dzieje z osobowością człowieka, gdy ma rękach nieograniczoną władzę nad życiem innych.
Ogar kontra Góra (sezon 8, odcinek 5)
Dla niektórych zapewne jest bardzo niesatysfakcjonujące, że Ogar nie przeżył tego starcia. Patrzę jednak na jego życie przez pryzmat tego, czego doświadczył, i co zrobił, a robił rzeczy straszne. W dzieciństwie jego brat z powodu zwykłej zabawki oszpecił jego twarz ogniem. Od tego czasu Ogar żył w strachu zarówno przed płomieniami, jak i Gregorem. Równocześnie pragnął zemsty, a ona była jego jedynym odkupieniem. Szansa przyszła dopiero na końcu historii, kiedy szalona Daenerys zrównywała z ziemią Królewską Przystań. To był czas zemsty, odkupienia i pokazania swoich prawdziwych twarzy. Niezwykle symboliczna walka, także dla Ogara. Jego zmieniony alchemicznie brat nareszcie ściągnął maskę. Wtedy Ogar uświadomił sobie, jak trudno będzie go pokonać. Gregor po modyfikacjach dokonanych przez szalonego maestera Qyburna przypominał maszynę do zabijania, a nie człowieka. Ogar przebił go mieczem na wylot, a ten wciąż stał i walczył. Ogar wbił mu sztylet w oczodół tak, że ostrze wyszło po drugiej stronie głowy, a jego je brat sobie wyjął. Wtedy Sandor musiał dokonać niemożliwego. Prawie oślepiony rzucił się na Gregora i wypchnął go w płomienie. Przełamał swój niemal pierwotny strach, lecz przypłacił to życiem. Przyznam się, że chciałem, żeby Ogar jednak przeżył, nawet ze względu na Aryę. Ich relacja była niepodrabialna i nierozerwalna. Stanowili idealny zespół. A tak śmierć przekreśliła ich dalsze, być może szalone przygody. No cóż. Gra o Tron nie jest kinem Nowej Przygody, więc trzeba zaakceptować taki koniec. Satysfakcję można odczuwać z powodu świetnie wizualnie zrobionej sceny walki (graficzne, malarskie, sylwetkowe ujęcia Góry) oraz tego, że Gregor nareszcie sczezł.
Śmierć Petyra Baelisha (sezon 7, odcinek 7)
Czekałem na nią równie długo, co na śmierć Ramsaya. Koniec dosięgnął Littlefingera na zamku Winterfell, gdy próbował skłócić Sansę i Aryę Stark, sugerując, że Arya spróbuje zabić siostrę i zostać Lady Winterfell. Sama scena jest po mistrzowsku rozegrana, bo widz sądzi, że Sansa wezwała Aryę właśnie ze względu na podszepty Baelisha. Dopiero w trakcie zebrania w Wielkiej Sali okazuje się, że oskarżonym jest Petyr. Jego zdziwiony wyraz twarzy, gdy Sansa po wygłoszeniu oskarżeń dodaje istotną informację, kogo faktycznie oskarża, wywołuje prawdziwą radość. Na jaw wychodzi wszystko – morderstwo Lysy Arryn, wypchniętej przez Księżycowe Drzwi, jeszcze wcześniej pomoc przy zabójstwie Jona Arryna Lyseńskimi Łzami, sprowokowanie konfliktu między Lannisterami a Starkami, sprawa z nożem Tyriona Lannistera, sprzedaż Sansy Boltonom, spisek z Cersei przeciwko Eddardowi Starkowi etc. Wychodzi na to, że głównym architektem wojny w Westeros był Petyr Baelish, jak również pretendentem do tronu. Sprawiedliwość została wymierzona szybko przez Aryę. Littlefinger upadł na ziemię z podciętym gardłem. Nie dostał szansy obrony, mimo że o nią błagał, bo byłoby to kolejne knowanie. Tuż przed śmiercią klęczał.
Zmartwychwstanie Jona Snowa (sezon 6, odcinek 2)
Zestawienie wypada skończyć czymś porównywalnie satysfakcjonującym, co narodziny smoków, chociaż zapewne wizualnie scena przywrócenia do życia Jona Snowa nie jest tak sugestywna. Przypomnę tylko, że nowe życie dała mu Melisandre, czerwona kapłanka R’hlorra, Pana Światła. Scenę zapewne wszyscy już znają, ale nie wiem, czy wiedzą, jak wypowiadała się o niej Carice van Houten, aktorka, która wcieliła się w rolę czerwonej kobiety. Jak pamiętamy ze sceny, Jon leżał martwy, a Melisandre odprawiała nad nim modlitwę, wcześniej obmywając jego ciało. Podobno, jak twierdzi aktorka, dubli było tyle, że przywracanie do życia trwało „wiecznie”. Tak jej się wydawało. Żartowała nawet na temat mycia ciała Kita Harringtona. Wykonała ten zabieg około 50 razy, czego zapewne wielu mogło jej zazdrościć, albo i wręcz przeciwnie. Może dlatego w ostatniej scenie Jon Snow, budząc się do życia, miał taki wyraz twarzy? Z pewnością był niezwykle czysty, jak na tamte czasy.