Najbardziej frapujące PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI w znanych filmach vol. 3

Drzewo życia (2011), reż. Terrence Malick
A cóż to w poważnym dramacie obyczajowym Terrence’a Malicka robią cyfrowe dinozaury, z miejsca kojarzone z kinem stricte rozrywkowym? Gryzą się one, nie, nie ze sobą, z dotychczasowymi i późniejszymi kameralnymi ujęciami rodziny Brada Pitta w prowincjonalnym miasteczku w Teksasie w latach 50., jawiąc się jako tanie i nieudane zagranie artystyczne. Ja rozumiem, że chodzi tu o tytułowe drzewo życia, że przeszłość powiązana jest z przeszłością, że wszystko płynie, zmienia się, umiera i odradza na nowo. O ile więc cała sekwencja narodzin świata i życia na Ziemi wypada znakomicie, bo enigmatycznie, jest długa i wizualnie hipnotyzująca (niczym podróż Bowmana w kubrickowskiej 2001: Odysei kosmicznej, którą notabene próbuje papugować), tak cyfrowe dinozaury stanowią tu spory zgrzyt narracyjny, a jednocześnie dysonans wizualny i merytoryczny względem reszty filmu. Bo czy nie można było, jeśli już Malick chciał pokazać nieskończony krąg życia i śmierci, zobrazować tego na przykładzie innych zwierząt, na przykład małp… no tak, te już dawno odklepał Kubrick.
The Mandalorian (2019), twórca Jon Favreau
Nurtuje mnie plecak odrzutowy Mandalorianina, a moje pytanie brzmi: JAK się tym ustrojstwem steruje? W takim Iron Manie było to konkretnie wyjaśnione – Tony Stark mógł zmieniać kierunek lotu przy pomocy odpowiedniego układu rąk i nóg, z których zresztą brała się siła odrzutu. W Powrocie Jedi, gdy za pomocą plecaka śmigał Boba Fett, problematyka sterowania (a raczej jego brak) nie rzucała się zbytnio w oczy, bo syn Jango Fetta latał raczej mało, a najdłuższy, w dodatku niezaplanowany przelot wykonał do gęby Sarlacca. W serialu The Mandalorian sterowanie plecakiem (a raczej jego brak) rzuca się już w oczy znacznie mocniej, bo główny bohater wykonuje w powietrzu dość skomplikowane, intencjonalne manewry, nie mając w dłoniach żadnego manipulatora do zmiany ciągu, czy kierunku lotu. Sam plecak także nie posiada niczego więcej ponad wylot gorącego powietrza, który powinien każdorazowo przysmażać dupsko Mandalorianina przynajmniej na medium rare, i skonstruowany jest na wzór rakiety. Umożliwiałoby to, i owszem, lot, ale raczej mało kontrolowany, na podobieństwo butelki Coca Coli z odrzutem mentosowym.
Gra (1997), reż. David Fincher
Ja rozumiem, że wszystko było kontrolowane przez CPR, ale niech no mi ktoś wyjaśni, skąd brały się autentyczne dziury po kulach na aucie i ogrodzeniu? Przecież nie mogła to być pirotechnika przygotowana wcześniej, skąd bowiem CPR miałoby znać trasę ucieczki naszych bohaterów? Poza tym, jakim cudem wiedzieli, że Douglas „zastrzeli” brata, a potem w rozpaczy skoczy, i że w ogóle skoczy (no tak, przecież ich ojciec skoczył, więc syn też na pewno skoczy, ehh, jakie to tanie), i że akurat z tego idealnie punktu na dachu (i z tej jego strony), żeby trafić centralnie w przygotowany wcześniej materac ratunkowy? A tak w ogóle to film miałby znacznie lepsze zakończenie, gdyby Douglas naprawdę zabił Penna i skoczył z dachu, ginąc od uderzenia w beton… bo tam nie byłoby żadnego materaca – wtedy dopiero dla widza byłaby zagwozdka, prawda? CPR okazaliby się oszustami, którzy ogołocili konta Douglasa, a przedtem próbowali go sprzątnąć prawdziwą amunicją i takąż załadowali broń w finale. Do dziś bym rozkminiał co, jak i dlaczego zadziało się w takiej wersji wydarzeń. Tymczasem dostaliśmy słodkopierdzące, ugrzecznione zakończenie z happy endem, o cudownym odkupieniu, gdzie pchnięty ku ostateczności Douglas (zabił brata, popełnił samobójczy skok) radośnie wypija ze wszystkimi szampana, spoko, luzik, świetny prezent bracie, dzięki, że pokazałeś mi jakim byłem dupkiem. Targnąłem się na własne życie, bo myślałem, że Cię zastrzeliłem, nieco pojechało mi to po psychice, ale już czuję się lepiej.
Liga sprawiedliwości (2017), reż. Zack Snyder
Bruce Wayne włamuje się na kwadrat Barry’ego Allena. Już pal go sześć, że zamyka za sobą drzwi na kłódkę od zewnątrz i siedzi jak jakiś… nietoperz, po ciemku, czekając aż Barry cholera wie kiedy wróci do domu. Trapi mnie coś innego. Otóż Bruce Wayne mówi: Wiem że masz zdolności, ale nie wiem jakie… po czym z całej siły rzuca kolesiowi prosto w twarz ostrym batarangiem. czy jak tam to badziewie się nazywa. Barry jest szybki, więc robi unik i łapie ostrze w dłoń. A więc jesteś szybki – dopiero teraz(!) odkrywa z satysfakcją Wayne. Okeeej, a co by było, gdyby Barry Allen… wcale nie był szybki, tylko miał jakieś inne zdolności? Liga sprawiedliwości miałaby wtedy członka z batarangiem w czole, jakkolwiek niezręcznie to brzmi.
The Predator (2018), reż. Shane Black
Gdy Olivia Munn przegląda na tablecie zdjęcia Predatora, widzimy, że fotografia kosmicznego łowcy pochodzi z roku 1987. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby to było jakieś tajne, rządowe zdjęcie wykonane Predatorowi zza krzaka w roku 1987, ale w filmie Shane’a Blacka wykorzystano ni mniej ni więcej, kadr z filmu Johna McTiernana, dokładnie z chwili, gdy Predator przyglądał się miejscu, w którym ukrywał się ubłocony Arnold Schwarzenegger. Wiele rzeczy zrobił wtedy Dutch za pomocą noża; zbudował pułapki, zrobił liny, dzidę, włócznie jakieś, łuki, strzały, ognisko napalił, ale aparatu fotograficznego na pewno nie wyrzeźbił. Skąd zatem w tajnych aktach rządowych w filmie z 2018 roku, zdjęcie Predatora widzianego oczami Arnolda? Printscreen z filmu McTiernana to nie dowód na istnienie kosmicznego łowcy! Shane on You, mr. Black, Shane on You!
Drużyna pierścienia (2001), reż. Peter Jackson
Domyślam się, że w Śródziemiu istniały zapewne nieco inne gatunki marchewek, niż w naszym świecie. Z drugiej strony marchewka to marchewka, jest chrupka, i jak zostaje złamana, to pęka i już, odłamana część nie ma na czym zawisnąć, jak ma to miejsce, dajmy na to, w przypadku banana… A nie, to też zły przykład. Wracając do marchewki; jakim cudem ona się po złamaniu trzyma sama siebie? Wygląda, jakby tam był jakiś zawias, zawiasa… zawias. Próbowałem zrobić nawet eksperyment i złamałem kilka marchewek. Efekt był taki, że wszystkie rozpadały się na dwie osobne części (tak naprawdę to nie zrobiłem tego eksperymentu, nie jestem głupi). Jeżeli komuś z Was uda się kiedyś złamać marchewkę tak, jak we Władcy pierścieni – podeślijcie zdjęcie. Nazwiemy to wyzwanie, może hmmm… Marchewka challenge?