Wyjątkowo dociekliwych zachęcam do zapoznania się z książką Douglasa Adamsa pt. Autostopem przez galaktykę, a jeśli nadal będą czuli się zachęceni nieprawdopodobnym podejściem do science fiction, to wart uwagi będzie również film Gartha Jenningsa. Wynalazek tego napędu jest czystym absurdem i idealną realizacją tematu tego zestawienia. Napęd tego rodzaju działa na zasadzie wykorzystania generatora nieprawdopodobieństwa. Po uruchomieniu urządzenia, okręt kosmiczny przeskakuje na krótką chwilę – właściwie zerową chwilę – do wymiaru, w którym wszystko jest nieprawdopodobne. Dzięki temu okręt jest w stanie przemieścić się na znaczne odległości w krótkim czasie i zminimalizować ryzyko wystąpienia jakichkolwiek przeszkód, tyle że podróżujący w takim statku nigdy nie wiedzą do końca, gdzie się zatrzymają i jaką rasę spotkają.
Zaawansowane cywilizacje obcych powinny wiedzieć, że nie w wielkości siła, zwłaszcza gdy żyje się w świecie, którym rządzą nieubłagane prawa fizyki. Amerykanie lubią rzeczy wielkie, a zaawansowanie cywilizacyjne kosmicznych najeźdźców często przejawia się poprzez rozmiar ich broni, ciał oraz statków kosmicznych. Ten z Dnia Niepodległości jest wyjątkowo duży – ¼ masa naszego Księżyca. Absurdalne jest więc, że tak wielki obiekt mógłby ot tak sobie wejść w naszą atmosferę lub nawet krążyć po naszej orbicie geostacjonarnej. Jego bliskość spowodowałaby tsunami, wybuchy magmy i inne katastrofy. To nierealne.
Niektórzy widzowie oczekują od filmów science fiction naukowości. A najlepiej, żeby przejawiała się ona w zgodności zachowania postaci z normami, które obowiązują naukowców. Przykład naukowców z Prometeusza pojawia się w zestawieniu traktującym o technologii nie bez przyczyny. Zgodnie z etymologią, technologia to nie tylko jakaś konkretna maszyna, teoria potwierdzona badaniami itp. Technologia to również ogół czynności, które wykonuje dany człowiek, żeby wytworzyć dobra cywilizacyjne. Tak więc naukowcy ze statku Prometeusz pasują tutaj idealnie, a ich zachowanie jest wyjątkowo absurdalne, a tym samym nienaukowe. Przykładów znajdziecie zapewne w filmie mnóstwo. Podam tu tylko jeden – archeolodzy. Znajdują głowę obcego i zamiast zająć się nią profesjonalnie na miejscu – np. zrobić pomiary – pakują ją po prostu do torby jak zakupy w Biedronce i zabierają na statek, nie wiedząc o niej nic. Sprawa z geologami ma się równie kuriozalnie. Niemniej, nawet jeśli wprost twierdzę, że naukowcy w filmie Ridleya Scotta to banda idiotów, to w niczym nie zmienia to mojej pozytywnej opinii o Prometeuszu, jako wciągającym i rozrywkowym kinie SF.
Może to i nie wynalazek, ale zjawisko, lecz wyjątkowo absurdalne. Neutrina są cząstkami bezmasowymi, przenikającymi wszelką materię. Nie oddziałują poprzez oddziaływania silne i elektromagnetyczne. A jednak w najbardziej nienaukowym filmie science fiction w historii, czyli 2012, były w stanie jakimś cudem tak rozgrzać jądro naszej planety, że skorupa ziemska zaczęła pękać. Cokolwiek to znaczy, uległy mutacji i – co wyjątkowo absurdalne dla dzisiejszych naukowców – zaczęły uzyskiwać ładunek elektryczny. Neutrina go nie posiadają, a bez niego nie można ogrzać jądra Ziemi.
Przyznam się, że dokładnie nie analizowałem tej teorii, ale trwają eksperymenty z przenoszeniem pojedynczego atomu z miejsca na miejsce. Zaznaczam – pojedynczego; okazuje się to możliwe, jak twierdzi Chris Monroe z uniwersytetu w Maryland. Jest jednak różnica między jednym atomem a jakąkolwiek rzeczą posiadającą wizualną formę zbudowaną z trudnej do ogarnięcia umysłem liczby atomów. Ciało ludzkie zawiera np. około 7 oktylionów atomów odpowiednio zorganizowanych. Czy na tej podstawie możemy już stwierdzić, że teleportacja będzie kiedyś możliwa? Logika mówi, że tak, skoro kiedyś ogień dał początek ścieżce, dzięki której mamy teraz ledowe źródła światła. Problem jest złożony. Na razie nie wiemy, jak rozwiązać zachowanie ciągłości istnienia obiektu teleportowanego, co uniemożliwia nam przesłanie na jakąkolwiek odległość organizmów żywych. Wszelka dekompilacja ich atomów oznacza śmierć. Teoria pola jednolitego wciąż nie istnieje. Potrafimy jednak coś innego, a bardzo ważnego, oraz dla niektórych niezwykle absurdalnego – teleportować tzw. stany cząstek. To może być początek technologii teleportacji. W 1997 roku Anton Zeilinger, austriacki fizyk z Uniwersytetu Wiedeńskiego, teleportował (przeniósł) stan kwantowy z fotonu na foton. Mówi się, że fotony te zostały splątane, czyli związane ze sobą osobliwą relacją kwantową. Ich stany kwantowe – czyli informacja, na podstawie której można przewidzieć wszystkie ich wyniki pomiarów, jakie można na nich wykonać – były wzajemnie zależne, i to niezależnie od odległości. Dalej już poleciało, mówiąc kolokwialnie. Naukowcy teleportowali stany kwantowe atomów na odległość kilku metrów. Przypomnę tylko, że w Star Treku teleporter miał ograniczenie 30 000 kilometrów. Czy więc, chociaż wyjątkowo absurdalna, teleportacja jest możliwa? Absurdalna wydaje się także fizyka kwantowa, i co z tego.