Najbardziej ABSURDALNE programy typu reality show
Po tylu latach od premiery Uciekiniera wciąż jest to na szczęście niedościgniony wzór reality show, które w zdegradowanym społeczeństwie przyszłości zapewnia rozrywkę szerokim masom ludzi. Dzisiaj jednak uznajemy taką społeczność za zdegradowaną, a nieoficjalnie na arenie międzynarodowej akceptujemy dużo gorsze zbrodnie, tak więc to wcale nie jest tak abstrakcyjnie niemożliwe, że kiedyś za 100–200 lat podobne reality show nie będą organizowane, tylko że w formie interaktywnej. W sumie byłoby to moralniejsze niż pokątna akceptacja zbrodni wojennych. Do takiego otwartego podejścia społeczeństwa muszą jeszcze dorosnąć, a do tej pory kręcone reality show są forpocztą owych marzeń o nieskrępowanej, medialnej wolności zaspokajającej pierwotne instynkty widzów oraz zapewniającej stały dopływ gotówki.
„Fear Factor” lub „Nieustraszeni”
Można powiedzieć, że to przełomowe reality show bazujące na wykonywaniu przez uczestników różnych niebezpiecznych i obrzydliwych zadań. Program powstał w Holandii. Był realizowany przez Endemol N.V. Amerykanie szybko podchwycili pomysł i z powodzeniem zaczęli realizować kolejne sezony. Uczestnicy musieli jeść robaki, uwalniać się z dziwnych miejsc, skakać z wysokości, wspinać się po ścianach oraz np. poddawać się efektom wystrzałów i wybuchów. Granica jednak z czasem coraz bardziej się przesuwała – od jedzenia surowych oczu aż do picia zwierzęcej spermy, i to właśnie był ten moment, gdy zarówno uczestnicy, jak i obserwujący program widzowie oraz inne media nie wytrzymali. Picie spermy nie przeszło i miało nie być opublikowane, jednak jeden z uczestników złamał warunki kontraktu i puścił tę wiadomość w eter. Był wtedy rok 2012. NBC nigdy już nie uratowało programu, a następny producent, którym została stacja MTV, również nie odzyskał takiej oglądalności, jak na początku. Na razie więc mamy granice, których w polskiej wersji nie przekroczono, aczkolwiek niektóre konkurencje były bardzo absurdalne.
„Kto jest twoim tatusiem?”
Program wymyślony przez stację Fox. Miał premierę 3 stycznia 2005 roku. Wywołał mnóstwo protestów, bo w swojej formule zakładał kompletne poniżenie człowieka za pieniądze, i to na oczach cieszącej się gawiedzi. Zasady były proste. Na uczestniczki wybierano kobiety, które w dzieciństwie zostały oddane do adopcji. Spotykały się one w programie z 25 mężczyznami, z których jeden był ojcem jednej z uczestniczek. Jeśli wytypowały trafnie na podstawie przeróżnie zaprojektowanych konkurencji psychologicznych, wygrywały 100 000 dolarów. Jakim pozbawionym moralności człowiekiem trzeba było być, żeby wykorzystywać niewątpliwą tragedię osobistą tych kobiet, żeby zrobić na tym pieniądze?
„Boy Meets Boy”
Reality show o gejach i dla gejów, chociaż nie tylko. W tym jednak nie ma nic absurdalnego. Absurdem jest pomysł, żeby zebrać grupę uczestników, z których główny bohater programu, który jest homoseksualny, mógł wybrać odpowiedniego partnera. Nie wszyscy jednak jego potencjalni miłośnicy są gejami. Połowa z nich jest heteroseksualna i podszywa się pod osoby homoseksualne, chcąc wygrać sporo pieniędzy. Cóż więc zostało z ludzkiej seksualności i potrzeby znalezienia partnera? Grunt to zabawa – powiedzieliby producenci i część widzów. Problem jednak w tym, że nie wszyscy byli tego zdania. Dla niektórych udawanie innej orientacji seksualnej nieważne, czy homoseksualnej, czy heteroseksualnej, jest już odarciem tej sfery człowieka z szacunku, który się jej należy.
„Wszystko o Miriam”
Z pozoru był to show klasyczny, randkowy, i to bez polotu. Kilkoro mężczyzn i jedną kobietę zamknięto w luksusowym domu w Hiszpanii. Kobieta miała na imię Miriam i była meksykańską modelką. Konkurencje były proste, a ona generalnie podobała się chyba wszystkim uczestnikom. Nikt z nich nie przypuszczał, że producenci programu byliby w stanie zrobić im taki psikus. Przypomina mi się teraz znakomity film Neila Jordana pt. Gra pozorów. Może już się domyślacie, że Miriam była w istocie transpłciową kobietą, która nie zdecydowała się na usunięcie męskich narządów płciowych, tylko powiększyła sobie piersi i zażywała hormony. Zwycięzca musiał być zdziwiony. Tom przyjął nagrodę, ale po jakimś czasie ją oddał i dołączył do reszty mężczyzn. Posypały się pozwy sądowe, a sama Miriam Rivera zmarła 5 lutego 2019 roku we wciąż kwestionowanych przez niektórych okolicznościach.
„De Grote Donorshow”
Jedno z bardziej kuriozalnych reality show w tym zestawieniu, ale również w historii tego formatu telewizyjnego. W ogóle już samo wyobrażenie sobie tych zasad budzi obrzydzenie i sprzeciw. Wyobraźcie sobie, że Holendrzy wpadli na pomysł, że znajdą uczestnika chorego terminalnie np. na raka, który ma jeszcze na tyle zdrowych narządów, że może je komuś oddać, chociaż gdyby zastanowić się nad tym pomysłem z punktu widzenia medycznego, widzowie już powinni go uznać za wierutną bzdurę. O narządy chorego ubiegać się mogli inni uczestnicy programu, zapewne równie chorzy, co główny dostawca narządów. Kropką nad i kuriozalności reality show stanowili widzowie, którzy mogli decydować za pomocą SMS-ów, kto z uczestników weźmie który narząd. I teraz można zadać pytanie, czy ten program mógł wydarzyć się naprawdę? Na szczęście nie mógł. Po wielu protestach, m.in. KE i władz Holandii, producenci reality show opublikowali informację, że program był mistyfikacją.
„Mała Miss”
Wyobraźcie sobie 5-, 6-letnią dziewczynkę, która chce się beztrosko bawić, a musi przebierać się za tandetną lalkę, wypychać sobie piersi i udawać, że pali papierosa, bo tego wymaga konkurs wątpliwej piękności. Dzieci te są otoczone przez szalejące matki, które prześcigają się w stylizacjach, sposobach zmuszania dzieci do odpowiedniego zachowywania się na scenie oraz podkładania nóg przeciwniczkom. Mała Miss to show wyjątkowo szkodliwe dla dzieci. Promujące kłamliwe ideały. Namawiające rodziców do przedwczesnej seksualizacji dzieci oraz udawania przez nie zachowań dorosłych, które są w istocie patologiczne. Obejrzałem kilka odcinków i nabrałem wyjątkowego obrzydzenia do takich dorosłych, takich rodziców, niegodnych tego miana.
„8 minut”
Program o zapędach moralizatorskich, prospołecznych i terapeutycznych. Miał premierę 2 kwietnia 2015 roku w telewizji A&E. Prowadzącym był pastor Kevin Brown, ekspolicjant, znający rynek usług seksualnych na tyle, że zdecydował się wykorzystać tę wiedzę do zrobienia osobliwego reality show. Zasady były proste. Pastor pod pretekstem skorzystania z usług prostytutek zapraszał je do hotelowego pokoju i dawał sobie 8 minut na przekonanie ich, że powinny zrezygnować z uprawianego zajęcia. Jeśli jakaś kobieta się zgadzała, dostawała obietnicę, że zostanie udzielona jej pomoc finansowa oraz wsparcie psychologiczne. Kobieta znajdzie pracę i zacznie nowe życie. Brzmiało jak bajka, ale realia okazały się inne. Podobno uczestniczki programu nie były anonimowe, a i producenci nie wywiązywali się z obietnic pomocy. Program szybko zdjęto z anteny. Absurdalna była ta zasada 8 minut na przekonanie kobiety w tak granicznej sytuacji życiowej, że powinna ją zmienić.
„Potyczki Jerry’ego Springera”
Można powiedzieć, że show nieżyjącego już Jerry’ego Springera wpłynęło na kształt mediów w USA, a może i na całe pokolenia widzów. Potyczki zjawiły się na antenie NBC na początku lat 90. Przetrwały 27 sezonów, a to oznacza, że kontrowersyjny format się przyjął. Program był kręcony na zasadzie odnajdywania problemów społecznych i konfrontowania stron, które publicznie wymieniały poglądy, obrzucały się obelgami, a nawet biły. Uczestnikami, a tak naprawdę ofiarami programu były poróżnione małżeństwa, pary kochanków, dłużnicy i wierzyciele, skonfliktowani sąsiedzi, stalkerzy i ich ofiary itp. Ich osobiste tragedie były wykorzystywane do podbijania oglądalności. Nic więcej nie zostało osiągnięte. To nie były spotkania terapeutyczne. Jeden odcinek skończył się nawet morderstwem po jego nakręceniu. Mężczyzna zabił swoją byłą żonę przy współudziale obecnej. Potyczki Jerry’ego Springera były wyjątkowo patologicznym reality show i obnażały, jak bardzo patologiczni mentalnie mogą być niektórzy widzowie tego typu produkcji.
„Instaidollki”, „Damy i wieśniaczki” itp.
Instaidollki jest mniej znanym reality show, ale promuje podobny wizerunek kobiety, co Damy i wieśniaczki. Absurdalność obydwu programów polega na wyjątkowej nieprawdziwości pokazanych standardów życia kobiet w Polsce i złączeniu ich z ogólnymi określeniami – „dama”, „wieśniaczka”. Dama więc to w znakomitej większości ktoś młody, zrobiony za pomocą operacji plastycznych, nierobiący nic potrzebnego w życiu na rzecz społeczeństwa, z jakiegoś powodu jednak opływający w luksusy i zupełnie niezdający sobie sprawy, na czym polega życie. Wieśniaczka zaś to abstrakcyjna istota żyjąca w skrajnej biedzie, ledwo piśmienna, często zaniedbana i wręcz brudna, która podobnie jak tzw. dama nie zna świata na poziomie elementarnym. Czy więc nie jest to absurdalne, że takich ludzi dosłownie używa się w reality show? No chyba że są podstawieni.
Reality show o Amiszach – np. „Amish in the City” lub „Breaking Amish”
Amisze najwidoczniej kręcą Amerykanów. Powstało sporo reality show o tej grupie społecznej. Zastanawia tylko, że chcą brać udział w tym cyrku, skoro są aż tak hermetyczni. Czy to wszystko nie jest udawane? Absurdalne jest patrzenie na Amiszów, jak radzą lub nie radzą sobie w mieście. Jak stykają swoje ideały z libertyńskim kapitalizmem. Jak się w sumie łamie w nich amiszowego ducha, żeby stali się tacy jak my? No właśnie nie do końca. Nikomu w reality show nie zależy, kim będą, kim się staną. Zależy im tylko na tym, żeby byli śmieszni dla widzów. Żeby sobie nie radzili z rzeczywistością, gdyż do tej pory żyli pod religijnym kloszem. Nie patrzy się na takie wymuszone uświadamianie z przyjemnością, zwłaszcza że jest się świadomym, że te programy są nakręcone, żeby inni mieli rozrywkę. Jest np. taki program Amish Mafia. Widzowi prezentuje się społeczność Amiszów w Pensylwanii. Amish Mafia to coś w rodzaju irańskiej policji obyczajowej, która bezwzględnie egzekwuje przestrzeganie amiszowych zasad, często dopuszczając się przemocy. Co w tym więc śmiesznego?