search
REKLAMA
Muzyka filmowa

MUZYCZNA POMARAŃCZA. Najlepsza muzyka maja 2018

Jacek Lubiński

31 maja 2018

REKLAMA

Sezon drugi dobrze przyjętej, zakręconej i niebanalnej serii Legion trwa w najlepsze. Ponownie wszystkie odcinki zilustrował Jeff Russo, którego okładka soundtracku również dobrze wyraża klimat, w jaki będziemy się zagłębiać – nietypowy, schizofreniczny, daleki od wszelkich standardów i przyzwyczajeń. Można nawet napisać, że to po prostu jeden wielki eksperyment, ale z gatunku tych, które wkręcają już od pierwszej minuty. Nie jest to łatwa przeprawa, bo ta godzinna płyta bywa niesamowicie eklektyczna i dodatkowo często poprzetykana w tle (od)głosami bohaterów lub dziwacznymi dźwiękami wprost z planu. A jednak spójna, przemyślana i na tyle osobliwa, że chwyta. Kto lubi takie niekonwencjonalne (niekiedy aż do przesady) projekty, ten czym prędzej powinien się z tą pozycją zapoznać. Ale uprzedzam: spodziewajcie się… wszystkiego. I niczego.

Równie intrygującą, acz o wiele bardziej klasyczną pracą jest świeżutka Mary Shelley Amelii Warner. Rzecz to o tyle ciekawa, że wyszła spod ręki dotychczasowej… aktorki. Żona pana Greya, czyli Jamiego Dornana, wykazała się tu jednak niezwykłą dojrzałością. Jej muzyka, chociaż utrzymana raczej w spokojnym, lirycznym tonie, jest nie tylko piękna i poruszająca, ale też bardzo ładnie wyważona. Sporo eterycznych wokaliz i kojących duszę uderzeń o klawisze fortepianu to serce tej ścieżki dźwiękowej. Na nich się jednak nie kończy, gdyż soundtrack ten z czasem zadziwia bogactwem detali. Całościowo jest to dzieło do cna przeszyte kobiecym pierwiastkiem i być może dlatego łatwo ulec jego czarowi. Jak każda dama, wymaga odrobiny cierpliwości, swoistej wnikliwości, ale nagradza je z nawiązką. Dobra rzecz.

Nie wiem co prawda, kto wpadł na pomysł remake’u Overboard – u nas wyświetlanego pod tytułem I że ci nie odpuszczę – ale przynajmniej zaowocował on sympatyczną i zupełnie niezobowiązującą muzyką Lyle’a Workmana (Chłopaki też płaczą). Hawajskie rytmy, optymistyczne brzmienie, taneczne melodie spowite jednoznacznie romantyczną atmosferą – to właśnie Overboard A.D. 2018. Jasne, nie jest to w żaden sposób odkrywcze, jak i nie zapada specjalnie w pamięć. Ale za to jakże odprężające! To chwytliwa, zgrabna i ujmująca porcja muzyki filmowej, nawet jeśli odrobinę zbyt cukierkowej. Ale też i zaledwie półgodzinny album nie jest w stanie wywołać cukrzycy, zatem można śmiało sięgać w wolnym (niekoniecznie od pracy) czasie. Na chwilę zapomnienia i poprawę humoru jak znalazł.

1000 Arten Regen Zu Beschreiben (co można tłumaczyć jako: 1000 rodzajów deszczu do opisania) to z kolei propozycja od artysty o pseudonimie Hauschka (połowicznie odpowiedzialnego za Lion. Droga do domu). Propozycja znowuż niebanalna i niewolna od prób natury artystycznej. Ale frapująca, odpowiednio angażująca zmysły, by mogła się spodobać. I tak z jednej strony mamy więc radosne bity i dyskotekowe rytmy, a tuż potem nieco refleksyjnego fortepianu. Elektronika gęsto miesza się tu z tradycyjnym instrumentarium. I bynajmniej nie ma w tym sztuczności, dysonansu. Tu i ówdzie wkrada się odrobinę jednostajności w brzmieniu, jak i parę mniej fascynujących, eksperymentalnych melodii. Czyni to z 1000 rodzajów… tytuł zdecydowanie nie dla każdego. Ale polecić można, choćby na poczet poszerzania nowych horyzontów.

Na koniec Deadpool 2, czyli jeszcze jedna nad wyraz głośna pozycja z kinowego repertuaru. Do oprawy sequela zatrudniono tym razem Tylera Batesa (poprzednią część zilustrował Junkie XL i nie było to zbyt dobre granie). Kompozytor na luzie podszedł do swojego zadania, jak i zakręconej zgrywy fabularnej, i zaserwował nam między innymi podniosłe chóry wymownie oraz z pełną powagą wyśpiewujące pod niebiosa różnorakie przekleństwa i bzdurne teksty. To bawi, choć jedynie do pewnego stopnia. Znamienne zresztą, że w tym wypadku ciekawszy od score’u wydaje się soundtrack z piosenkami różnych wykonawców – w tym przewodnim szlagierem od samej Celine Dion. To solidna składanka, pełna starych, ale jarych hitów i odrobiny współczesnych rytmów. Radosna rozrywka po prostu.

Niejako tradycyjnie warto też jeszcze wspomnieć o ciekawych wznowieniach starych soundtracków. W maju takowych doczekały się przede wszystkim:

– pierwsze sześć części Gwiezdnych wojen, które Disney wypuścił w wersji zremasterowanej oraz z nowymi okładkami;

Lampart – kompletny, rozbity na dwa krążki zapis muzyki Nino Roty wydało Quartet Records w limitowanym nakładzie dwóch tysięcy sztuk;

Obcy 3 – muzykę Elliota Goldenthala La La Land Records oferuje w rozszerzonej, dwupłytowej i limitowanej do trzech i pół tysiąca egzemplarzy edycji.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA