MUZYCZNA POMARAŃCZA. Najlepsza muzyka maja 2018
Już po raz piąty przyglądamy się najlepszej muzyce filmowej minionego miesiąca, ograniczonej do skromnego TOP 10. Czy maj był pod tym względem gorącym okresem? Nawet jeśli nie do końca, to na brak interesujących pozycji nie można było narzekać…
Z całą pewnością główną gwiazdą ostatnich 30 dni jest Han Solo: Gwiezdne wojny – historie. Choć film się nie sprzedał, to muzyka Johna Powella godnie idzie w ślady kanonicznych partytur jego wielkiego imiennika. Nie jest to oczywiście kompozycja tak przełomowa jak którakolwiek ze starych Star Warsów, lecz – jak to się mówi – daje radę. Powell użył tu kilku legendarnych tematów Williamsa, ale dodał też sporo od siebie. Są chóry, są rasowe tematy przygodowe i bezustannie coś się dzieje – szczególnie pod względem tematyki i chwytliwych melodii, które pojawiają się niemal w każdym utworze. Co ważne, te – napisane zupełnie od podstaw – bardzo dobrze współgrają z tradycyjną gwiezdnowojenną poetyką, jednocześnie nadając jej świeżości. To zdecydowanie najlepszy od lat soundtrack do tego uniwersum.
Niejako na drugim biegunie znajduje się muzyka z niezaprzeczalnego hitu roku, czyli powrót Alana Silvestriego do świata Avengers i Wojna bez granic. Wraz z nim powracają znajoma stylistyka i tematy, zatem jest też nieco bardziej sztampowo niż u poprzednika. Niemniej to nad wyraz solidna, odpowiednio potężna ścieżka dźwiękowa, która w filmie sprawuje się naprawdę dobrze. Bywa mrocznie – stąd część ilustracji na płycie jest niezbyt atrakcyjna – ale także zaskakująco lirycznie, wręcz rzewnie, zwłaszcza pod koniec tego olbrzymiego albumu. Poza tym jest tu sporo chwytliwej akcji, miejscami brzmiącej jak za najlepszych lat maestro. Dla fanów to pozycja obowiązkowa, ale i inni melomani powinni “rzucić uchem”.
Co prawda australijskie Breath dopiero będzie miało swoją premierę, ale album z nutami Harry’ego Gregsona-Williamsa już można przesłuchać. HGW po raz kolejny udowadnia, że w filmówce nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jego muzyka poraża przede wszystkim nastrojem – jest niesamowicie poetycka, niekiedy iście kontemplacyjna, lecz w tym dobrym znaczeniu. Trafnie oddaje miejsce i fabułę filmu, jednoznacznie kojarząc się z oceanem oraz wolnością. I zarazem żyje jakby własnym życiem – nieuzależniona od ruchomego obrazu, chwyta z miejsca za serce i pozwala owinąć wokół siebie własne marzenia. Te nieco ponad trzy kwadranse materiału nie porywają może akcją lub bogactwem brzmienia (choć znalazło się miejsce dla kilku rockowych melodii), ale zachwycają emocjonalnym wyczuciem. Mała perełka.
Dalej mamy skromny powrót do przeszłości, czyli bazujący na legendzie Karate Kida serial Cobra Kai z ilustracją autorstwa Leo Birenberga i Zacka Robinsona. Co ciekawe, nie jest to nachalne kopiowanie elektronicznego ducha lat 80. – tak popularne ostatnimi czasy w kinie i telewizji. To zdecydowanie ostrzejsze, popowo-rockowe granie, w którym prym wiodą gitara elektryczna oraz perkusja, czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Jest tu, rzecz jasna, nieco tematycznych odwołań do starych filmów, ale generalnie panowie nie oglądają się specjalnie na swoich mistrzów, tworząc bardziej po swojemu. I to czuć, tego się dobrze słucha. Pomaga w tym poniekąd dość krótki czas trwania całości, jak i poszczególnych utworów – dla niektórych być może największy problem, ponieważ ścieżki potrafią kończyć się równie szybko, jak się zaczęły. Ostatecznie jednak to po prostu fajny, pozytywny soundtrack.
Nie inaczej jest w przypadku jeszcze krótszego, bo zaledwie półgodzinnego, wydawnictwa z kompozycją Sébastiena Telliera do francuskiego serialu z Denise Richards, A Girl Is a Gun. To już rzecz wręcz skąpana w elektronicznych brzmieniach. Ale, co ważne, są one na tyle chwytliwe i zajmujące, że szybko zapominamy o braku oryginalności. Zwłaszcza że i tak, mimo wszystko, trochę twórczej inwencji tu znajdziemy, a całość jest naprawdę soczysta w kwestii tematycznej i ma swój klimat. Zresztą w tym wypadku okładka mówi właściwie wszystko – jeśli komuś podoba się taka stylówa, to z pewnością polubi również i kryjącą się pod nią muzykę.