search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

Miloš Forman – wspomnienie

Jacek Lubiński

15 kwietnia 2018

REKLAMA

„Reżyser jest po trochu każdym – scenarzystą, aktorem, montażystą, kostiumografem… Dobry reżyser potrafi się przy tym otoczyć ludźmi lepszymi od siebie w danej profesji.”

W latach 90. Forman dał się z kolei poznać jako twórca dwóch świetnych, choć niełatwych  do przyswojenia biografii – Skandalista Larry Flynt (1996) oraz Człowiek z księżyca (1999). Ten pierwszy przygląda się życiu właściciela pisma pornograficznego „Hustler”, czyli właśnie Larry’emu Flintowi, który nadal psuje krew niektórym politykom oraz piewcom politycznej poprawności. Drugi film opowiada natomiast historię kontrowersyjnego komika Andy’ego Kaufmana, którego przerwane rakiem płuc lata świetności przypadły na siódmą i ósmą dekadę poprzedniego stulecia. W obu tych produkcjach porażają przede wszystkim świetne role główne, ale też i wprawna ręka reżysera, który z niezwykłą energią i podskórnym optymizmem podchodzi do tych dwóch, jakże innych, ale na swój sposób zbliżonych osobowości. Oba okazały się dla Formana ostatnimi sukcesami artystycznymi z prawdziwego zdarzenia.

Co ciekawe, Człowiek z księżyca wpłynął też na synów reżysera – urodzonych w trakcie produkcji bliźniaków Andrew i Jamesa (dwóch z czterech potomków pochodzących z trzech różnych małżeństw), których nazwano tak po Kaufmanie oraz wcielającym się w niego Jimie Carreyu, dla którego być może wciąż jest to najważniejsza rola życia. A skoro już przy tym jesteśmy, to i sam reżyser pojawił się kilka razy po drugiej stronie kamery. Od 1953 roku zaliczył dziewięć występów aktorskich – między innymi w Zgadze (1986), Nowym roku (1989) i Zakazanym owocu (2000) Edwarda Nortona.

Warto również wspomnieć, że przez te wszystkie lata Formanowi nie udało się zrealizować wszystkich swoich projektów. W 1990 roku Japońskie Stowarzyszenie Sumo zablokowało Hell Camp­ – romantyczną opowieść rozgrywającą się w środowisku grubych wojowników. Niedługo potem, na skutek różnic z Michaelem Crichtonem, Forman opuścił stołek reżyserski erotycznego thrillera W sieci (1994), za kamerą którego stanął finalnie Barry Levinson. Dekadę później nie doszło do sfinalizowania adaptacji książki Sándora Máraiego Ember, w której zagrać mieli Sean Connery, Klaus Maria Brandauer i Winona Ryder. Całość osadzona była w czasach imperium Austro-Węgier. Ostatecznie nie powstały też Duchy Monachium – napisane przez Formana do spółki z byłym prezydentem Czech, Vaclavem Havlem, spojrzenie na kulisy układu monachijskiego, na które nie znaleziono ostatecznie wystarczających funduszy. Jego dwoma ostatnimi wkładami w kinematografię – nie licząc wieloletniego wykładania na Uniwersytecie Columbii – był zatem mało znany musical z 2009 roku, Dobre placená procházka (Dobrze płatny spacer), oraz powstały w tym samym czasie dokument autobiograficzny – Miloš Forman: Co cię nie zabije.

„Dajcie mi sto tysięcy, a zrobię film za sto tysięcy. Dajcie mi dziesięć milionów, a zrobię film za dziesięć milionów. Dajcie mi sto milionów, a je wydam.”

Dwa Oscary, trzy Złote Globy, brytyjska BAFTA, berliński Złoty i Srebrny Niedźwiedź, Nagroda Jury w Cannes, francuski Cezar, Złote Lwy Czeskie za całokształt twórczości – to tylko niektóre najważniejsze laury, jakie spadły na Formana. Prawdziwą nagrodą są tu jednak same filmy – zarówno dla niego samego, jako owoce często niełatwych batalii o prawdę, człowieczeństwo i wolność, jak i dla widza, który w każdym tytule z tej „złotej trzynastki” znajdzie prawdziwie autorskie podejście do ruchomego obrazu, pełne pasji, natchnienia i dosłownie zarażające ukrytą między kadrami niezwykłą pogodą ducha, idealnie uzupełniającą motyw walki jednostki z systemem. Tym większa szkoda, że zmarły nagle 13 kwietnia w Connecticut Miloš Forman – choć od dobrej dekady nieudzielający się w kinie – już nigdy nie wypowie się na ten ani żaden inny temat. Sbohem, dobrý člověk!

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA