MIĘDZY SŁOWAMI I BEZ PAMIĘCI, czyli ciekawe przekłady tytułów filmowych

Po pierwsze, Eternal Sunshine of the Spotless Mind. Tytuł to fragment wiersza Alexandra Pope’a, angielskiego poety żyjącego na przełomie siedemnastego i osiemnastego wieku. Wers cytowany zresztą w samym filmie, a oznaczający „nieśmiertelny czystego umysłu blask”. Zasadne, biorąc pod uwagę, że fabuła obejmuje celowe usuwanie części wspomnień, aby ukoić swój ból po rozstaniu. Tak oto wchodzimy na płaszczyznę z polskim tytułem: Zakochany bez pamięci.
Czy to tytuł zły u podstawy? Nie, bo jest ciekawą grą słów. Oczywiście odbiegającą zupełnie od wersji oryginalnej, ale dwojakie znaczenie, które nabiera ten zwrot w zderzeniu z filmem, jest naprawdę warte uznania. Gorzej, że paradoksalnie szkodzi samemu filmowi, bo jednocześnie kojarzy się ze słodką romantyczną historią, tymczasem film Michela Gondry to gorzka, ciężka opowieść, mało mająca wspólnego z opowieścią o klasycznym zakochaniu. Wyobrażam sobie, że wielu widzów „nabrało się” niejako na ten tytuł, co doprowadziło do kinowego rozczarowania, w efekcie – małej sympatii do filmu. A szkoda.
Ze świata filmu przeskoczmy do świata seriali, a tam czeka już Scrubs. Świetny sitcom (wyłączając sezon dziewiąty, którego większość fanów nawet nie uznaje) w polskiej telewizji emitowany jest pod tytułem Hoży Doktorzy. Z jednej strony – ałć, masakra, bo jak ze słowa oznaczającego lekarskie odzienie można było zrobić takie dziwadło? Z drugiej – ciekawie zabawiono się identycznymi w wymowie słowami „chorzy” i „hoży”, z czego to pierwsze jednoznacznie kojarzy się z lekarskim środowiskiem, a drugie bardziej bezpośrednio z bohaterami. Warto jednak odnotować, że miast z polską wersją spotykam się raczej z używaniem nazwy oryginalnej odmienianej tak, jakby była polskim słowem: „oglądam Scrubsów”, „lubię Scrubsy”, i tak dalej. Zdaje się, więc, że polska nazwa funkcjonuje tylko w ramówce emitującej serial stacji.
A więc da się. Da się stworzyć taki polski tytuł, aby jednocześnie był dla widza atrakcyjny i nie deptał pomysłu oryginalnego. Jak zostało wspomniane wcześniej, jest to przypadek rzadszy, a prawdziwe perły – czy nawet pozycje interesujące i skłaniające do refleksji – wyłowić jest trudno. Pominąłem tytuły przetłumaczone wprost, naturalnie też sporą grupę, ale są przypadki, gdzie odchył w którąkolwiek stronę byłby co najmniej dziwny (ot, choćby Nine – Dziewięć), zatem ani je można ganić, ani chwalić. Tak czy inaczej dobrze wiedzieć, że gdzieś tam są osoby, które wiedzą, że wcale niewykluczone jest, by w parze z marketingiem szła też wierność oryginałowi i poświęcają czas, by to praktykować. Oby było ich coraz więcej.
Epilog: naturalnie nie tylko w Polsce natknąć się można na minimum kontrowersyjne wersje tytułów. Na przykład w Danii Willy Wonka i fabryka czekolady to Chłopiec, który utonął w czekoladzie, a japoński tytuł Armii Ciemności w tłumaczeniu brzmi Kapitan Supermarket. Gdyby tylko istniał taki komiks, to bym czytał.
korekta: Kornelia Farynowska