MEL GIBSON. Piękny i bestia. Biografia

Największy sukces
Pozytywne recenzje „Człowieka bez twarzy” zmobilizowały go do nakręcenia, wyprodukowania i zagrania głównej roli w „Walecznym sercu” (1995). Wspaniały historyczny fresk przybliżał losy Williama Wallece’a, XII-wiecznego szkockiego bojownika walczącego o wyrwanie swojego ludu spod jarzma Anglików. Deszcz nagród, jakie otrzymał za to niezwykłe przedsięwzięcie, w tym Oscara za reżyserię i za najlepszy film roku, z pewnością wynagrodził trud jego realizacji.
„Waleczne serce” wzbudziło też trochę kontrowersji. Lansowano tezę o rzekomym homofobicznym wydźwięku tegoż dzieła. Owszem, jedna z mocno eksponowanych postaci – homoseksualny następca angielskiego królewskiego tronu – ukazany jest jako słaba, zniewieściała jednostka. Należy jednakże przy tym zauważyć, że znakomita heteroseksualna większość męskich ważnych protagonistów filmu tym bardziej nie stanowi wzoru do naśladowania. Nie licząc bohaterskiego Wallace’a i jego przybocznych, mamy do czynienia z okrutnym, pozbawionym elementarnej ludzkiej empatii królem Anglii, jego bufonowatym otoczeniem, czy też sprzedajną, pozbawioną honoru zbieraniną szkockiej szlachty.
Postacie kreowane przez Gibsona często mają wiele wspólnego z nim samym. Wydają się spokojne i stonowane, do czasu gdy jakaś iskra nie wywoła erupcji tłumionych w środku uczuć. Wallace pragnął założyć rodzinę i wieść spokojny żywot rolnika. Zamordowanie jego żony przez najeźdźców z południa, sprawiło, że ukojenie, a wręcz dziką satysfakcję znajdował w niekiedy bardzo wymyślnym pozbawianiu życia angielskich żołnierzy. Z kolei w „Byliśmy żołnierzami” (2002) odgrywał wysokiego rangą oficera amerykańskiej armii, rozmodlonego katolika i ojca wielodzietnej rodziny. W 1997 w „Teorii Spisku” zagrał targanego obsesjami na temat wszechobecnych spisków taksówkarza, faceta, którego zwariowane z pozoru teorie okazują się mieć pokrycie w rzeczywistości
Jeszcze bardziej Gibson odsłonił się w „Patriocie” (2000) Ronalda Emmericha, wcielając się w pułkownika Benjamina Martina, uczestnika XVIII w. wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Martin podobnie jak Gibson ma siedmioro dzieci, wspomina o swoim pociągu do alkoholu, a przede wszystkim wstydzi i obawia się pokładów agresji, jakie w nim drzemią. Wie, że potrafią one doprowadzić do wielkiej tragedii.
W drugiej połowie lat 90. należał do ekskluzywnego grona gwiazd inkasujących co najmniej 20 mln dolarów za jeden wiodący występ w produkcie X muzy. Miało to ekonomiczne uzasadnienie, gdyż aktor odnajdował się niemalże w każdym komercyjnym gatunku, zapewniając producentom ogromne zyski. Z thrillera „Okup” (1996) , dzięki swojej znakomitej kreacji, stworzył trzymające w napięciu widowisko. W 1999 r. uraczył widzów stylową i brutalną „Godziną zemsty”. Talent komediowy potwierdził w „Co myślą kobiety”(2000), gdzie brawurowo odnalazł się w roli mężczyzny słyszącego myśli i pragnienia kobiet. Zrealizowane w konwencji familijnej fantastyki „Znaki” (2002) kryły w sobie jedną wielką pochwałę rodziny i wartości, jaką za sobą niesie. Widownia oglądała Gibsona oczywiście jako ojca tej rodziny, pastora Grahama Hessa.
Status gwiazdy srebrnego ekranu najwyraźniej nie mógł zaspokoić jego aspiracji, ponieważ publicznie ogłosił, że po 2002 r., kosztem aktorstwa, zamierza skupić się na karierze reżyserskiej. Pierwszy projekt po tej deklaracji, czyli „Pasja”(2004), ukazywała ostatnie 12 godzin życia Jezusa Chrystusa, a sam film zrealizowano w języku aramejskim i łacińskim. Gibson swoim żarliwym manifestem wiary, po raz kolejny wywołał burzę. Obraz spotkał się z mieszanymi recenzjami w prasie branżowej i skrajnie różnym odbiorem wśród widzów. Od wielkiej aprobaty w świecie chrześcijańskim i uznaniu najwyższych kręgów kościoła katolickiego z Janem Pawłem II na czele, do protestów środowisk żydowskich za rzekomy antysemityzm „Pasji”. Niektórzy zarzucali reżyserowi zbytnie epatowanie przemocą oraz nieścisłości w przedstawianiu ówczesnych realiów. Ceną za realizację „Pasji” miało się również okazać naznaczenie Gibsona piętnem katolickiego fundamentalisty.
Wszystkie te „zgrzyty” Gibson niewątpliwie osłodził sobie fortuną jaką przyniósł mu obraz męki Chrystusa. Przy 30-milionowym budżecie „Pasja” zarobiła ponad 600 milionów na całym świecie. Mel nie tylko był jego reżyserem, ale również wyprodukowała go jego wytwórnia „Icon Productions”. Firma, której był twórcą, uczyniła go jednym z najbogatszych artystów globu.
Religijny fanatyk czy nie, wciąż należał go grona najbardziej wpływowych nazwisk w Mieście Aniołów i szukał nowych wyznań. Realizacja „Apocalypto”(2006) nieoczekiwanie doprowadziła do poważnego kryzysu w jego życiu. Gibson marzył o wielkim widowisku obnażającym degrengoladę imperium Majów, kręconym w oryginalnych plenerach w języku tubylców. Faktycznie, dostarczył widzom nietuzinkową, ociekającą krwią przygodę, lecz zrobił to kosztem siebie samego. Zdjęcia odbywające się w skrajnie trudnych warunkach z aktorami nie znającymi angielskiego, zamiast dwóch miesięcy trwały dziewięć. Skutkowało to tym, że po latach względnej trzeźwości, Gibson powrócił do niekontrolowanego picia alkoholu. Przypieczętował w ten sposób los swojego małżeństwa. Ponownie nie rozpieszczała go krytyka, mająca spore zastrzeżenia do „Apocalypto”. Końcowe fragmenty filmu, w których obserwujemy na horyzoncie zbliżające się do wybrzeży Ameryki statki hiszpańskich konkwistadorów, uznano za naiwną propagandę reżysera, sugerującą, że to dzielni chrześcijanie powstrzymali pogańskich dzikusów przed wzajemnym wyżynaniem się. „Apocalypto” cieszyło się sporym powodzeniem ale nie przyniosło autorowi kolejnych artystycznych laurów. Jak dotychczas jest też ostatnim kasowym sukcesem w filmowej karierze Mela Gibsona.
Trudna teraźniejszość
Patrząc dzisiaj na przedwcześnie postarzałą twarz Gibsona, trudno poznać w niej oblicze człowieka wybranego w 1985 r. przez magazyn „People” , najseksowniejszym mężczyzną na ziemi. Przebył też daleką drogę od tytułu najbardziej wpływowej gwiazdy showbiznesu, przyznanej mu przez wpływowego „Forbesa” w 2004.
Ostatnie lata nie były łaskawe dla jego kariery. Od czasu „Apocalypto” nie udało mu się nakręcić żadnego filmu (w 2016 roku wchodzi „Hacksaw Ridge”). Plany wielkiej epopei o Wikingach, ze względu na otaczające go odium skandalisty, doprowadziły do zrezygnowania z projektu Leonardo Di Caprio i utknęły w martwym punkcie. Chęć rehabilitacji za antysemickie wybryki wyrażana gotowością do stworzenia mini serialu o Holocauście, została pogrzebana, gdy wyszły na jaw jego perturbacje z rosyjską kochanką.
Niestety, aktorstwo też nie przynosi ukojenia i nadziei na bezchmurne jutro. Powrót na srebrny ekran po siedmiu latach nieobecności w thrillerze „Furia”(2010) , abstrahując od jego jakości, trudno uznać go za udany – obraz poniósł komercyjną porażkę. Skromne „Podwójne życie” (2011) reżyserowane przez przyjaciółkę Gibsona, Jodie Foster, nawet w niewielkim stopniu nie zwróciło zainwestowanych w produkcję 21 milionów dolarów. „Dorwać Gringo”(2012), zrobione z werwą „oldschoolowe” kino akcji ze sporą domieszką czarnej komedii – a więc wymarzone pole dla popisowego występu odtwórcy Martina Riggsa – nawet nie pojawiło się w amerykańskich kinach i zostało zesłane od razu na rynek VOD, Blu-Ray i DVD. Nikt nawet specjalnie nie ukrywał, że powodem nie jest słaba jakość samego filmu, lecz osobiste kłopoty Mela mogące zniechęcić potencjalnych widzów.
Rodzina jest dla mnie najważniejsza – Gibson przez lata wyznawał ten pogląd. Rodzina stanowiła dla Mela bezpieczną przystań, barierę odgradzającą go od oceanu hedonizmu, w którym tonie cały showbiznes. Ze współczuciem, ale też z domieszką wyższości, patrzył na innych aktorów zatracających się w pustej egzystencji, pozbawionych namiastki domowego ogniska. W końcu jednak sam zaprzepaścił to wszystko. Stracił małżonkę i skompromitował własne dzieci. Tego ostatniego żałuje szczególnie mocno.
Mel Gibson jest produktem swojego ojca – orzekł Richard Donner. Obdarzony charyzmą Hutton Gibson zawsze cieszył się posłuchem u swojego syna. Gibson Jr. pokornie spełnia zachcianki Huttona, nawet ufundował za jego namową specjalny kościół w Santa Monica, w którym msze odbywają się w tradycyjnej łacińskiej liturgii. Niektórzy znajomi Mela Gibsona sugerują, że stoi on na rozdrożu, rozdarty pomiędzy miłością do ojca, a świadomością, jak zgubny wpływ ma na niego ładunek nietolerancji, który mu on wpoił. Przychylni Melowi ludzie uważają, że nie podziela on kontrowersyjnych poglądów ojca negującego wymiar i znaczenie Holocaustu, czy podającego w wątpliwość katolickość samego papieża. Prawdą jest jednak to, że nigdy oficjalnie się od nich nie odciął.
Aby lepiej zrozumieć Mela, warto bliżej przyjrzeć się filmowi „Podwójne życie”. Jodie Foster, wprost przyznaje się do sympatii i koleżeńskiej więzi z Gibsonem, datowanej od ich wspólnego blockbustera, czyli „Mavericka” (1994). Foster, podczas promocji „Podwójnego życia”, stwierdziła, że Mel wniósł do niego ciężar swoich własnych traumatycznych przeżyć przez co ma nadzieję, że film będzie miał dla niego oczyszczający, terapeutyczny wymiar. Foster opowiedziała historię Waltera Blacka, właściciela fabryki zabawek, przechodzącego poważne załamanie nerwowe. Zostawia go żona, starszy z dwójki synów wstydzi się do niego przyznać. Black nie potrafiąc wyrwać się z wszechwładnych macek depresji, szuka bezskutecznego ukojenia w alkoholu, aż wreszcie targa się na swoje życie. Osobliwą terapią, mającą wyrwać go z matni, jest pacynka bobra, poprzez którą zaczyna porozumiewać się z innymi. Maskotka chroni go od bezpośredniego kontaktu z ponurą rzeczywistością, a jednocześnie pełni funkcję pomostu z normalnym światem. Ku zaskoczeniu bliskich Blacka jego kuriozalny wymysł przez jakiś czas zdaje egzamin i pozwala mu względnie normalnie egzystować. „Podwójne życie” nie jest abstrakcyjnym poradnikiem na wyjście z depresji, nie razi uproszczonym happy endem, za to zmusza do myślenia.
Podobieństwa celuloidowego Blacka do Gibsona nasuwają się same: zaburzenia natury psychicznej, alkohol, utrata poważania u najbliższych. Intryguje natomiast to, że Walter Black nienawidził swojego zmarłego ojca. Za to, że (najprawdopodobniej) popełnił samobójstwo i go zostawił, oraz za to, że musiał przejąć rodzinny biznes. Podjąć rolę, w której nigdy nie czuł się najlepiej. Zagadką pozostaje czy Gibson za pośrednictwem Blacka nie chciał w jakimś stopniu uzewnętrznić negatywnych emocji w stosunku do własnego ojca.