Maszyna DO ZABIJANIA. Ranking filmów z serii RAMBO
Były żołnierz, nie mogąc poradzić sobie z wojenną traumą, co rusz wikła się w kolejne draki. Strzela, biega, pręży mięśnie, obrywa, ale ostatecznie zawszy wychodzi z tych starć zwycięsko – dzięki swemu niebywałemu wyszkoleniu, szczęściu i rzecz jasna harcie ducha. Każdy film z tej wybitnie ociekającej testosteronem serii realizuje jeden, sprawdzony schemat fabularny, pozwalający na ucieczkę w przygodę pełną akcji. W centrum naszej uwagi od początku do końca pozostaje on – John Rambo – maszyna do zabijania, nieokiełznany, dziki ogier, który zniszczy wszystko co stanie mu na drodze, by choć na chwilę uciszyć drzemiące w nim demony.
Szczyt popularności Rambo przypada na kolorowe lata 80. i to z tym okresem kina najbardziej utożsamiany jest bohater grany przez Sylvestra Stallone’a. Przez długi czas Rambo był trylogią. Ale po latach nakręcono też kolejne dwie kontynuacje, które bardzo ciekawie uzupełniły tę historię znacznikiem przemijalności i życiowego zmęczenia. Mamy więc pięć filmów z Johnem Rambo i bardzo trudno jest je ocenić, gdyż prezentują one dość wyrównany poziom – poza jednym filmem, który od stawki wyraźnie odstaje. Choć było to niełatwe, ułożyłem je w kolejności od najgorszego, do najlepszego obrazu. Dajcie znać w komentarzu, czy zgadzacie się z tą kolejnością.
5. Rambo III (1988), reż. Peter McDonald
To, co charakteryzuje tę odsłonę, to przesada wybijająca się z niemal każdego aspektu. Twórcy do serca wzięli sobie zasadę, że w każdym sequelu musi być głośniej, musi być wszystkiego więcej, musi być intensywniej. Problem w tym, że już druga część to zapewniała, zmieniając formułę dramatu sensacyjnego w pełnokrwiste kino akcji. W trzeciej części postanowiono jeszcze bardziej przykręcić śrubę i nie wyszło to filmowi na dobre. Nie powiem, żeby mi się te widoki Afganistanu nie podobały. Nie powiem, żebym nie rozpamiętywał czasem słynnej akcji, w której Rambo postanawia wygrać wojnę, dosiadając konia i trzymając koktajl Mołotowa w dłoni. Jest to naiwne, ale i urocze. Film ma jednak dwa istotne problemy – jest najdłuższy w całej serii, co jednocześnie podkreśla fakt, iż twórcy bardzo chcieli dać nam jak najwięcej zabawy, a co skończyło się kilkoma męczącymi dłużyznami. Jest też filmem, który w kontekście całej serii naładowany jest największą ilością absurdów. Ich kwintesencją jest finałowa walka, w której ruskie czołgi kapitulują pod naporem… konnej kawalerii. Co i tak jest małym piwem przy czołgu czołowo atakującym helikopter.
⑤
4. Rambo: Ostatnia krew (2019), reż. Adrian Grunberg
To zaskakująco udany powrót po latach (bo mówiąc szczerze, niewiele się po tym filmie spodziewałem), będący jednocześnie powrotem niepozbawionym konkretnych wad. Piąta część serii jest po prostu bardzo nierówna. Z jednej strony przekonująco pogłębia w historii Johna Rambo aspekt dramatyzmu jego żywota, pozwalając mu na to, by przy końcu swej historii zdołał otworzyć swoje serce na bliskich i ustabilizować swe emocje. Za sprawą tej odmiany bohater, który w poprzednich częściach skupiał się tylko na walce, tym razem ma w końcu okazję, by usiąść w fotelu, pojeździć na swoim koniu czy najzwyczajniej w świecie porozmawiać z drugą osobą. To mi się w piątce podobało zdecydowanie najbardziej. Później na scenę wchodzą źli Meksykanie, którzy prowokują Rambo do powrotu na ścieżkę agresji. Robi się wówczas wyjątkowo brutalnie, ale jest to przemoc, która wypada niekiedy groteskowo, acz w dużej mierze spójnie. Razi nieco wyłaniająca się z niektórych scen drętwota realizacyjna, typowa dla kina klasy B. Rażą niektóre tępe dialogi i zbyt oczywiste chadzanie na skróty w finale filmu. Ale w oczach tego zmęczonego żołnierza tli się jeszcze ogień, wciąż potrafi poruszyć nas determinacją w oczyszczaniu świata z brudu, dlatego ostatnie filmowe spotkanie z nim to w moim odczuciu pożegnanie może nie idealne, acz wartościowe.
⑥