RYAN REYNOLDS. Nikogo nie udawać
Zawsze ceniłem sobie szczerość wobec czytelników, dlatego muszę to wyznać na samym początku: lubię Ryana Reynoldsa. Polubiłem go już wtedy, gdy gościnnie wystąpił w filmowym pilocie Sabriny, nastoletniej czarownicy (tak, oglądałem pasma serialowe Polsatu w niedzielne poranki), a ogromną sympatią obdarzyłem go dzięki produkcji Oni, ona i pizzeria (1998–2001), gdzie po raz pierwszy zaprezentował pełen wachlarz swych komediowych umiejętności. Lubię Ryana Reynoldsa i właśnie dlatego postanowiłem o nim napisać – to jeden z niewielu aktorów, o których można powiedzieć, że nie udają kogoś, kim nie są i nigdy nie będą.
Jeśli należycie do osób, które oceniają po pozorach, przystojnego Kanadyjczyka pewnie od razu spisaliście na straty, sądząc, że tak atrakcyjne opakowanie nie może skrywać nic interesującego. Ryan Reynolds jednak od zawsze robi wszystko, by walczyć z takimi – niesprawiedliwymi w gruncie rzeczy – przekonaniami. I właśnie dzięki swojej nietuzinkowej osobowości, potężnym ładunkom przebojowości i bezkompromisowej aktywności w mediach społecznościowych (kampania Deadpoola, anyone?) kanadyjski aktor jest dziś bożyszczem tłumów, które są w stanie wybaczyć mu, że kilka lat temu zbezcześcił jedną z najważniejszych postaci z komiksowego uniwersum DC. Są w stanie to zrobić w dużej mierze dlatego, że na polu super(anty)bohaterskim zdążył się już zrehabilitować z nawiązką, grając tytułową rolę w jednym z największych komercyjnych hitów ubiegłego roku. Do swojej aktualnej pozycji musiał jednak dochodzić długimi latami, a w swoim życiu zawodowym Ryan Reynolds niejednokrotnie musiał czuć się niczym na przejażdżce kolejką górską.
***
Na kanadyjskiej prowincji bycie „chłopakiem z Vancouver” pewnie robi spore wrażenie, ale w Hollywood raczej przeszkadza, niż pomaga. To właśnie w największym mieście Kolumbii Brytyjskiej 23 października 1976 roku na świat przyszedł Ryan Rodney, czwarty syn Jima i Tammy Reynoldsów. Dwóch starszych synów zostało policjantami (jeden patroluje ulice Vancouver w siodle jako oficer słynnej kanadyjskiej konnej) i być może podobny los spotkałby Ryana – wspomina, że zarówno ojciec, jak i bracia byli twardymi, wymagającymi mężczyznami – gdyby nie fakt, że trochę lubił pajacować, szukając w rozbawianiu innych sposobu na zwalczenie swoich lęków i kompleksów. Dziś aktor upatruje przyczyn swoich młodzieńczych niepokojów w dzieciństwie: „Mój ojciec nie traktował nikogo ulgowo. Siebie też nie. Myślę, że właśnie z tego wzięły się moje kompleksy – kontrolowanie innych było sposobem na kontrolowanie siebie” – mówił w tegorocznym wywiadzie dla „Variety”, a nam trudno uwierzyć, że dzisiejszy megagwiazdor, szczęśliwy mąż i ojciec oraz król social media mógł kiedykolwiek nie wierzyć w siebie. Jednak gdy zagłębimy się nieco w przebieg kariery Ryana Reynoldsa, szybko zauważymy, że Kanadyjczyk nie zawsze miał tylko powody do zadowolenia.
Historia jego aktorskich początków nie jest ani wyjątkowa, ani spektakularna – w wieku 15 lat rozpoczął występy w kanadyjskiej telenoweli dla nastolatków Hillside, dystrybuowanym w USA przez Nickelodeon pt. Piętnastolatki. Tym, którzy nie wyobrażają sobie przystojnego Ryana w roli małolata ze skwaszoną miną, dedykujemy poniższy materiał:
Po kilkunastoodcinkowej przygodzie z kanadyjskim serialem SF The Odyssey w latach 1993–1994 oraz kilku innych telewizyjnych epizodach (m.in. we wspomnianej Sabrinie i jednym z odcinków Z archiwum X) Ryan dostał angaż do serialu Oni, ona i pizzeria, realizowanym już w całości w Hollywood. Do Fabryki Snów dotarł po tym, jak – jeśli wierzyć jego słowom – spędził w na politechnice w Vancouver jakieś 45 minut. Reynolds pragnął dostać się do słynnej grupy The Groundlings (w której na różnych etapach kariery działali m.in. Lisa Kudrow, Will Ferrell, Melissa McCarthy czy Kristen Wiig), ale zamiast tego wylądował na planie całkiem popularnego sitcomu, dzięki któremu mógł szerzej zaistnieć w świadomości widzów. Jego Michael „Berg” Bergen łamał serca, wprowadzał chaos w życie własne i swych przyjaciół, a przy tym pracował w tytułowej pizzerii i był prymusem na studiach medycznych. Czy można sobie wyobrazić lepszą metaforę dzisiejszej sytuacji Ryana Reynoldsa, który mimo sporego nieładu w życiu zawodowym i tak zdaje się osiągać wszystko, o czym mógłby zamarzyć zwykły śmiertelnik? Z obsady Oni, ona i pizzeria jedynie odtwórca roli Berga zrobił prawdziwą karierę – Traylor Howard, czyli tytułowa „ona”, od 2010 roku nie pojawiła się na ekranie ani razu, zaś serialowy kumpel Reynoldsa, Richard Ruccolo, od czasu zakończenia emisji Oni, ona i pizzeria ze zmiennym szczęściem próbuje swych sił w innych telewizyjnych produkcjach.
Podobne wpisy
Emisja serialu stworzonego przez Danny’ego Jacobsona, Kenny’ego Schwartza i Ricka Wienera zakończyła się w 2001 roku, ale Ryan nie musiał czekać długo na kolejną wielką szansę. W 2002 roku premierę miał film, który umieścił Kanadyjczyka na komediowej mapie kina – Wieczny student debiutującego reżysera Walta Beckera nie był może szczytem humorystycznych dokonań filmowych, ale znakomicie eksponował aktorską charyzmę Reynoldsa. Pierwsza główna rola była dla Kanadyjczyka prawdziwym egzaminem, który zdał celująco – w ramach konwencji, ma się rozumieć. Spory sukces, jaki odniósł film Beckera (blisko 40 milionów w box office przy ośmiokrotnie mniejszym budżecie), potwierdził, że w Ryanie tkwi potencjał, jednak ze względu na lekki i prześmiewczy ton Wiecznego studenta trudno było o ferowanie wyroków na temat aktorskiej przyszłości Reynoldsa. Na tamtym etapie, jako dwudziestokilkulatek, Kanadyjczyk wyzbył się już obaw dotyczących bycia aktorem i zaczął dostrzegać dobre strony tej profesji. „Nienawidziłem wtedy aktorstwa!” – mówił Ryan podczas jednego z telewizyjnych wywiadów w odniesieniu do pracy na planie Piętnastolatków, zwracając uwagę, że chwilowy rozbrat z graniem, kiedy to rozwoził gazety i pracował w restauracji, pomógł mu poznać życie, zmienić perspektywę i powrócić do aktorstwa ze świeżym, bardziej rzeczowym podejściem.
Już w dwa lata po premierze Wiecznego studenta Reynolds witał się z kinową wagą ciężką – wystąpił w Blade: Mrocznej trójcy, ostatniej jak dotąd odsłonie filmowych przygód jednego z czołowych wampirów Marvela. Wcielił się tam w Hannibala Kinga, jednego z pomagierów tytułowego bohatera, w ramach przygotowania do roli przechodząc morderczy trening fizyczny. Ryan spróbował swoich sił w repertuarze kina akcji i choć sam film nie spotkał się ze szczególnie ciepłym przyjęciem, to sam aktor zasygnalizował swoją gotowość do mierzenia się ze zgoła niekomediowym repertuarem. Wtedy też rozpoczął się romans Reynoldsa z kinem komiksowym, który ze zmiennym szczęściem trwa do dnia dzisiejszego. Rok 2005 w karierze Ryana był z kolei rokiem przeciętnych produkcji – najpierw straszył widzów opętańczym spojrzeniem w remake’u Amityville w reżyserii Andrew Douglasa, później wrócił do obsługiwania restauracyjnych stolików w Kelnerach Roba McKittricka, a na koniec stworzył jedną z najbardziej mdłych par w komedii romantycznej Zostańmy przyjaciółmi Rogera Kumble’a, gdzie zagrał otyłego przyjaciela Amy Smart, który wyrasta na niezaspokojonego kobieciarza. Właśnie wtedy utrwalił się obraz Reynoldsa-średniaka – kogoś takiego, kto nie działa jakoś specjalnie na nerwy, ale też nie wnosi niczego wartościowego do filmu. Jakkolwiek błędna mogła być taka ocena Ryana, w tamtym czasie nie zrobił wiele, by z nią polemizować.