Jeden z głównych bohaterów Szpiega Tomasa Alfredsona to dystyngowany, piekielnie inteligentny dżentelmen, będący prawą ręką szefa brytyjskiego wywiadu. W tym niezwykle precyzyjnie zaadaptowanym thrillerze szpiegowskim Oldman wydaje się najwytrawniejszym graczem – Smiley rozszyfrowuje zakonspirowaną od dłuższego czasu intrygę, jednocześnie zachowując najwyższe standardy pracy śledczej. Wspaniale wykreowana postać, inspirowana postacią Johna le Carré’a, autora literackiego pierwowzoru filmu, przyniosła Oldmanowi pierwszą nominację do Oscara i nagrody BAFTA oraz szereg innych wyróżnień. Całkowicie zasłużenie.
Kto nie widział Oldmana w roli Drexla, ten nie widział w kinie niczego. Gary jako wyglądający i brzmiący jak rastafarianin niebezpieczny alfons to jeden z najmocniejszych elementów Prawdziwego romansu. Ktoś taki mógł powstać jedynie w wyobraźni Quentina Tarantino, który napisał scenariusz do filmu Tony’ego Scotta, a Oldman po prostu kradnie ten film! Mając mniej niż 10 minut czasu ekranowego, Gary stworzył postać, która zostaje w pamięci na długo po seansie. Szkoda, że nie dane nam było oglądać Drexla nieco dłużej.
Dzięki Lucowi Bessonowi Oldman dopisał do swojego dorobku dwie kultowe role – po Leonie zawodowcu i Normanie Stansfieldzie zagrał Zorga, kolejnego niebezpiecznego krejzola, który był głównym antagonistą Piątego elementu. Choć rzecz dzieje się w kompletnie nierealnym wszechświecie z przyszłości, Gary mówi tu z niemal teksańskim akcentem, a dysponujący absurdalnym fizys Zorg (te zęby! ta fryzura!) przypomina kogoś w rodzaju niezrównoważonego, morderczego chomika – małego, ale zabójczego. Oldman wykreował niezwykle barwną postać, co w tak kolorowo-kwasowym filmie stanowi nie lada osiągnięcie.
„I have crossed oceans of time to find you” – której z pań nie przeszedł dreszcz na dźwięk wypowiadanych przez hrabiego Draculę słów? Oldman jest tu kwintesencją aktorskiego stylu i wysmakowania, bez względu na to, czy wciela się w najmłodsze czy najstarsze wcielenie słynnego wampira. Ponoć Francis Ford Coppola prosił Gary’ego, by ten rozmawiał uwodzicielsko ze swoimi ekranowymi partnerkami także w przerwach między scenami, aby w ujęciach miłosnych uniesień wszystko wyglądało autentycznie. Pomogło – Dracula to z pewnością najseksowniejsze filmowe wydanie legendarnego krwiopijcy. Wielkie kino z wybitną rolą – szkoda, że niewystarczająco docenioną.