Lśnienie (1980) – analiza filmu
Sekwencja toporowa
O ile znakomita większość filmu zbudowana została powolnymi, przemyślanymi do perfekcji ujęciami (tak przemyślanymi i tak perfekcyjnymi, że Shelley Duvall jedno z ujęć powtarzała skromne 127 razy, a Scatman Crothers – który zagrał obok Nicholsona także w Locie nad kukułczym gniazdem – powtarzał ujęcie ‘lśnienia’ w swojej sypialni aż 120 razy, zaś Kubrick chciał nakręcić scenę śmierci Hallorana aż 70 razy, co Nicholson wybił reżyserowi z głowy, tłumacząc, że 70-letni wówczas Scatman Crothers nie powinien grać tej sceny więcej niż 40 razy – tak, to jest zdecydowanie najdłuższe i najbardziej zagmatwane zdanie w tym tekście – a akcja rozwijała się niezwykle wolno, tak moment, w którym Jack zaczyna toporem rozbijać drzwi, to absolutne przeciwieństwo wszystkiego, co do tej pory reżyser nam pokazał, jakby szykował się przez cały film do nagłego, końcowego skoku i szybkiego, nieoczekiwanego ataku. Oto bowiem, nagle, ospałą, leniwą (choć dziwnym trafem niezwykle sugestywną) i gęstą atmosferę pustego pozornie hotelu ‘Overlook’, przecina ostrze topora. I przecina w sposób zupełnie nieszablonowy!
Niezbyt dynamiczna do tej pory kamera nagle ożywia się i podąża za ramieniem Jacka, towarzysząc mu z dokładnością chirurga przy uderzeniu i zamachu, zamachu i uderzeniu – oko kamery biega od lewej do prawej strony ekranu, powodując porażające uczucie, jakbyśmy obserwowali stojąc tuż obok, szokujący atak Jacka na drzwi pokoju, w którym przebywają Wendy i Danny. Co więcej, Kubrick, nie bojąc się pozornie nudnych powtórek, każe swojej kamerze śledzić nie jedno czy dwa uderzenia toporem w drzwi, ale aż 6 (resztę z 17 uderzeń jedynie słychać), aż do wyrąbania w drzwiach dziury odpowiedniej, by wsadzić tam rękę i przekręcić klucz. W dzisiejszych czasach taka scena zostałaby zapewne sfilmowana przy pomocy niezwykle dynamicznych 20 ujęć i 40 szybkich cięć montażowych.
Ale nie u Kubricka, wszak Lśnienie pełne jest niestandardowych rozwiązań formalnych; kamera Steadicam podążająca za Dannym, który pędzi po korytarzach swoim trójkołowcem (operator siedział na wózku inwalidzkim i pchany był przez członków ekipy, aby można było sfilmować rajdy Danny’ego po hotelowych korytarzach), czy też ujęcie Jacka próbującego ubłagać Wendy o otworzenie drzwi spiżarni (według materiałów dokumentalnych sam Kubrick leżał na podłodze obok operatora kamery – pod Jackiem Nicholsonem, osobiście pomagając w tworzeniu tego niezapomnianego ujęcia!).
Wracając do ‘sekwencji toporowej’, po wyważeniu pierwszych drzwi następuje seria monologów Jacka, które z miejsca znalazły swoje miejsce wśród klasyki filmowych tekstów. Po wejściu przez drzwi, Jack od progu ‘radośnie’ woła: “Wendy, I’m Home!” (jawne nawiązanie do kreskówki Hannah Barbery “Między nami Jaskiniowcami”). Gdy zaś Jack podchodzi do drzwi łazienki (za którymi jest Wendy) i zanim przystąpi do wyrąbania sobie drogi, przybiera wyraz twarzy ‘złego wilka’ mówiąc: “Świnki, świnki wpuśćcie mnie… Za nic nie wpuścimy Cię! Bo chuchnę, i dmuchnę i domek wam zdmuchnę!” (ten tekst Jack Nicholson zaczerpnął z kreskówki Warnera), po czym ponownie (kolejnych 12 uderzeń topora!) następują arcygenialne ujęcia z tego samego punktu widzenia co w przypadku wyważania drzwi do sypialni; Kubrick naprawdę nie bał się powtarzania tego samego rozwiązania wizualnego, bo wiedział, jak potężna siła przekazu kryje się w tym tak pozornie błahym ujęciu.
Po chwili, gdy już Jack wsadza głowę do łazienki przez wyrąbaną uprzednio dziurę, wypala do Wendy tekstem: “Here’s Johnny!!!” (Nicholson zapożyczył to zawołanie od Johna Carlsona, który w ten sposób rozpoczynał swój telewizyjny show “The Tonight Show Starring Johnny Carson” z roku 1962). Film Lśnienie jest dziś legendarny, kultowy, klasyczny (niepotrzebne skreślić lub potrzebne dopisać). Po części dzięki właśnie końcowym tekstom wygłaszanym przez Jacka, dzięki scenie otwierania drzwi za pomocą topora (ciężko zapomnieć ten dynamiczny ruch kamery śledzący każde uderzenie!) oraz oczywiście dzięki wielkiej kreacji aktorskiej Jacka Nicholsona – co najlepiej widać podczas rozmów z Lloydem – genialnie pokazane rodzące się szaleństwo (ah, ten demoniczny śmiech) malujące się na diabelskiej twarzy Nicholsona (niemal zwierzęco/szatańską fizjonomię Nicholsona wykorzystano jeszcze w filmach: Czarownice z Eastwick George’a Millera z roku 1987 – rola diabła, Wilk Mike’a Nicholsa z roku 1994 – rola wilka, i oczywiście rola Jokera w Batmanie Tima Burtona z roku 1989, którą to rolę mógł zagrać niemalże bez charakteryzacji 😉 oraz dzięki wygłaszanym z niezwykłym spokojem słowom w stylu: “Wendy, ja nie chcę Ci zrobić krzywdy… chcę Ci tylko rozwalić łeb” i ostatecznie dzięki wyrazowi twarzy, w nieśmiertelnej scenie “Here’s Johnny!” – Akademia Filmowa nie dostrzegła niestety znakomitego aktorstwa Nicholsona, podobnie jak kilka lat później bez echa przez Oscarowy młyn przejdzie jeden z najsłynniejszych filmów SF Blade Runner i fenomenalna wręcz rola Rutgera Hauera.
Co więcej, sam Stanley Kubrick został za Lśnienie nominowany do Złotej Maliny (na szczęście tylko na nominacji się skończyło) za najgorszą reżyserię, a Shelley Duvall za najgorszą rolę kobiecą – z czym akurat łatwiej się zgodzić, gdyż jeśli w Lśnieniu szukać w ogóle jakichś słabych punktów, to bez wątpienia należałoby wskazać właśnie rozwrzeszczaną i spanikowaną do przesady Shelley Duvall.
Z drugiej jednak strony, obśmiewana i krytykowana za przesadę i przerysowanie rola Shelley Duvall mogła być celowym zabiegiem reżysera, który świadomie obsadził w roli Wendy aktorkę, która nadała jej cech tak drażniących, żeby widz wręcz kibicował Jackowi, by ten dopadł wreszcie tę upierdliwą, rozhisteryzowaną, zapłakaną, wciąż marudzącą babę i zamknął jej usta raz na zawsze 😉 Za to absolutną ciekawostką obsadową pozostaje do dziś Danny Lloyd (Jack Nicholson i Danny Lloyd w filmie zagrali postacie o takich samych imionach jak ich własne), który, mając podczas realizacji filmu zaledwie 7 lat, w czasie zdjęć nawet nie wiedział, że występuje w horrorze – Kubrick musiał zdrowo kombinować, aby Danny grał przerażenie tak jak trzeba, choć na planie nie było przed jego oczami niczego strasznego. Dowiedział się o tym dopiero po premierze, a Lśnienie pozostaje do dziś jego pierwszym i ostatnim występem przed kamerą.
Monolog: “Redrum, redrum, redrum…” (ciekawe, czy skrzeczący, przyprawiający o ciarki na plecach głos Danny’ego w tej scenie należał w istocie do małoletniego aktora?) i stoicki spokój aktorskiej gry w tej scenie to jeden z najbardziej rozpoznawalnych filmowych cytatów wszech czasów. Obecnie Danny Lloyd jest nauczycielem w stanie Illinois w USA i w żaden sposób nie jest związany ze światem filmu.
Czemu King znienawidził Kubricka?
Stephen King to mistrz literackiego horroru, Kubrick sztuki filmowej – Lśnienie było pierwszą próbą reżysera w gatunku horroru. Oto doszło do ‘współpracy’ dwóch gigantów. Stanley Kubrick, biorąc na warsztat książkę Lśnienie, okroił ją z wielu ważnych, choć filmowo zbędnych elementów. Można powiedzieć, że Kubrick, traktując po macoszemu wątek alkoholizmu Jacka (obszernie rozbudowany w książce) i wielu wspomnień z przeszłości, a pozostawiając na usługi języka filmowego jedynie głównych bohaterów i wątek pustego hotelu, ociosał książkę Kinga tak, jak ociosać można drewnianą belkę, nadając jej kształt ostrej dzidy. Nie jest to oczywiście głos przeciwko książce Kinga – daleki jestem od tego – po prostu to, co w książce sprawdzało się znakomicie, do filmu wejść nie mogło, a że Stanley Kubrick osobowość miał nietuzinkową, to nie chciał realizować ekranizacji, a raczej wariację, swoją wersję Lśnienia.
Gdy zatem Stephen King obejrzał Lśnienie Kubricka, obraził się na reżysera i stwierdził, że Kubrick nie zrozumiał jego książki i nie rozumie w ogóle założeń gatunku, jakim jest horror. Owszem, pod kilkoma względami z Kingiem należy się zgodzić. Lśnienie było bowiem dla niego niezwykle osobistą opowieścią, w której umieścił wiele wątków z własnego życia, choć dopiero po latach przyznał się do tego, że w okresie, kiedy powstawało Lśnienie, sam – niczym książkowy Jack – był uzależniony był od alkoholu. Gdy zatem King zobaczył, że Kubrick jedynie półgębkiem napomyka gdzieś w jednym zdaniu o problemach alkoholowych Jacka (dopiero wypuszczona na rynek USA wersja reżyserska Lśnienia nieco rozbudowuje ten wątek!) – musiało w nim zawrzeć. Zawrzeć mogło też w przeciętnym widzu, gdy nagle w jednej ze scen Wendy widzi gościa w przebraniu psa, który właśnie się odchyla, a za nim pokazuje się w drzwiach drugi jegomość – który prawdopodobnie właśnie zaznał od swojego przebranego przyjaciela seksu oralnego. Książka dokładnie wyjaśnia genezę tej sceny; otóż w hotelu miał miejsce wielki bal przebierańców, po którym dochodziło do różnego typu sytuacji, w tym seksu w różnych konfiguracjach. Kubrick to wszystko przemilczał i dlatego wtrącona nagle krótka scenka z człowiekiem w przebraniu psa rozbija nieco spójną fabułę dopiętego na ostatni guzik filmu.
Do tego doszły istotniejsze zmiany i ‘poprawki’, jak wymiana ‘żywopłotowych zwierząt’ które miały ożywać (Kubrick zaniechał tego wątku z powodów czysto technicznych!) na gigantyczny, statyczny labirynt z żywopłotu, który miał zarówno potęgować wrażenie izolacji i zagubienia bohaterów (sceny błądzenia Wendy i Danny’ego po labiryncie), jak też stać się metaforą dla umysłowego labiryntu, w jakim utknął sam Jack (scena, w której Jack, pochylony nad stołem obserwuje makietę labiryntu). Książkowy Jack biegał po korytarzach z młotkiem do roque’a, filmowy z toporem (to wielka zmiana na plus). U Kinga hotelem był podstarzały budynek, z piecem który, jeśli niewłaściwie obsługiwany, mógł wybuchnąć pod wpływem zbyt wysokiego ciśnienia wody – książkowy Jack ginie właśnie podczas wielkiej eksplozji pieca, z powodu własnego zaniedbania, albowiem miast go doglądać, wolał biegać z młotkiem do roque’a po hotelowych korytarzach i straszyć żonę i dziecko.
U Kubricka hotel “Overlook” to jednak budynek na wskroś nowoczesny, a wątek pieca poruszony jest w filmie tylko raz, gdy Wendy wciska jakieś guziki na panelu kontrolnym owego urządzenia. Tym samym zrezygnował Kubrick z rozbudowanego w powieści wątku doglądania pieca i pilnowania wszystkich hotelowych urządzeń, czemu King w książce poświęcał bardzo dużo miejsca. W filmie zabrakło też motywu z Jackiem znajdującym w hotelu stare wycinki z gazet i wielu, wielu innych wątków pobocznych, które trudno tu wymienić, a i celu w tym nie ma żadnego.
Ostatnią z wartych wymienienia zmian jest finał filmu, w którym ginie Dick Halloran (ugodzony toporem w klatkę piersiową), a Jack zamarza w labiryncie nie mogąc znaleźć wyjścia – kolejna metafora; Jack ginie z dwóch powodów – nie mogąc opanować szaleństwa w nim narastającego, czyli wyjść z labiryntu własnego umysłu, w którym się zagubił, oraz zasypanego śniegiem labiryntu żywopłotowego, w którym utknął fizycznie, co stało się bezpośrednią przyczyną jego śmierci. I tu po raz kolejny wróćmy na chwilę do książki, w której Jack ginie w wyniku – wspomnianego wyżej – wybuchu pieca, a Wendy i Danny odjeżdżają śnieżnym pługiem, wraz z… Halloranem, któremu w książce King nie odebrał życia.
Czy zatem King miał rację, zarzucając Kubrickowi niezrozumienie książki? Jest to wciąż kwestia nie zamknięta i warta dyskusji, dlatego nie będę tu ferował wyroków, albowiem każdy może mieć odmienne zdanie, jak odmienne zdanie na temat Lśnienia miał Stephen King i ‘specjaliści’ przyznający nominacje do Złotych Malin. Mogę jedynie powiedzieć, że zarówno książka, jak i film są w swoich kategoriach wielkimi dziełami. Rozsądzanie ‘co lepsze’ mija się tu zatem z celem, bo tak, jak ortodoksyjni fani Tolkiena łoją Petera Jacksona za ekranizację Władcy pierścieni (tutaj dopiero było zmian a zmian!), tak oddani czytelnicy Kinga, idąc za osądem swojego mistrza, mogą ganić Lśnienie Kubricka za nadmierne odbieganie od oryginału.
Książka i film posługują się innym językiem; tam, gdzie w książce sprawdzają się wielostronicowe opisy stanu ducha, w filmie musi wystarczyć jeden grymas twarzy, tam, gdzie w książce doskonale pasuje 30 szczegółowych retrospekcji, w filmie czasem musi starczyć jedno zdanie wyjaśnienia. Dla wszystkich, którzy po wersji Kubricka poczuli niedosyt i twierdzili, że książka Kinga została okaleczona, powstała w roku 1997 wersja trwająca 273 minuty (mini-serial TV, którego jednym z producentów wykonawczych był sam Stephen King), zgodna w 100% z książkowym oryginałem, która mimo tego, że zawierała już sceny z żywopłotowymi zwierzakami (animacja komputerowa), ożywającym wężem strażackim i Jackiem ganiającym rodzinę z młotkiem do roque’a… jakoś furory w świecie filmu nie zrobiła. Jak zatem widać, czasem warto pomajstrować przy książce mistrza (nawet narażając się na jego gniew) i trochę ją przemontować, aby stworzyć arcydzieło, co udało się Kubrickowi, Nicholsonowi, Duvall, Lloydowi i całej ekipie technicznej, z obsługującym Steadicam Garrettem Brownem na czele…