Leonardo DiCaprio – W pogoni za Oscarem
Ciągle do przodu
W trakcie realizacji „Titanica” Leonardo zgodził się zagrać w „Człowieku w żelaznej masce”, filmie na motywach powieści Aleksandra Dumasa. Jego treścią są wydarzenia z XVII wieku, kiedy to muszkieterowie, widząc napiętą sytuację w kraju, postanawiają uwolnić Francję od tyranii. Do przyjęcia podwójnej roli – króla Ludwika XIV i jego brata bliźniaka Filipa – oprócz wyzwania aktorskiego skłoniła DiCaprio obsada. Na planie w muszkieterów wcielić się mieli Jeremy Irons, John Malkovich i Gérard Depardieu. Takiej okazji nie można było przepuścić.
Produkcja potwierdziła gwiazdorski status Leo. Film już w weekend otwarcia zarobił ponad 17 mln dolarów. Niestety sukces kasowy nie szedł w parze z artystycznym. Krytykowano odarcie historii z szacunku i rubaszny humor, który momentami jest naprawdę widoczny, głównie za sprawą Portosa. Dostało się także Leonardo, który „zdobył” mało zaszczytne wyróżnienie – Złotą Malinę za najgorszą ekranową parę/duet, co jest dosyć dziwne, bo mogło się wydawać, że aktor wywiązał się ze swojego zadania znakomicie. Wcielanie się w dwie zupełnie różne postaci nie mogło być łatwe, a jednak DiCaprio wyszedł z tego obronną ręką. Granie rozpieszczonego i narcystycznego tyrana, a jednocześnie wcielanie się w człowieka prawego i szlachetnego, musiało być trudne. Leo poczuł się zmęczony krytyką i zamieszaniem wokół jego osoby. Chciał odpocząć od filmu, odreagować. Potrzebował spokoju, którego póki co nie mógł zaznać.
Sukcesy, które odniósł, nie mogły przejść bez echa. Jeżeli jesteś uznawany za jednego z najgorętszych facetów na świecie, to nawet jeżeli jesteś skromny i dobrze ułożony, w końcu zaczniesz szaleć. DiCaprio zaczął być łączony z każdą modelką i aktorką, w towarzystwie której się pojawił. O imprezach z jego udziałem zaczęły krążyć legendy. Prasa podchwyciła temat, zaczęto spekulować, że razem z innymi kolegami ze świata filmu i muzyki „poluje” na dziewczyny. Mówiono, że jeżeli pojawiali się w jakimkolwiek klubie, nie było szans, żeby jakiejś nie „zaliczyli”. Mocno zakrapiane imprezy, w których brali udział, odbywały się praktycznie co noc. Jakby tego było mało, Leo przypisywano związki z Liv Tyler, Evą Herzigovą, Naomi Cambpell i Kate Moss, a był to jedynie wierzchołek góry lodowej. Aktor próbował odciąć się od tego wszystkiego, niestety okazało się to praktycznie niemożliwe. Reputacja, którą wyrobił sobie już podczas pracy nad „Przetrwać w Nowym Jorku”, ciągnęła się za nim jak cień, nie pomagały też zdjęcia pojawiające się w tabloidach, a przedstawiające pijanego aktora. Oliwy do ognia dolały rewelacje Barbary Jane Rohling dla „News of the World”. 37-letnia kobieta opowiedziała, jak to rzekomo 5 lat wcześniej uwiodła DiCaprio, robiąc z niego mężczyznę. Aktor nie skomentował tych doniesień – kiedy informacje wypłynęły, był właśnie zajęty procesem, jaki razem z Tobeyem Maguire’em wytoczyli producentom niezależnego obrazu z ich udziałem pt. „Don’s Plum”. Obaj panowie nie chcieli dopuścić do dystrybucji w USA i Kanadzie tego kręconego w latach 1995-1996 kina niezależnego. Powodem była prawdopodobnie tematyka filmu, obracająca się wokół seksu i narkotyków, oraz to, że obaj nie zagrali tam najlepiej.
Leonardo, coraz bardziej zniechęcony sławą i atmosferą wokół własnej osoby, zaczął odrzucać kolejne role. Bez wahania zrezygnował z „Ataku Klonów”, w którym miał wcielić się w Dartha Vadera/Anakina Skywalkera, nie chciał zostać także „Spider-Manem” u Sama Raimiego. Odpuścił również projekt, którym początkowo bardzo się interesował, a jego miejsce w „American Psycho” zajął Christian Bale. Zgodził się za to na niewielką rolę w „Celebrity” Woody’ego Allena. 10-minutowy występ w filmie utrzymanym w czarno-białej stylistyce jeszcze bardziej wzmocnił nieprzychylne opinie o aktorze. Wcielił się w nim w rolę Brandona Darrowa, nastoletniego celebryty, którego ulubionymi zajęciami jest picie alkoholu, seks oraz burdy w hotelach. Pojawiły się głosy, że rola to odzwierciedlenie prawdziwej natury Leo. Musiał uciec od tego wszystkiego jak najdalej. Okazją stał się kolejny film.
Niebiańska plaża
Richard, młody Amerykanin, ma dosyć życia w otoczeniu komputerów, internetu oraz gier wideo. Znudzony postanawia ruszyć do Tajlandii, aby poczuć smak prawdziwej przygody. W obskurnym pokoiku hotelu w Bangkoku poznaje obłąkanego Anglika, który opowiada mu o „rajskiej wyspie”. Nazajutrz znajduje mapę … DiCaprio, wyjeżdżając na plan swojego kolejnego projektu, musiał czuć się bardzo podobnie do swojego bohatera.
Ekranizację historii opartej na kultowej książce Aleksa Garlanda powierzono Danny’emu Boyle’owi. Pierwszym kandydatem do roli Richarda, centralnej postaci opowieści, był Ewan McGregor, który współpracował już wcześniej z reżyserem przy okazji „Trainspotting”. Aktor został jednak odrzucony przez wytwórnię, która chciała, aby zatrudniono gwiazdę z Hollywood. Decyzja producentów sprawiła, że między panami wywiązał się konflikt, który trwa do dnia dzisiejszego. McGregor wyznał później, że od samego początku był tylko opcją rezerwową na wypadek, gdyby Leonardo się nie zgodził.
Podobnie jak w przypadku większości filmów Leo, także realizacja „Niebiańskiej Plaży” nie obyła się bez problemów. Gdy tylko ekipa pojawiła się na miejscu, rozpoczęły się protesty ekologów, którzy bali się o ekosystem wyspy i gatunki zamieszkujących ją zwierząt. Kolejnymi przeszkodami okazały się tropikalne burze, przerywające zdjęcia, oraz poparzenia ekipy i aktorów wywołane przez meduzy.
Po premierze filmu mogło się wydawać, że poświęcenie poszło na marne. Krytykowano Boyle’a za spłycenie książki i zmiany fabularne. Obraz porównywano do „Władcy Much” dla ubogich intelektualnie, padały określenia takie jak nudny, pogmatwany i infantylny. Oczywiście projekt znalazł również swoich zwolenników, ale byli oni w mniejszości. DiCaprio był zawiedziony – po premierze filmu, która odbyła się 2 lutego 2000 roku, stwierdził:
„ Ludzie nie dali filmowi szansy. Wiedziałem, że wszystko, co zrobię po „Titanicu”, będzie uważnie oglądane”.
Chcąc zapomnieć o niepowodzeniu, wdał się w kolejny romans. Tym razem na jego celowniku znalazła się Nicole Appleton, liderka zespołu All Saints. Związek nie trwał zbyt długo, zaś po jego zakończeniu kobieta zaczęła publicznie krytykować gwiazdora i jego znajomych, nazywając ich bandą dzieciaków. Kolejną „zdobyczą” została Paris Hilton, którą spotkał podczas jednej z imprez na Manhattanie, ale i ta znajomość zakończyła się po zaledwie kilku miesiącach. W międzyczasie przyrodniego brata aktora, Adama, oskarżono o próbę morderstwa. Cała ta sytuacja i nagonka prasowa, która rozpętała się po ujawnieniu tych rewelacji, bardzo mocno odcisnęły się na samopoczuciu DiCaprio. Zarzuty okazały się bezpodstawne, ale Leo ponownie zaczął wspominać w rozmowach z przyjaciółmi o porzuceniu aktorstwa. Jego skołatane nerwy miał uleczyć kolejny związek.
Gisele Bündchen była 19- letnią brazylijską supermodelką i w momencie poznania aktora miała już wyrobioną pozycję w świecie mody. Poznali się przez ówczesnego chłopaka dziewczyny, Scotta Barnhilla, na jednym z przyjęć w Los Angeles. Początkowo nic nie wskazywało, że mają się ku sobie, jednak po kilku spotkaniach zaczęło iskrzyć. Leonardo udzielał Gisele wskazówek odnośnie pracy w showbiznesie i ostrzegał przed czyhającymi na nią niebezpieczeństwami. Wydawało się, że życie uczuciowe aktora wraca na właściwe tory. Światełko w tunelu pojawiło się także w pracy.
Marty Scorsese
Twórca słynnych „Chłopców z ferajny” usłyszał o DiCaprio od swojego dobrego znajomego Roberta DeNiro już w 1993 roku. Od tamtej pory miał oko na aktora, nie było jednak produkcji, w której mógłby go obsadzić.
Okazją do współpracy okazała się możliwość realizacji „Gangów Nowego Jorku”, do której reżyser przymierzał się od ponad 20 lat, kiedy to nabył prawa do książki Herberta Asbury’ego. Historia opowiadała o nowojorskiej dzielnicy Five Point w XIX wieku, czyli w czasie wojen gangów o panowanie w mieście. Leo miał wcielić się w Amsterdama, syna biednego irlandzkiego imigranta, przywódcę „Zdechłych królików”, który po 16 latach wraca, żeby pomścić śmierć ojca. Rola wymagała od aktora przede wszystkim nabrania masy mięśniowej:
„Gdy zaczynaliśmy zdjęcia, wyglądałem jak chuchro” – wspominał później w wywiadach. Scorsese wziął się za realizację z rozmachem. W studiu w Rzymie powstał dwukilometrowy rząd budynków z epoki. Z dużą starannością zadbano, żeby wszystkie stroje przypominały te z 1863, nie zapomniano także o odpowiednich akcentach i zwyczajach tej multikulturowej mieszanki. Tradycyjnie już nie obyło się bez problemów, zdjęcia zaczęły się przeciągać, a budżet został przekroczony o około 25 mln dolarów. Studio, obawiając się klapy finansowej, kazało reżyserowi skrócić pierwotną wersję filmu, liczącą sobie ponad 4 godziny. Leo i Marty dołożyli do całego interesu 7 mln dolarów, żeby tylko móc dokończyć swoje dzieło.
Data premiery także nie była sprawą oczywistą. Po atakach terrorystycznych z 11 września producenci obawiali się o odbiór scen ze skorumpowanymi policjantami i strażakami w roli głównej. Ostatecznie ustalono, że obraz trafi na ekrany kin rok później, w grudniu 2002 roku. Sukces komercyjny był umiarkowany. Przy 100 milionach budżetu, film zarobił na całym świecie 193 mln dolarów i uzyskał mieszane recenzje. Krytykom nie podobał się wątek miłosny oraz rozwleczenie historii, zachwycali się za to klimatem XIX-wiecznego Nowego Jorku i grą Daniela Day-Lewisa, który swoją rolą całkowicie zdominował projekt Scorsese i zdecydowanie przyćmił resztę aktorów. DiCaprio wywiązał się ze swojej roli nieźle i bardzo dobrze odwzorował rozdarcie moralne postaci, w którą się wcielił, ale to Daniel grał pierwsze skrzypce. Jego Bill „Rzeźnik” Cutting, będący połączeniem dżentelmena i karykaturalnego rewolwerowca, osoby dobrze wychowanej i bestii, zdobył nominację do Złotego Globu oraz Oscara, uzupełniając pulę wyróżnień dla filmu. Obraz mógł pochwalić się ostatecznie 10 nominacjami do statuetki Amerykańskiej Akademii Filmowej. Niestety, nie zgarnął ani jednej! Z perspektywy czasu wydaje się, że „Gangi Nowego Jorku” były jednym z najbardziej niedocenionych filmów ostatniego 10-lecia. Owszem, można się było przyczepić do potraktowanego pobieżnie związku Amsterdama z bohaterką Cameron Diaz, ale nie sposób nie docenić rozmachu, brutalności i uniwersalności historii, którą zaserwował nam Scorsese. Mimo że o Leonardo nie mówiło się przy okazji Gangów za dużo, to spotkanie z Martym zaowocowało stałą współpracą między panami.
Była to jednak tylko rozgrzewka przed kolejnym projektem aktora. W 1980 roku Frank Abagnale opublikował swoje wspomnienia w książce pod tytułem „Złap mnie, jeśli potrafisz”. Prawa do ekranizacji niemal natychmiast nabyło Paramout Pictures. Kim był Frank? Człowiekiem, który w latach 60., podając się za pilota Pan Am, lekarza i prawnika wyłudził ponad 2,5 mln dolarów, stając się najmłodszym mężczyzną (zaledwie 16 lat!) na liście najbardziej poszukiwanych przez FBI.
Prace nad filmem ruszyły w 1997 roku, jednak rozpędu nabrały dopiero w roku 2000, kiedy to z projektu zrezygnował David Fincher, a jego miejsce na stołku reżyserskim zajął Gore Verbinski. DiCaprio dostał rolę po tym, jak odrzucono kandydaturę Eda Harrisa, ale przedłużające się prace na planie „Gangów Nowego Jorku” sprawiły, że cały harmonogram prac kompletnie się rozsypał. Steven Spielberg, będący początkowo tylko producentem, sam zdecydował się zająć reżyserią – być może miał nadzieję na rehabilitację po średnio udanych „A.I. Sztuczna Inteligencja” i „Raporcie mniejszości”? Twórca „Szczęk” i „Parku Jurajskiego” postanowił uzupełnić obsadę o Toma Hanksa, z którym miał okazję współpracować przy kasowym „Szeregowcu Ryanie”. Zdjęcia rozpoczęły się w lutym 2002 roku. Spielberg, który słyszał o tym, że DiCaprio lubi imprezować, był zaskoczony jego podejściem do pracy. Chwalił Leo za profesjonalizm i dążenie do perfekcji. Opowiadał o niekończących się dublach i szlifowaniu kolejnych scen oraz improwizowaniu.
DiCaprio oddał się roli do tego stopnia, że nawet Abagnale, który kilkukrotnie pojawił się na planie, był pod wielkim wrażeniem, mimo że początkowo nie wierzył w zdolności Leo.
Premierę filmu ustalono na 16 grudnia 2002 roku, a więc tylko tydzień po „Gangach Nowego Jorku”. Media zaczęły prognozować, że końcówka roku będzie należała do aktora. Nie pomyliły się. Film odniósł sukces kasowy i artystyczny, zarabiając 350 mln dolarów i zapewniając sobie dwie nominacje do Oscara oraz jedną do Złotego Globu, która przypadła Leo. Krytycy prześcigali się w pochwałach pod jego adresem i mieli rację. Jako Frank był uroczy, szarmancki i czarujący. Grał na niesamowitym luzie, tworząc postać niepokorną i inteligentną, a zarazem nieco przygnębiającą – geniusza, który w gruncie rzeczy był jeszcze dzieckiem.
Niestety Leonardo nie mógł świętować. Jego związek z Gisele przechodził trudne chwile. Modelka nie mogła dłużej znieść nieodpowiedzialności aktora i jego dziecinnych zachowań. Sytuację po kilku miesiącach udało się na szczęście opanować, dzięki czemu dziewczyna zaczęła odwiedzać go na planie kolejnego filmu.
Rola życia?
DiCaprio zafascynował się Howardem Hughesem jeszcze podczas zdjęć do „Titanica”, kiedy to przeczytał jedną z jego biografii. Razem ze Scorsese postanowili, że skupią się na wczesnych latach życia tego miliardera, pilota, konstruktora i producenta filmowego. Leo zaczął gruntownie przygotowywać się do roli. Czytał książki i publikacje, poszukiwał materiałów filmowych oraz nagrań z przesłuchań, w których Hughes brał udział. Wiele czasu poświęcił także problematyce nerwicy natręctw, na którą cierpiał jego bohater, wyjawiając w jednym z telewizyjnych show, że sam przechodził w dzieciństwie przez coś podobnego. Zresztą nie były to jedyne podobieństwa między nimi. Obaj lubili piękne kobiety i obaj starali się za wszelką cenę chronić swoją prywatność. Budżet filmu zamknął się w kwocie 100 mln dolarów, a wytwórnia Miramax ponownie zaczęła martwić się o wynik finansowy filmu. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ po premierze krytycy okrzyknęli „Aviatora” najlepszym filmem Scorsese od czasów „Chłopców z ferajny”!
Chwalono brawurę, z jaką pokazano burzliwe życie milionera z Teksasu, efekty specjalne oraz scenografię, wspaniale oddającą klimat i ducha lat 30. i 40. w Hollywood. Jednak najwięcej pochwał otrzymał Leo. Determinacja, z jaką wcielił się w postać Hughesa, była niesamowita. Balansował na granicy szaleństwa, był perfekcjonistą, który nie znosił sprzeciwu i zawsze dostawał to, czego chce, niezależnie od tego, czy chodziło o kobiety, czy środki potrzebne do inwestycji. Rola była dynamiczna, a aktor wspaniale zarysował granicę między pasją a szaleństwem swojego bohatera. Wykreował postać tragiczną, która stała się kręgosłupem filmu. Poradził sobie z niełatwym zadaniem znakomicie, a to nie mogło przejść niezauważone. Akademia musiała w końcu docenić Leonardo, tym bardziej, że za rolę Hughesa otrzymał pierwszy w swojej karierze Złoty Glob, a jak wiadomo, jest to uważane za dobry prognostyk dotyczący Oscarów. Aktor przed ceremonią w Kodak Theatre czuł narastające napięcia, zapytany o to, co znaczy dla niego zwycięstwo, odparł:
„Każdy, kto mówi, że nie zależy mu na tym, aby jego praca została doceniona przez kolegów, kłamie”.
Na czerwonym dywanie pojawił się razem z Gisele Bündchen, co ponownie skrzętnie wykorzystała prasa brukowa, spekulując o planach małżeńskich pary.
Ostatecznie „Aviator” zdobył 11 nominacji, zamieniając 5 z nich na statuetki. Nagrody otrzymali Cate Blanchett za najlepszą aktorkę drugoplanową oraz ekipy techników za scenografię, kostiumy, zdjęcia i montaż. Scorsese przegrał z Eastwoodem i jego „Za wszelką cenę”, zaś DiCaprio musiał uznać wyższość Jamiego Foxxa. Aktor miał prawo czuć się rozczarowany, nie było jednak czasu zastanawiać się nad przyczynami porażki. Właśnie rozpoczynał zdjęcia do swojego kolejnego projektu, w którym ponownie miał spotkać się z Martym.