Leonardo DiCaprio – W pogoni za Oscarem
Pożądany
Mimo że nie chciał być kojarzony z komercyjnymi projektami, 12 miesięcy przerwy sprawiło, że przystał w końcu na prośby Sharon Stone i zgodził się zagrać w westernie „Szybcy i martwi”. Zanim podpisał kontrakt, zdołał jeszcze zaliczyć rolę w filmie krótkometrażowym pt. „Foot Shooting Party”. Jego treścią jest historia piosenkarza rockowego, który chcąc uniknąć wyjazdu na wojnę do Wietnamu wraz z przyjaciółmi, próbuje postrzelić się w stopę.
Fabuła „Szybkich i martwych” skupiała się na bohaterce Stone, Ellen, która – chcąc pomścić śmierć swojego ojca – bierze udział w turnieju strzeleckim organizowanym przez bezwzględnego Heroda (w tej roli Gene Hackman) w miasteczku Redemption (Odkupienie).
DiCaprio wcielił się w postać syna głównego antagonisty, chłopaka, który próbuje ukryć własną niepewność pod płaszczykiem cwaniactwa i popisów. Obsadę uzupełniono o Russela Crowe’a, zaś reżyserii podjął się Sam Raimi, twórca m.in. „Martwego zła”.
Praca nad filmem okazała się niezwykle trudna. Zdjęcia kilkakrotnie trzeba było przerwać z powodu złej pogody, zaś pierwsze pokazy testowe zostały uznane przez wytwórnię TriStar za słabe i rozczarowujące. Na domiar złego premierę przesunięto o rok z obawy, że w ostatnim czasie powstało zbyt wiele westernów, a Stone i Hackman wystarczająco opatrzyli się widzom. W końcu w lutym 1995 roku film wszedł na ekrany kin. Perturbacje podczas kręcenia nie wyszły obrazowi na dobre, bo mimo że w pierwszy weekend zarobił 6,5 mln dolarów, w ostateczności nie pokrył nawet kosztów produkcji. Krytycy nie pozostawili na nim suchej nitki. Nazywano go parodią gatunku, zaś Stone została porównana do Eastwooda pozbawionego osobowości. DiCaprio, chociaż nie zagrał źle, to sprawiał wrażenie lekko zagubionego. Jego postać, będąca mieszanką Billy the Kida i nastolatka w okresie buntu, sprawiała niezłe wrażenie, ale widać było, że przynajmniej na tym etapie kariery aktor nie do końca odnajduje się w dużej produkcji. Sława, która z roku na rok stawała się coraz większa, zaczynała mu ciążyć z każdym dniem bardziej. Spokojne życie, które wiódł do tej pory, zmieniło się nie do poznania, kiedy okazało się, że nie może spokojnie wyjść do sklepu po zakupy czy do baru ze znajomymi. Oprócz fanów spore zamieszanie czyniła również prasa. Rozpisywała się o jego życiu uczuciowym i rzekomych romansach. Łączono go z Sharon Stone, a także Alicią Silverstone. Pojawiły się również plotki, że może być gejem, tymczasem w oko wpadła mu młoda modelka z Teksasu, Bridget Hall.
W tym samym roku postanowiono zapadła decyzja o ekranizacji wspomnień Jima Carrolla, do których przymiarki robiono kilkakrotnie. Pamiętniki tego niegdyś obiecującego koszykarza i poety obejmowały okres między jego 13. a 16. rokiem życia. Początkowe wpisy poświęcone były wydarzeniom sportowym i zwykłemu życiu, z czasem zaś zaczęły dotyczyć narkotycznych wizji, które w końcu zdominowały resztę. W książce pojawiały się również motywy prostytuowania się oraz okrucieństwa względem zwierząt. Oczywistym było, że obraz trzeba będzie nieco złagodzić, wszak jedną z głównych grup docelowych miały być nastolatki. Chcąc jednak zachować autentyczność, na stanowisko konsultanta zatrudniono narkomana po odwyku, a na planie regularnie pojawiał się sam autor.
Zresztą to właśnie on miał największe opory przed zatrudnieniem DiCaprio, którego zwyczajnie nie kojarzył. Jeszcze większy sprzeciw wzbudziła w nim kandydatura Marka Wahlberga w roli jego przyjaciela Mickeya. Aktor aż sześć razy przychodził na przesłuchania, ale w końcu udało mu się zdobyć przychylność Jima.
„Przetrwać w Nowym Jorku” nie odniosło oczekiwanego sukcesu, chociaż miało ku temu wszelkie podstawy. Krytycy zarzucali obrazowi spłycenie opowieści i pozbawienie jej specyficznego klimatu książkowego oryginału, ale jednocześnie byli pod wrażeniem aktorstwa Leonardo. Aktor, który, jak sam twierdzi, nigdy nie miał do czynienia z narkotykami, zagrał znakomicie! Perfekcyjnie pokazał przemianę z ambitnego sportowca w osobę wyniszczoną psychicznie i fizycznie. Mimo że cenzura zrobiła swoje, a reżyser Scott Kalvert oszczędził nam najostrzejszych szczegółów, film skutecznie potrafi zniechęcić do ćpania. Wychudzona sylwetka Leo (nad którą co prawda nie musiał za bardzo pracować) tylko potęgowała odbiór jego postaci. Sceną, która stanowi prawdziwy aktorski popis, jest powrót Jima do domu. Początkowo chłopak próbuje sprawić matce ból i wyżebrać kilka dolarów na działkę, zaś kiedy ta taktyka nie przynosi skutku, zaczyna być agresywny, aż wreszcie upada pod drzwiami wijąc się z bólu i rozpaczy.
DiCaprio zagrał tak dobrze, że Carroll stwierdził, iż chłopak musiał go podpatrywać przez jakiś okres czasu, bo idealnie odwzorował jego zachowanie. Film, mimo zróżnicowanych opinii krytyków, warto zobaczyć – bo oprócz genialnie zagranej głównej postaci cechuje go brudny i odrzucający klimat Nowego Jorku oraz mimo wszystko pobrzmiewająca w tle pewna nutka nadziei.
Praca na planie zaowocowała nie tylko kolejnym doświadczeniem aktorskim. Mark Wahlberg, który do grzecznych chłopców nigdy nie należał, postanowił wprowadzić Leonardo do nowojorskich klubów. Chyba sam nie przypuszczał, jakiego „potwora” stworzył. Dwudziestojednolatek był już wtedy na tyle rozpoznawalny, że dziewczyny same do niego lgnęły, a profity uzyskane z pierwszych sukcesów pozwoliły nie przejmować się przyszłością i szaleć do woli. Carroll wspominał, że wszystkie ładniejsze kobiety, które kręciły się w okolicach planu lub spotykały z aktorami po zdjęciach, stawały się „łupem” Leo:
„Modelki i nie tylko, zaliczał je wszystkie po kolei!” – stwierdził.
Kontrowersyjny
Nie ma zbyt wielu młodych aktorów na tyle odważnych, żeby zagrać Arthura Rimbauda – XIX-wiecznego francuskiego poetę, który nie krył swoich homoseksualnych zapędów. Początkowo rolę dostał River Phoenix, który zmarł wskutek przedawkowania narkotyków przed klubem „The Viper Room”, należącym do Johnny’ego Deppa. Scenariusz podsunął Leonardo jego ojciec George, który zresztą do dnia dzisiejszego pozostaje konsultantem aktora w sprawach zawodowych.
Rimbaud należał do artystów zwanych poètes maudits (poeci wyklęci), czyli osób, których dzieła były skandalizujące i odrzucane przez im współczesnych. Buntowali się przeciwko społeczeństwu i odrzucali normy obyczajowe. Często korzystali ze środków psychotropowych i narkotyków, a ich egzystencja zazwyczaj kończyła się samobójczą śmiercią.
„Kolejne wyzwanie” – musiał zapewne pomyśleć DiCaprio, zgadzając się na angaż w filmie.
Reżyserka, Agnieszka Holland, była pod ogromnym wrażeniem warsztatu aktora:
„Gdyby nie przyjął tej roli, zrezygnowałabym!”.
W Paula Verlaine’a, kochanka głównego bohatera, wcielił się Dawid Thewlis, obecnie kojarzony głównie z rolą Remusa J. Lupina w sadzie o Harrym Potterze. Zdjęcia realizowano we Francji i Belgii, dzięki czemu Leo mógł pogodzić pracę na planie z doglądaniem chorego dziadka Wilhelma. Niestety, Wilhelm nie wrócił do zdrowia i zmarł w kwietniu 1995 roku z powodu zakrzepów. Był to spory wstrząs dla Leonarda, który przez chwilę myślał nawet o porzuceniu aktorstwa.
„Całkowite zaćmienie” weszło na ekrany kin w listopadzie 1995 roku i okazało się totalną klapą – pierwszą karierze DiCaprio. W Stanach Zjednoczonych film zarobił jedynie 350 tysięcy dolarów. Szokował nie tylko sposobem ukazania homoseksualnego związku, ale także przemocą. Sceny, w których Verlaine kopał ciężarną żonę lub przypalał jej włosy – to było stanowczo za dużo dla osób, które zdecydowały się odwiedzić kino. Nie można odmówić obrazowi Holland pewnego magnetyzmu, jednak spora dawka obrzydliwości potrafi skutecznie od niego odrzucić. Osoby, które zdecydują się na seans, z pewnością docenią to, że reżyserka stara się przedstawić świat poety-marzyciela postawionego przed trudnymi wyborami, lawiruje między artyzmem a profanacją. Przekracza pewne tabu, ale jednocześnie daje nam coś w zamian. Film jest ciężki w odbiorze, jednak warto poświęcić mu czas, również z uwagi na stronę techniczną, która prezentuje się bardzo dobrze, oraz muzykę Jana A.P. Kaczmarka, idealnie wpasowującą się w klimat tej opowieści.
DiCaprio poradził sobie z rolą Rimbauda świetnie. Jest ekstrawagancki, a zarazem niesamowicie realistyczny. Oglądając go widzimy jednostkę wybitną, wyłamującą się poza jakiekolwiek schematy. Zachowuje się jak szczeniak, a mimo tego wiemy, że jest geniuszem, który przerasta swoim talentem wszystkich dookoła.
Tym bardziej po seansie trudno zrozumieć krytyków, którzy wyżywając się na filmie Holland nie szczędzili gorzkich słów również DiCaprio. Padały nawet stwierdzenia, że ten występ może przekreślić jego świetnie zapowiadającą się karierę. Krytyka zabolała aktora, który z żalem stwierdził:
„ Nie uważam, że to zaszkodzi mojej karierze, a nawet jeśli, to mam to w dupie!”.
Ten trudny rok zakończył Leonardo krótkim występem we francuskim filmie „Sto i jedna noc” u boku Alaina Delona, Martina Sheena i Harrisona Forda.
Preludium
Kiedy okazało się, że pojawiła się możliwość ponownej współpracy z Robertem DeNiro, nie krył poruszenia, tym bardziej, że na planie oprócz „starego znajomego” miał okazję poznać dwie wybitne aktorki – Diane Keaton i Meryl Streep.Projekt nosił nazwę „Pokój Marvina” i był ekranizacją broadwayowskiej sztuki opowiadającej historię dwóch sióstr, których drogi rozeszły się przed laty, aby ponownie spotkać się w dramatycznych okolicznościach.
Największy problem pojawił się na etapie castingu. Szef wytwórni Miramax w roli Bessie (Keaton) widział Sigourney Weaver lub Kathleen Turner i za nic nie chciał dać się przekonać do kandydatury aktorki znanej m.in. z występu w „Annie Hall” Allena. Dopiero szantaż ze strony Streep, która zagroziła, że nie będzie grała z nikim innym, poskutkował i można było rozpocząć zdjęcia. Mogłoby się wydawać, że obsada składająca się z tylu aktorskich gwiazd nieco zgasi DiCaprio, a sam aktor pozostanie w ich cieniu – nic bardziej mylnego! Podziałało to mobilizująco na Leo, który stworzył kolejną świetną kreację. Zagrał Hanka, syna Bessie, który ma poważne problemy psychologiczne. Rola tylko z pozoru była podobna do tej z „Co gryzie Gilberta Grape’a?”. Arnie z tamtej opowieści był osobą będącą na granicy dwóch światów: naszego i tego wykreowanego we własnym umyśle, zaś Hank był po prostu niestabilny emocjonalnie.
Zarówno Keaton, jak i Streep były pod ogromnym wrażeniem Leonardo. Chwaliły jego dotychczasowe osiągnięcia, zaangażowanie w pracę i nieprzewidywalność. Doceniły również niesamowite wyczucie dwudziestodwulatka.„Pokój Marvina” spotkał się z ciepłym przyjęciem widzów i krytyków, a Diane Keaton przyniósł drugą nominację do Oscara. Dla DiCaprio było to jednak jedynie preludium to prawdziwego trzęsienia ziemi.
Romeo, czemuż ty jesteś Romeo…
Jeszcze w trakcie zdjęć aktor dostał propozycję zagrania w nowej wersji „Romea i Julii”. Początkowo odrzucił rolę, jednak po namowach ojca, któremu niesamowicie spodobało się uwspółcześnienie historii, postanowił spotkać się z reżyserem Bazem Luhrmannem. Pertraktacje trwały dwa tygodnie i ostatecznie zakończyły się sukcesem, a skoro Romeo czekał, to należało znaleźć Julię.
W pierwszej kolejności wytwórnia podsunęła reżyserowi kandydaturę Natalie Portman, która miała za sobą głośną rolę w „Leonie Zawodowcu”, jednak została ona odrzucona po pierwszych próbach. Problemem okazał się wiek aktorki, która była młodsza od swojego ekranowego partnera o 6 lat, przez co sceny miłosne wydały się Luhrmannowi obsceniczne. Pod uwagę brano również Jennifer Love Hewitt, Sarah Michelle Gellar, Kate Winslet, Reese Witherspoon i Christinę Ricci, jednak żadna z nich nie spełniła oczekiwań.
Ostatecznie wybór padł na mało znaną Claire Danes, którą poleciła wytwórni Jodie Foster. Do obsady dołączyli także Brian Dennehy i Paul Sorvino jako głowy zwaśnionych rodów, John Leguizamo jako Tybalt „Książę Kotów” i Harold Perrineau jako Merkucjo. Co ciekawe, do roli tego ostatniego brano pod uwagę Christiana Bale’a (odpadł z uwagi na zbyt młody wiek) i Ewana McGregora.
Reżyser, rozumiejąc doskonale uniwersalność i ponadczasowość oryginału Szekspira, postanowił dostosować sztukę do możliwości percepcyjnych pokolenia MTV. Werona z końca XVI wieku przekształciła się we współczesne Verona Beach, bohaterowie zamiast rajtuzów założyli pstrokate koszule, konie zastąpiły stuningowane samochody, zaś zamiast broni białej dostaliśmy pistolety z wygrawerowanymi nazwami „miecz” i „sztylet”. Romeo przed pójściem na słynny bal łyka tabletkę exctasy, Merkucjo przebiera się za Drag Queen, a wszystko to dzieje się przy akompaniamencie głośnej młodzieżowej muzyki i wstawek imitujących wiadomości telewizyjne. Jedno pozostało bez zmian – dialogi. Aktorzy mieli mówić językiem sprzed niemal 400 lat! Na pewno niejedna osoba słysząc o takiej mieszance puknęłaby się w głowę lub parsknęła śmiechem, jednak Luhrmann doskonale wiedział, co robi.
Zdjęcia trwały od stycznia do kwietnia 1996 roku i były kręcone m.in. w Meksyku. Nie obyło się bez problemów. Ekipę nieustannie męczyło zatrucie pokarmowe, kilka osób poważnie się poturbowało i połamało, a jednego z techników porwano! Na szczęście napastnicy zadowolili się ogołoceniem portfela i puścili swoją ofiarę wolno.
Premiera filmu odbyła się w listopadzie tego samego roku i okazała się ogromnym sukcesem, zarabiając w pierwszy weekend wyświetlania blisko 12 mln dolarów. Krytycy grzmieli, nazywając obraz świętokradztwem, ale ludzie jakby na przekór zapełniali sale kinowe.
Faktem jest, że niektórych stylistyka filmu może razić, jednak nie sposób nie docenić odwagi Luhrmanna, który tchnął w tę historię nowe życie i stworzył odważne, pozbawione ograniczeń kino. Obraz, który zaskakuje niesamowicie szybkim, nieco chaotycznym montażem, krótkimi ujęciami i wizualnym przepychem (nominowana do Oscara scenografia i kapitalne zdjęcia).
Najbardziej dostało się niestety aktorom. Po pierwszych seansach pisano, że film jest całkiem niezły, dopóki bohaterowie nie otwierają ust, a postacie są płytkie i źle zagrane. Opinie te były stanowczo przesadzone, ponieważ z tego niełatwego zadania wszyscy wyszli obronną ręką, a sam DiCaprio stał się ucieleśnieniem Romeo. Pierwsza scena z tą postacią mówi nam wszystko – zamyślony, z rozpiętą do połowy koszulą, papierosem w ustach i nieobecnym wzrokiem był niemal uosobieniem romantycznego kochanka. Wzbudzał tęsknotę i intrygował, bez problemu można było uwierzyć, że istnieje jakaś chemia pomiędzy nim a Danes. Jego gra była oszczędna, ale idealnie pasowała do roli, czuć było zaangażowanie w wypowiadane kwestie.
Ostatecznie film zarobił blisko 148 milionów i pomimo początkowego chłodnego przyjęcia został doceniony przez BAFTA i na Berlinale.
Leo prawdopodobnie nawet nie przypuszczał, jak wiele rola Romea zmieni w jego życiu. Stał się bożyszczem nastolatek! Dziewczyny na całym świecie chciały być Juliami – kochać i umierać za miłość w ramionach DiCaprio. Producenci doskonale zdawali sobie z tego sprawę i dlatego zabronili aktorowi pokazywać się w towarzystwie kobiet. Zajęty amant sprawiłby, że zniechęcone wielbicielki mogłyby odpuścić sobie kolejne seanse. Aktor zupełnie się tym nie przejął i na premierze filmu pojawił się z Kristen Zang, ucinając tym samym kolejne spekulacje prasy odnośnie jego związków i rzekomego romansu z niedawną ekranową partnerką. Modelka towarzyszyła mu już zresztą podczas zdjęć w Meksyku. Leonardo w jednym z wywiadów wyznał nawet, że ma wobec niej poważne plany. Mimo tego zgrzytu fanki pozostały niewzruszone, zaś kolejny projekt aktora sprawił, że zainteresowanie jego osobą przybrało niesamowite rozmiary.
Niezatapialny
Kiedy 10 kwietnia 1912 roku Titanic wypływał z portu w Southampton, nic nie zapowiadało, że zaledwie 5 dni później kolos zatonie, zabierając ze sobą na dno Atlantyku ponad 1500 osób.
James Cameron, który „Terminatorem” bardzo wyraźnie zaznaczył swoją obecność w świecie filmu, zainteresował się tym tematem już w latach 80., jednak zanim podszedł do niego na poważnie, zdołał nakręcić sequel obrazu o cyborgu z przyszłości pt. „Terminator 2: Dzień Sądu” oraz „Prawdziwe kłamstwa”. Obie produkcje zapewniły mu pozycję na tyle mocną, żeby móc ubiegać się o dofinansowanie swojego pomysłu. Na zachętę rzucił na biurko producentów ilustrację Titanica i stwierdził, że chce nakręcić „Romea i Julię” na statku. Kupili to, a reżyser otrzymał pieniądze na opłacenie wyprawy do wraku, z której zdjęcia miały być wykorzystane w gotowym filmie.
Podczas 12 zejść pod wodę, z których każde trwało około 16 godzin, Cameron zebrał wiele cennego materiału badawczego. Sukces ekspedycji sprawił, że reżyser zaczął jeszcze bardziej naciskać na studio Fox i domagać się sfinansowania filmu, którego budżet wedle szacunków miał zamknąć się w granicach 75 mln dolarów. Producenci uznali, że nie obejdzie się bez partnera, z którym podzielą się kosztami. Wybór padł na Paramount Pictures, dla którego Jim nakręcił wcześniej „Prawdziwe kłamstwa”.
Warunkiem przekazania gotówki na tak dużą inwestycję było zatrudnienie gwarantujących zyski młodych gwiazd. Do roli Jacka, biednego malarza, który wygrywa bilety na transatlantyk w karty, rozważano zatrudnienie min. Ethana Hawke’a, Christiana Bale’a oraz Matthew McConaugheya. Osoby zajmujące się castingiem zaproponowały Leonardo DiCaprio, który początkowo odrzucił propozycję. Nie chciał brać udziału w dużej produkcji, a postać wydała mu się zbyt prosta. Po namowach agenta w końcu zgodził się na kilka prób. Cameron był poirytowany zachowaniem aktora, który sprawiał wrażenie totalnie niezainteresowanego, jednak wiadomość o zatrudnieniu do roli Rose Kate Winslet oraz gaża ostatecznie sprawiły, że zgodził się na angaż.
Leo szybko zdał sobie sprawę, że „Titanic” będzie dla niego zupełnie nowym doświadczeniem. Jeszcze nigdy nie brał udziału w filmie kręconym z tak ogromnym rozmachem. Gigantyczne studio filmowe o powierzchni 16 hektarów powstało 30 km od San Diego w Meksyku. Na jego terenie znajdował się basen napełniany 680.000 hektolitrami wody oraz hale zdjęciowe, magazyny, pracownie i biura. Oszczędności sprawiły, że wybudowano tylko jedną burtę statku, ale była ona prawie tej samej wielkości co prawdziwy liniowiec White Star Line.
Skala inwestycji musiała zrobić wrażenie na DiCaprio – jego dotychczasowe filmy były duże skromniejsze. Realizacja trwała od 16 września 1996 roku do 23 marca 1997 roku i stanowiła nie lada wyzwanie dla całej ekipy. Perfekcjonizm Camerona i jego obsesja, żeby wszystkiego dopilnować, dawały się we znaki każdemu. Jakby tego było mało, do producentów zaczęły docierać informację, że reżyser zaniedbuje bezpieczeństwo osób pracujących na planie. Wielu kaskaderów zostało poturbowanych, Winslet uszkodziła sobie łokieć, a DiCaprio został niemal stratowany przez powóz konny. Jim jak typowy despota powtarzał ujęcie za ujęciem, wszyscy pracowali do późna, a aktorzy spędzali godziny w wodzie, której temperatura nie przekraczała 6 stopni Celsjusza. Budżet produkcji rósł w oczach i osiągnął 200 mln dolarów, zaś szefowie coraz bardziej nerwowo reagowali na doniesienia z planu. Atmosfera była napięta do tego stopnia, że twórca „Terminatora” zrezygnował z wynagrodzenia, żeby móc doprowadzić realizację swojego przedsięwzięcia do końca. Leo wielokrotnie podczas wywiadów opowiadał o tym, że czuł się przerażony kręcąc niektóre sceny, a na planie przetrwał tylko i wyłącznie dzięki Kate Winslet i więzi, jaka się między nimi wytworzyła – więzi, która z czasem przerodziła się w niezwykłą przyjaźń.
Po perturbacjach z realizacją przyszły kolejne problemy, tym razem z datą premiery. Okazało się, że postprodukcja będzie na tyle czasochłonna, że nie ma szans na to, by film wszedł na ekrany kin 2 lipca, jak pierwotnie zakładano. Ostatecznie wytwórnie i reżyser doszli do konsensusu, decydując się na 19 grudnia 1997 roku. Oczekiwania były ogromne…
Leomania – dar czy przekleństwo?
Pierwsze recenzje „Titanica” były umiarkowane. Balon oczekiwań nie pękł, ale powoli zaczął spuszczać powietrze. Krytycy doceniali rozmach i pracę, jaką w niego włożono, chwalili również efekty, ale jednocześnie skarżyli się na banalną historię miłosną. Film wystartował z całkiem niezłym wynikiem, zarabiając w pierwszy weekend prawie 29 mln dolarów i kiedy wydawało się, że wraz z upływem czasu przychody będą topniały, stało się coś niezwykłego. Z każdym kolejnym tygodniem obraz zarabiał coraz więcej i nawet w 2 miesiące po premierze mógł się pochwalić bardzo dobrymi wynikami. W USA był na szczycie box office’u przez 15 tygodni, a w ogólnym rozrachunku zarobił na całym świecie 1,8 mld dolarów, co uczyniło go najbardziej dochodowym filmem w historii kina.
Nie ma wątpliwości, że ogromny udział w zyskach miały fanki DiCaprio. Jeżeli Leo myślał, że to, co spotkało go po „Romeo i Julii” było czymś niezwykłym, to teraz musiał zweryfikować swoje poglądy. Na punkcie aktora wybuchła prawdziwa histeria! Nastolatki totalnie oszalały, niektóre z nich odwiedzały kina po kilkadziesiąt razy tylko po to, żeby zobaczyć, jak ich ulubieniec wciela się w rolę Jacka. Wszystko, co było związane z filmem i nim samym było bezcenne. Koszulki, plecaki, kubki i plakaty z wizerunkiem DiCaprio stały się towarem pierwszej potrzeby. Dużą popularnością cieszył się soundtrack oraz starsze filmy, w których Leo występował. Stał się produktem. Publiczne pojawienie się aktora wiązało się z totalną anarchią, przez którą kilka razy musiał wchodzić do kin w asyście ochroniarzy lub korzystając z tylnego wyjścia. Sukces „Titanica” sprawił, że od tej pory mógł grać w czym chce i żądać takiego honorarium, jakiego tylko zapragnął, niestety „leomania” miała również negatywne skutki. Prasa nie nadążała z publikacją artykułów o DiCaprio, pisano o wszystkim, począwszy od związków, a skończywszy na zakupach, które robił w lokalnym sklepie. Szeroko rozpisywano się o otaczającym go zainteresowaniu kobiet. Tego było za wiele.
Kristen Zang, która była jego partnerką od 2 lat, zaczęła przeszkadzać popularność chłopaka. Nagabywania fanek, bycie pod ciągłą obserwacją i brak jakiejkolwiek prywatności sprawiły, że modelka postanowiła zakończyć związek. Leo był zdruzgotany. Humoru nie poprawiły mu również nominacje do Oscarów. Obraz Camerona dostał ich aż 14, ostatecznie zdobywając 11 statuetek, w tym za najlepszy film, reżyserię, scenografię, zdjęcia i efekty specjalne. Nominacje otrzymały także Kate Winslet i Gloria Stuart. Wydawało się, że praktycznie każda osoba, która pojawiła się na planie, została wyróżniona, zaś Leo padł ofiarą Akademii. Rola Jacka nie była z pewnością wybitna, ale nie sposób nie docenić jej wpływu na ostateczny kształt filmu. DiCaprio zagrał postać inną niż te, do których przyzwyczaił widzów. Jego bohater był wolny od skazy, wesoły i optymistyczny. Wzbudzał sympatię mieszanką łobuzerii i dojrzałego podejścia do życia, a chemia między nim i Rose była wręcz namacalna.
Aktor nie pojawił się na ceremonii w Kodak Theatre, co przez niektórych obserwatorów zostało odebrane jako brak dobrych manier. Oscarowy wieczór spędził ze znajomymi w barze na nowojorskiej Green Village, a zamiast wspomnień z czerwonego dywanu zostało mu uwielbienie milionów fanek i tytuł najgorętszego chłopaka w „Fabryce Snów”. Złośliwi nadali mu nawet przydomek „boski Leo”.