search
REKLAMA
Esej

Książka a film #7 – JA, OLGA HEPNAROVA

Karolina Nos-Cybelius

17 stycznia 2017

REKLAMA

Czy nie lepiej zrobilibyśmy wszyscy,
nie próbując rozumieć, przyjmując jako fakt,
że żaden człowiek nigdy nie zrozumie drugiego.

Graham Greene, Spokojny Amerykanin

 

Ja, Olga Hepnarova w reżyserii Petra Kazdy i Tomáša Weinreba to film zainspirowany książką non-fiction autorstwa Romana Cílka. Reportaż po raz pierwszy opublikowano w Czechach w 2001 roku. Polskie wydanie pojawiło się w księgarniach w minionym roku nakładem Wydawnictwa Afera. Dramat nakręcony w polskiej koprodukcji jest, podobnie jak książka, próbą rekonstrukcji biografii ostatniej kobiety straconej w Czechach (wówczas Czechosłowacja) na karę śmierci.

Chyba nikt z oczekujących na polską premierę widzów nie miał wątpliwości, że Ja, Olga Hepnarova będzie filmem wyjątkowym. Po pierwsze ze względu na kontrowersyjną tematykę, po drugie dlatego, że to jedna z tych historii, w stosunku do których używa się utartego i od lat tracącego siłę oddziaływania zwrotu „zdarzyła się naprawdę”. Książkę Romana Cílka niełatwo przenieść na ekran, dlatego spodziewałam się, że struktura i kompozycja filmu może – a nawet musi – różnić się od literackiego pierwowzoru. Dzieło czeskiego reportażysty i prozaika to książka dokumentalna, na którą składają się rozmowy ze znajomymi, współpracownikami i członkami rodziny Olgi Hepnarovej, a także świadkami dramatycznego zdarzenia z lipca 1973 roku; korespondencja Olgi Hepnarovej; dokumentacja medyczna, ekspertyzy psychologiczne, fragmenty dokumentów sądowych etc. Zrobić z tego dobry film fabularny to duże wyzwanie. Mimo pewnej wybiórczości wątków i drobnych zmian filmowa Ja, Olga Hepnarova to obraz wierny reportażowi Cílka. Bardzo dobry, ale specyficzny film, który na pewno nie każdemu się spodoba.

Reportaż książkowy i quasi-reportaż filmowy

Pierwsza wyraźna zmiana względem książkowego oryginału jest widoczna już na początku. Twórcy filmu pominęli prolog, z którego poznajemy suche fakty na temat tragicznego zdarzenia z 10 lipca 1973 roku. Autor książki umieszcza na początku relację z tego feralnego dnia, kreśli topografię miejsca oraz umieszcza ów przełomowy dla historii dzień w nieco szerszym kontekście. Prolog otwierają słowa „nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii”. Ten frazes jest przekorny i ironiczny, ponieważ, jak się wkrótce przekonamy, były sygnały, których jednak nikt nie dostrzegł… W dalszej części książki Cílek cofa się do okresu dojrzewania Olgi Hepnarovej, stara się zrekonstruować życiorys młodej kobiety, wplatając w narrację relacje osób trzecich, obszerne cytaty z listów i dostępnej dokumentacji. Ta zbieranina archiwaliów prowadzi czytelnika aż do samego końca. Wyroku i jego rychłego wykonania. Egzekucji Olgi Hepnarovej.

Ja, Olga Hepnarova w reżyserii Kazdy i Weinreba ma uproszczoną kompozycję, twórcy zrezygnowali z prologu i przedstawili chronologicznie losy tytułowej bohaterki. Film otwiera symboliczna, a zarazem bardzo wymowna scena. Olga Hepnarová stoi przed lustrem, długo wpatruje się we własne odbicie i nagle wymiotuje… Jesteśmy w centrum Pragi. W domu, który zamieszkuje czworo ludzi, ojciec, matka i dwie wkraczające w dorosłość córki. Mieszczańska dysfunkcyjna rodzina doby socjalizmu. Nie jedzą wspólnych posiłków, nie rozmawiają ze sobą, schodzą sobie nawzajem z drogi. O b c y  ludzie. Właśnie tu dorasta Olga Hepnarová. Widzimy ją siedzącą przy dużym biurku. Pali papierosa i pisze list. Z offu dobiegają wypowiadane beznamiętnym głosem słowa notowane na papierze.

Właśnie te listy adresowane do znajomych, a także do lekarzy i psychiatrów leczących – a właściwie nieleczących, twierdzących, że dziewczyna jest całkiem zdrowa – Olgę, powinny kogoś zaalarmować. Ich czujność powinien wzmóc też pożar wywołany przez dziewczynę w domku letniskowym jej rodziców. Ale Olga była jak niewidzialna. Nikt się nią nie interesował, nie przejmował jej dziwactwami. Wątek pożaru, dość dokładnie opisany w reportażu Cílka, został w filmie pominięty (wspomina się go tylko krótko podczas rozprawy sądowej). Twórcy inaczej rozłożyli też akcenty, jeśli chodzi o zilustrowanie związków bohaterki z kobietami i mężczyznami.

Nadbudową w stosunku do książkowego pierwowzoru są mocno wyeksponowane wątki romansów Hepnarovej z kobietami. W reportażu jedynie zasygnalizowano biseksualizm Hepnarovej, nie wdając się w szczegóły, natomiast w filmie nie brakuje odważnych scen erotycznych, w których tytułowa bohaterka przejmuje inicjatywę i wchodzi w męską rolę. Na ekranie widzimy Olgę z Jitką (Marika Šoposká) i Cyganką Mariką (Malwina Turek). Sceny zbliżeń między kobietami są długie, twórcy filmu bez pruderii pokazują właściwie cały akt miłosny.

Z reportażu Cílka dowiemy się, że Hepnarová fantazjowała, że jest mężczyzną, nie umiała osiągnąć satysfakcji seksualnej w relacji z płcią przeciwną, jedynie zbliżenie z kobietą dawało jej częściowe spełnienie. W filmie okrojono mocno rozbudowany w reportażu wątek związku Olgi Hepnarovej z Mirosłavem D. (Martin Pechlát). Związku niezwykłego, opartego bardziej na przyjaźni i pokrewieństwie dusz niż na miłości i pociągu fizycznym. Cílek przytacza obszerne fragmenty korespondencji tej nietypowej pary z czasów, gdy Olga przebywała już w areszcie, a potem więzieniu. Mirosław D. nazywał ją swoją narzeczoną, pisał o wspólnej przyszłości, budowie domu, rodzinie. Olga była mniej wylewna, mówiła o nim “przyjacielu” i trzymała mężczyznę na dystans. Ich relacja nie wybrzmiewa w filmie tak, jak w książkowym pierwowzorze. Dodatkowo trzydziestoletniego Mirosława D. zagrał aktor po czterdziestce, który według mnie nie bardzo pasuje do tej roli.

Czeski film to skrócona wersja opowieści Cílka, która – jak zauważył sam autor – „ma z punktu widzenia ogólnie przyjętych zasad schematu fabularnego dość duży mankament: bez przerwy coś się tu powtarza”. Film fabularny Kazdy i Weinreba ma zupełnie inną poetykę od literackiego reportażu Cílka, a jednocześnie ma w sobie coś z dokumentu i reportażu. Obraz ten ma za zadanie pokazać pewien fragment rzeczywistości, naszej historii, a jego twórcy dążą do bezstronności, obiektywizmu, rejestrowania zamiast ferowania wyroków. Jest tylko jedna zasadnicza różnica pomiędzy reportażem Cílka a quasi-reportażem reżyserskiego duetu Kazda/Weinreb. Autor książki Ja, Olga Hepnarová pokazuje ten sam wycinek rzeczywistości kolejno z różnych perspektyw, natomiast w filmie Ja, Olga Hepnarova to tytułowa bohaterka jest w centrum i to jej oczyma zdajemy się obserwować świat.

Ja!

Odczucia, wrażenia, wnioski i interpretacje osób postronnych znikają, w ich miejscu jest Olga, Olga i jeszcze raz Olga. A mimo tego nadal nie wiadomo, jaka naprawdę była. Odpowiedzi nie daje książka, nie daje jej też film. Wyłania się z nich konkretny portret zagubionej i zwichrowanej kobiety, ale na ile jest on prawdziwy, a na ile stanowi efekt autokreacyjnych zabiegów samej Hepnarovej?

Nazywała siebie ofiarą bestialstwa, ale czy rzeczywiście nią była? Z pewnością demonizowała swoją rodzinę, hiperbolizowała też cierpienia, których miała doświadczyć ze strony społeczeństwa. Bita, opluwana, obrażana, ignorowana… a może  przewrażliwiona?

W filmie znalazło się miejsce dla legendarnych już dziwactw Hepnarovej, jak publiczne obnażanie się czy absurdalne wywieszanie prania podczas ulewy, zabrakło natomiast opisywanego w książce makabrycznego trofeum, które służyło Hepnarovej jako nietypowe oświetlenie samochodowe. Kobieta woziła w aucie spreparowaną ludzką czaszkę, która w oczodołach miała czerwone żarówki… Pierwsza myśl, jaka się nasuwa, jest taka, że dziewczyna miała nie po kolei w głowie… albo… prowokowała. Może były to teatralne gesty, jej zdaniem wyrafinowane ekscesy.

Avatar

Karolina Nos-Cybelius

REKLAMA