Książka a film #17 – Hrabia Monte Christo

Hrabia Monte Christo (1975)
Nie wiem, na której postaci z powieści Dumasa wzorowano hrabiego Monte Christo z tej adaptacji, ale nie na hrabim Monte Christo. Dopóki był Edmundem Dantèsem, nie budził moich większych zastrzeżeń. Ale jako hrabia był koszmarny. Powinien być miły, dobrze ułożony, nawet jeśli czasami złośliwy, tymczasem tutaj traktuje wszystkich z góry, lekceważąco. Rzuca także płaszczem w służącego – Dumas spadłby z krzesła, gdyby to zobaczył. Nikt nie zadbał również o to, by pokazać, jak Monte Christo odnajduje się w tym środowisku; bohaterowie często wspominają, że jest dziwny i ekscentryczny, ale nikt nie pokazuje, na czym polega ta dziwność i ekscentryczność. Widz musi uwierzyć na słowo, że hrabia jest taki a taki.
Podobne wpisy
Jego zemsta wygląda z kolei tak, jakby scenarzysta Sidney Carroll wypisał sobie wydarzenia z książki, napisał wyrwane z kontekstu scenki, a potem losowo poukładał je w scenariuszu. Innymi słowy, wziął to, co w powieści było najciekawsze, uprościł to i maksymalnie spłycił. Monte Christo na przykład wyciąga tajemnicze stare papiery na zawołanie niczym magik króliki z kapelusza, po czym podaje je losowemu mężczyźnie, o którym w zasadzie niczego nie wiemy, bo wystąpił wcześniej w jednej scenie, i to pod innym, fałszywym nazwiskiem. W takiej sytuacji trudno się przejąć i emocjonować zemstą hrabiego.
Gwoli ścisłości scenarzysta próbował przemycić odrobinę przesłania Dumasa do filmu, ale wyszło mu to fatalnie, ponieważ poprzesuwał wydarzenia czasowo i porozkładał akcenty inaczej niż pisarz. Dlatego w chwili, gdy Dantès mówi Mercedes: „Wypełniłem zemstę, ale jestem zagubiony”, wygląda nie jak dręczony wątpliwościami anioł zemsty, tylko jak szesnastoletni chłopiec, który przyszedł do ukochanej wyżebrać przebaczenie, bo zorientował się, że może pociągnął ją za warkocz o jeden raz za dużo.

Jest w tej adaptacji bardzo dużo frustrujących szczegółów; na niektóre mogę przymknąć oko, bo to jednak film telewizyjny. Wybaczam uproszczenia i ograniczenia budżetowe (ostatecznie mogę nawet wybaczyć tę okropnie sztuczną białą perukę Chamberlaina i rudą Katalonkę), nie wybaczam natomiast braku płynności między wydarzeniami i deus ex machina.
Hrabia Monte Christo (2002)
W tej ekranizacji hrabia bardziej przypomina siebie. Jim Caviezel, choć nie jest najlepszym aktorem na świecie (nie każdy może być Garym Oldmanem), ma wystarczająco dużo talentu i charyzmy, by doskonale sobie poradzić. Caviezelowi pasuje mroczna przeszłość, tajemnicza teraźniejszość i lekko posępny wyraz twarzy. Wygłasza dwuznaczne kwestie – jak na przykład „Jestem przekonany, księżno Mondego, że za tydzień nie będziesz pamiętać mojego imienia” – a jego nienaturalne chwilami zachowanie wykorzystano do tego, by równocześnie zasygnalizować widzom, że hrabia właśnie odgrywa jakąś rolę, i pokazać, że bohaterowie wokół niego odbierają go jako ekscentryka.
Jeszcze kilka rzeczy można uznać za plus. Pokazano, jak Monte Christo zarzuca sieci na swoich przeciwników. Stoi cichaczem w drzwiach, wydaje rozkazy, wymienia nazwiska, omawia plany. Postacie są lepiej rozpisane, wrogów hrabiego można rzeczywiście znienawidzić, szczególnie Fernanda Mondego (Guy Pearce), który fatalnie traktuje żonę Mercedes (Dagmara Dominczyk) i syna Alberta (młodziutki Henry Cavill). I widać także przepych – bohaterowie mieszkają w dużych zamkach, spotykają się w przestronnych pomieszczeniach, siedzą przy obficie zastawionych stołach, a hrabia spektakularnie przylatuje na swój taras balonem.
Podobne wpisy
Wycięto niestety sporo interesujących wątków, historii i postaci, które kilkakrotnie krzyżowały hrabiemu plany, ciekawsze zresztą chwilami niż te pojawiające się w filmie; ale co najgorsze, Hollywood nie mogło się obejść bez typowego dla siebie zakończenia. Rozmija się tak bardzo z przesłaniem Dumasa, jak to tylko możliwe. Film Kevina Reynoldsa zaczynał wyglądać jak względnie dobra adaptacja… ale tylko do tego momentu.
Istnieją też oczywiście inne ekranizacje; kiedyś udało mi się na przykład dotrzeć do serialu z 1998 roku. Tyle że tam hrabiego, posępnego, ale dystyngowanego i przystojnego mężczyznę, grał Gérard Depardieu… W każdym razie – scenarzyści uporczywie zmieniają wydźwięk historii Dumasa, ignorując to, co w niej najlepsze i najciekawsze. Uwielbiam książki, lubię filmy i zawsze chętnie oglądam adaptacje, potrafię im dużo wybaczyć, ale właśnie pod warunkiem, że przesłanie pozostaje takie samo. Póki co nikt jeszcze temu nie podołał. Niestety Aleksander Dumas ma strasznego pecha do ekranizacji – podejrzewam, że gdyby zobaczył którąkolwiek adaptację Trzech muszkieterów, prawdopodobnie sam wyruszyłby pomścić swoich bohaterów.
Przy ekranizacjach Hrabiego… biorę zawsze poprawkę na to, że powieść liczy sobie tysiąc stron – a przynajmniej to trzytomowe wydanie, które stoi u mnie na półce i próbuje się nie rozpaść od zaczytania. Niestety nawet z taryfą ulgową większość filmów nie potrafi wykorzystać potencjału tej powieści. Marzy mi się dobry, solidny serial, który oddałby sprawiedliwość bohaterom Dumasa. Przecież to romans, zdrada, sprawiedliwość, śmierć, zemsta, pojedynki i dylematy moralne – nic, tylko ekranizować…