Książka a film #16 – NOSTALGIA ANIOŁA
Mam z Nostalgią anioła pewien problem. Wbrew wszelkim negatywnym komentarzom film Petera Jacksona uważam za całkiem udany – jasne, nie jest to poziom, do jakiego przyzwyczaił nas nowozelandzki reżyser, ale mimo wszystko świetnie wczuł się w tematykę, która była dla niego czymś zupełnie nowym. Dla mnie zresztą też, gdyż do lektury skłoniła mnie tylko i wyłącznie ekranizacja. Długo się zbierałem, podchodziłem do książki przynajmniej trzy razy i ostatecznie nie przekonała mnie ona o swej niepodważalnej wyższości. Nadal stoję więc na stanowisku, że wcale nie jest z filmową Nostalgią anioła tak źle, jak można by wywnioskować z rozmów z fana(tyka)mi powieści Alice Sebold. To po prostu dwa różne spojrzenia na tę samą historię.
To zapewne kwestia kolejności, w jakiej zapoznałem się z wysnutą przez Alice Sebold opowieścią. Zaczynając od książki, prawdopodobnie byłbym bardziej krytyczny wobec filmu, ale nie jestem też zwolennikiem przenoszenia literatury na ekran w stosunku 1:1. Najważniejszy jest dla mnie fakt, że – choć nie ustrzeżono się wad – Nostalgia anioła Jacksona mocno zapadł mi w pamięci. Zaważyły na tym trzy elementy: ciekawa koncepcja (oczywiście zasługa pisarki), promocja gwałtu This Mortal Coil na Song to the Siren Tima Buckleya (kwestia gustu) oraz cudna Saoirse Ronan, w której po raz pierwszy dostrzegłem blask wschodzącej gwiazdy filmowej.
Historia opowiadana z perspektywy osoby zmarłej, która zatrzymała się gdzieś między Niebem a Ziemią i obserwuje poczynania swoich najbliższych, to może nie najświeższa z możliwych koncepcji, ale szczegóły (jak choćby fakt, że mowa o 14-letniej dziewczynce) oraz nakierowanie przede wszystkim na uczucia i walkę o zachowanie rodzinnego ciepła (nie zaś pogoń za mordercą) sprawiają, że nawet Patrick Swayze i Demi Moore wymiękają ze swym spirytystycznym love story. Dzięki temu przymknąłem oko na wykorzystanie tej przeklętej, zakorzenionej w latach 80. wersji utworu jednego z czołowych bardów Ameryki, zresztą całość i tak zupełnie przyćmiła tu młodziutka Brytyjka, której karierę po dziś dzień uważnie śledzę i szczerze podziwiam staranność, z jaką dobiera kolejne role i rozważnie buduje swoją karierę.
Nostalgia anioła spodobała się filmowcom już na etapie skryptu. Rozmowy o ekranizacji rozpoczęły się na dwa lata przed publikacją – jak się później okazało – bestsellerowej powieści. Czas jednak płynął, a film nie powstawał. Dopiero siedem lat po premierze książki zebrano pokaźny budżet (ponad 60 milionów dolarów) i świetną ekipę, która miała zmierzyć się ze bardzo dobrze przyjętym dziełem Alice Sebold.
Ponad trzystustronicową powieść rozpoczynamy 6 grudnia 1973 – w dniu, kiedy 14-letnia Susie Salmon zostaje zgwałcona i brutalnie zamordowana przez swojego sąsiada George’a Harveya. Wszystko to dzieje się w pierwszym rozdziale, po którym następuje “chaos kontrolowany” – z jednej strony obserwujemy rodzinę Susie przez kolejnych kilka lat, jak na dłoni widząc emocje miotające każdym z jej członków i ich własne sposoby na poradzenie sobie z traumą, z drugiej zaś co chwila przeskakujemy do różnych wspomnień denatki. Do tego układu trzeba przywyknąć – osobiście przez pierwsze pięćdziesiąt stron trochę się męczyłem. Podobnie dzieje się też z ostatnią setką. O ile w początkowej fazie można nieregularne przeskoki uznać za próbę oddania szoku i roztrzęsienia zamordowanej narratorki, o tyle końcówka zdaje się dopowiadać kolejne rzeczy, byle nie dobrnąć do finału – tempo wyraźnie spada po tym, jak Lindsey (siostra Susie) znajduje notes pana Harveya, a w nim szkic podziemnej pułapki, w której zginęła główna bohaterka. U Jacksona tego nie uświadczymy.
W filmowej wersji tej historii także zaczynamy od wzmianki o morderstwie – informuje nas o tym pełniąca rolę narratorki Susie. Zanim jednak dane jest nam zobaczyć zajście na oddzielającym szkołę od osiedla polu kukurydzy, reżyser przedstawia nam relacje rodzinne jeszcze za życia granej przez Saoirse Ronan dziewczynki. Innymi słowy – układa wydarzenia książkowe w kolejności chronologicznej. Można się spierać, czy to dobry ruch ze strony odpowiedzialnego za scenariusz tria Jackson/Walsh/Boyens, ale postawienie na prostotę było celowym zagraniem – Nostalgia anioła miała bowiem trafić do jak największego grona widzów. To jednak nie do końca się udało.
Po premierze filmu fani powieści Alice Sebold wieszali na Peterze Jacksonie psy. Nowozelandczyk obrywał przede wszystkim za pozbycie się wielu wątków pobocznych, co mocno spłyciło książkowy przekaz. Ale czy słusznie?