KRYMINALNI. TRYPTYK ŚLĄSKI, czyli Grabarz, Wampir, komisarz Zawada i efekt Mandeli

W poprzednim odcinku #3: KRYMINALNI. Tryptyk śląski, czyli Grabarz, Wampir z Zagłębia, komisarz Zawada i efekt Mandeli
Może seriale stacji TVN doskonale wpisują się w polską telewizyjną mizerię, jaką raczeni są widzowie, natomiast te trzy odcinki Kryminalnych powinno się pokazywać kolejnym twórcom jako przykład, że nawet w obrębie przeciętnej produkcji zawsze można znaleźć dla siebie przestrzeń, by stworzyć małe dzieło sztuki.
Efekt Mandeli
Zacznę od drobnej prywaty – zauważyłem, że w związku z emisją Tryptyku śląskiego, zdecydowanie najlepszych odcinków Kryminalnych, doszło do powstania tzw. efektu Mandeli. Aż do 2020 roku wierzyłem, że premiera pierwszego z trzech odcinków została przerwana przez informację o śmierci papieża Jana Pawła II. Jeszcze kilka dni temu kolega napisał do mnie o niedawnej rocznicy tych odcinków, również wspominając szczególne okoliczności, w jakich przyszło mu je oglądać. Zapoznałem się jeszcze z kilkoma opiniami ludzi, którzy byli wręcz przekonani o tym, że pierwsza część Tryptyku śląskiego została pokazana widowni w dniu 2 kwietnia 2005 roku.
Czym można uzasadnić ten efekt Mandeli, tzn. powstanie fałszywej zbiorowej pamięci, w której doszło do połączenia tych dwóch wydarzeń? Na pewno wszystkie wspomniane wyżej osoby miały co najwyżej 12–14 lat w trakcie oglądania tego odcinka, toteż po tak długim czasie pewne wspomnienia mogły się mocno zatrzeć. Mimo to jest coś symptomatycznego w tym, że akurat ta historia spośród wielu opowiedzianych w Kryminalnych nawet do dzisiaj rezonuje w widzach.
Bez wyrzutów sumienia
Trzeba się zatem cofnąć do roku 2006, czyli tego właściwego momentu, w którym doszło do emisji trzech odcinków składających się na Tryptyk śląski, żeby zrozumieć ich fenomen. Na Węgrzech rządzili jeszcze socjaliści, w Polsce wicepremier Roman Giertych wprowadził mundurki do szkół, Oscara za najlepszy film otrzymało Miasto gniewu, nagrody Emmy zaś dostały seriale The Office oraz 24 godziny. Dla mnie, jako trzynastolatka w tamtym czasie, telewizja niewiele oferowała, a internet jeszcze nie był tak przerażający oraz utopijny jednocześnie, jak w chwili obecnej.
W związku z powyższym człowiek nie miał zbyt dużych wymagań, zwłaszcza że, jak to bywa w polskiej rodzinie – to ojciec odpowiadał za wieczorny repertuar. Dzierżył pilot do telewizora w dłoni, a każde kliknięcie przycisku było kolejnym wydawanym rozkazem. W takich okolicznościach poznałem Kryminalnych, flagowy okręt serialowej ofensywy stacji TVN, który w swoich najlepszych czasach przyciągał naprawdę sporą rzeszę widzów przed telewizory. Myślę, że trudno byłoby w tamtej rzeczywistości znaleźć osobę, której chociażby nie obiło się o uszy, że w sobotnie wieczory Polska śledzi losy warszawskich komisarzy policji Adama Zawady, Marka Brodeckiego oraz Barbary Storosz.
Nie ma co owijać w bawełnę – to nie był dobry serial, chociaż dobrze się go oglądało. Abstrahując od mojego młodego wieku, mam wrażenie, że jak na tamte czasy Kryminalni oferowali całkiem sprawnie zrealizowaną rozrywkę, na ekranie przewinęło się mnóstwo popularnych aktorów, muzyków i innego rodzaju celebrytów, a na dodatek udało się twórcom dobrze dobrać osoby wcielające się w głównych bohaterów, czuć było bowiem tę mityczną chemię między nimi. Kryminalne procedurale w polskiej telewizji były chlebem powszednim, na których tle Kryminalni nie wyróżniali się ani brutalnością, ani przedstawianiem pomysłowych morderstw i zawiłych łamigłówek. Poza wspomnianymi wyżej protagonistami żaden element TVN-owskiego serialu nie wyróżniał się w żaden sposób, a mimo to można to było oglądać bez wyrzutów sumienia.
Gnossienne no 3
Tryptyk śląski wyróżnia się pozytywnie na tle pozostałych odcinków. Zmiana miejsca wydarzeń z Warszawy na Śląsk, głównie Katowice, wyszła produkcji na dobre. Co jednak najważniejsze, reżyserujący całość Maciej Pieprzyca w wyjątkowy sposób skupił się na kreacji poszukiwanego mordercy. Przypomnijmy: Tryptyk śląski opowiada o Grabarzu, brutalnym przestępcy porywającym kobiety, a następnie zakopującym je żywcem w ziemi. Pieprzyca prawie przez cały pierwszy odcinek regularnie pokazuje na ekranie mężczyznę, aczkolwiek do samego końca tej części trzyma jego twarz w tajemnicy. Słyszymy jego głos, przyjazny i delikatny, widzimy go w pracy, gdy jako fotograf rozmawia ze swoimi klientami, obserwujemy go także przy tworzeniu trumien, do których za chwilę wsadzi kolejną ofiarę. Reżyser oczywiście koncentruje się również na śledztwie, aczkolwiek bez wątpienia to morderca jest dla niego znacznie bardziej interesującą osobistością, przez której pryzmat chce opowiedzieć o krzywdach z przeszłości, zbrodni i braku kary, religijnym opętaniu, fatum i szaleństwie, a także o ludziach, którym przyszło toczyć walkę ze złem.
Upiorny klimat produkcji został zbudowany na fenomenalnym utworze Erika Satiego – Gnossienne no 3. Za dzieciaka ta charakterystyczna melodia mnie przerażała, ale nawet teraz, wiele lat później, uważam, że jest ona wołaniem z samego dna ludzkiego smutku i samotności. Gdyby nie utwór Satiego, zapewne Tryptyk śląski nie byłby tak ciepło po latach wspominany.
Coś więcej niż kolejny odcinek
Bez wątpienia Tryptyk śląski był najambitniejszym przedsięwzięciem w uniwersum Kryminalnych. Pieprzyca świetnie poprowadził historię przez meandry ludzkiego szaleństwa, ale także zatajone zakamarki przeszłości, gdy w drugim odcinku wyraźnie nawiązał do historii Wampira z Zagłębia. To zresztą drugie podejście twórcy do tego tematu. W 1998 roku powstał jego dokument Jestem mordercą…, w którym przedstawił informacje świadczące o tym, że niewłaściwa osoba została skazana na śmierć za morderstwo czternastu kobiet.
Z tego powodu Tryptyk śląski jest czymś więcej niż tylko kolejnym odcinkiem serii. To przede wszystkim kolejna próba rozliczenia się z mitem Wampira z Zagłębia, polegająca na stworzeniu pretekstu – wymyśleniu fikcyjnej postaci nawiązującej swoimi mordami do osławionego poprzednika – by powrócić do prawdziwej historii i zamknąć ją na nowo, tym razem już zgodnie z prawdą. Świadczy o tym zwłaszcza jedna z ostatnich scen trzeciego odcinka, gdy dochodzi do symbolicznego pojednania córki niesłusznie skazanego mężczyzny z synem milicjanta, który odpowiadał za źle poprowadzone śledztwo.
Wracając jeszcze do Grabarza – warto docenić Pieprzycę, jak, zachowując wszelkie proporcje, starał się osadzić tę postać w filmowym kryminalnym imaginarium. A to w pierwszym odcinku ciekawie rozświetlał jego sylwetkę, gdy twarz była zasłonięta, często skupiał się na dłoniach Grabarza, jak gdyby to był morderca żywcem wyjęty z jakiegoś włoskiego filmu giallo. Z kolei w drugim odcinku skupił się na pokazaniu przeszłości mordercy, czasach, w jakich przyszło mu dojrzewać, rodziny, przez którą został wielokrotnie i nieodwracalnie zraniony. Z przedstawionej historii jasno wynika, że demony mogą dojrzewać tuż za ścianą – uśmiechnięte, zawsze pomocne, niezdradzające po sobie morderczych instynktów, tylko czekające na dogodną okazję, by zaatakować.
Oczywiście Tryptyk śląski nie jest wolny od wad, można ich nawet sporo wymienić, ale to po tylu latach nie ma już żadnego znaczenia. Według mnie warto wracać do tych trzech odcinków Kryminalnych, ponieważ są one dowodem na to, że nawet w mainstreamowej telewizji pojawiały się ambitne próby stworzenia bardziej zajmujących historii. Dzieło Pieprzycy nie jest li tylko kryminałem, ale przede wszystkim opowieścią o skrzywdzonym chłopaku pragnącym zniszczyć cały świat, by wreszcie znaleźć ukojenie.