KONSEKWENCJE ROZPĘTANIA PIEKŁA. Historia odrzuconego soundtracku do filmu HELLRAISER: WYSŁANNIK PIEKIEŁ
O tym, jak ważna jest muzyka w filmach grozy, przekonują liczne przykłady: przeszywające smyczki Bernarda Herrmanna w Psychozie, niepokojąca kołysanka Krzysztofa Komedy w Dziecku Rosemary, lodowate dźwięki Johna Carpentera w Halloween, przerażające utwory Krzysztofa Pendereckiego w Lśnieniu, elektroniczne pulsacje Tangerine Dream w Twierdzy i minimalistyczne kompozycje Philipa Glassa w Candymanie. Niewiele brakowało, żeby do tego grona dołączyła grupa Coil z soundtrackiem do Wysłannika piekieł. Dlaczego tak się nie stało?
Blues świńskiej krwi
W połowie lat 80. Stephen Thrower – ówczesny członek grupy Coil, obecnie ekspert w dziedzinie historii horroru i autor książek Beyond Terror: The Films of Lucio Fulci oraz Murderous Passions: The Delirious Cinema of Jesús Franco – pracował w londyńskiej księgarni „Forbidden Planet”. Nie był to typowy sklep z książkami, bo zamiast bestsellerów sprzedawano tam głównie komiksy, powieści z gatunku pulp fiction, horrory i fantastykę naukową. Z uwagi na specyficzny asortyment „Forbidden Planet” stało się miejscem spotkań wielbicieli tego rodzaju literatury. Pewnego dnia w księgarni pojawił się Clive Barker – były dramaturg, który niedawno zadebiutował jako prozaik zbiorami opowiadań pod wspólnym tytułem Księga krwi. Thrower przedstawił się Barkerowi jako fan twórczości pisarza (najbardziej cenił homoerotyczne opowiadanie Blues świńskiej krwi o kulcie ofiarnym w poprawczaku dla chłopców). Od razu się polubili i wkrótce zostali przyjaciółmi.
Thrower i Barker spędzili wiele wieczorów na dyskusjach, zanim pierwszy zaznajomił drugiego z twórczością Coila. Kiedy pisarz usłyszał album Scatology, był szczególnie zachwycony utworami Cathedral in Flames i The Sewage Workers Birthday Party. Po latach Barker wspominał, że w pewnej chwili musiał wyłączyć płytę, ponieważ muzyka przyprawiła go o skręt kiszek – wyraz najwyższego uznania w ustach twórcy krwawych horrorów. Barker szybko znalazł też wspólny język z założycielami zespołu, Johnem Balance’em i Peterem Christophersonem. Podczas pierwszej wizyty w ich domu przy Beverly Road w Londynie, Barker zainteresował się kolekcją magazynów z gejowską pornografią. Jego uwagę zwróciło podziemne czasopismo „Piercing Fans International Quarterly” ze zdjęciami śmiałych sadomasochistycznych aktów oraz ekstremalnych modyfikacji ciała, takich jak piercing narządów płciowych, skaryfikacja, a nawet rozszczepianie prącia.
Powrót z piekła
Zawartość magazynów z kolekcji Balance’a i Christophersona zrobiła ogromne wrażenie na pisarzu, który w tamtym okresie pracował nad nowelą zatytułowaną Powrót z piekła. Wizerunki okutanych w skórzane uniformy, spętanych łańcuchami, poprzebijanych gwoździami i ćwiekami ludzi pogrążonych w perwersyjnej ekstazie wywołanej mieszanką bólu i erotycznej rozkoszy, stały się źródłem wielkiej inspiracji przy tworzeniu postaci Pinheada i innych Cenobitów występujących w Powrocie z piekła. Warto w tym miejscu dodać, że dziś popularny i akceptowany społecznie piercing był w latach 80. – szczególnie w swej skrajnej, sadomasochistycznej i genitalnej formie – tematem tabu. Magazyny, które Barker znalazł w domu członków Coila, nie były powszechnie dostępne w kioskach i aby je zdobyć, trzeba było namierzyć odpowiednio zaopatrzony sex shop. W niektórych krajach tego rodzaju prasa była uważana za obsceniczną i konfiskowana przez celników.
W listopadzie 1986 roku Powrót z piekła ukazał się w trzecim tomie antologii Night Visions. Niemal w tym samym czasie ruszyły zdjęcia do filmowej adaptacji noweli. Rozczarowany filmem Król Trupiogłowy – poprzednią ekranizacją swej prozy – Barker sam napisał scenariusz i stanął za kamerą. Pieniądze na budżet w wysokości 900 tysięcy dolarów wyłożyła należąca do Rogera Cormana firma New World Pictures. Barker zaproponował członkom Coila stworzenie ścieżki dźwiękowej (mieli już na koncie muzykę do Anielskich rozmów Dereka Jarmana) i zasugerował, żeby brzmiała ona jak połączenie dwóch skrajności: melancholijnych tematów Pino Donaggio z Carrie i przerażającego soundtracku Tobego Hoopera i Wayne’a Bella z Teksańskiej masakry piłą mechaniczną. Balance, Christopherson i Thrower przekazali Barkerowi kasetę z niepublikowanymi utworami, aby mógł ją włączać na planie filmowym, i rozpoczęli pracę nad właściwą muzyką.
Sadomasochiści z zaświatów
Kiedy efekty specjalne pochłonęły znaczną część budżetu Sadomasochistów z zaświatów (tak brzmiał roboczy tytuł filmu), Barker zwrócił się do New World Pictures o dofinansowanie projektu. Decydenci zaoferowali więcej pieniędzy i skierowanie obrazu pierwotnie przeznaczonego na rynek wideo do dystrybucji kinowej, ale postawili kilka warunków: zmiana tytułu, rezygnacja z usług Coila oraz akceptacja nowego, wybranego przez wytwórnię kompozytora ścieżki dźwiękowej. Barker zgodził się na wszystko i w ten sposób zaangażowano Christophera Younga, autora muzyki m.in. do drugiej części Koszmaru z ulicy Wiązów. Tymczasem członkowie Coila zdążyli przygotować co najmniej dziewięć wstępnych szkiców. Gdy dowiedzieli się o zerwaniu współpracy, nie kryli rozczarowania. „W tym momencie Barker tak naprawdę sprzedał swoją duszę, podpisał się własną krwią na wykropkowanej linii” – mówił rozgoryczony Balance. „Wziął kasę i zrobił karierę, a my nie”.
Ścieżka dźwiękowa Coila ujrzała jednak światło dzienne: w 1987 roku ukazała się płyta The Unreleased Themes for Hellraiser (kolejne wznowienia pod tytułami Hellraiser Themes oraz The Consequences of Raising Hell). Niestety w późniejszych latach Barker – być może mszcząc się za słowa Balance’a o zaprzedaniu swojej duszy – umniejszał udział grupy w całym przedsięwzięciu; kiedy wspominał proces tworzenia filmu na łamach „Guardiana”, utrzymywał, że wygląd Pinheada skrystalizował się po wizycie w amerykańskim klubie S&M i nawet słowem nie wspomniał o magazynach z kolekcji Balance’a i Christophersona. Wystarczy jednak sięgnąć po relacje świadków w książce England’s Hidden Reverse: A Secret History of The Esoteric Underground Davida Keenana i wywiad ze Stephenem Throwerem dla magazynu „The Quietus”, aby przekonać się, że gdyby nie Coil, Wysłannik piekieł i jego literacki pierwowzór wyglądałyby zupełnie inaczej.