search
REKLAMA
Seriale TV

KONFLIKT: BETTE I JOAN. Recenzja pierwszego sezonu

Kornelia Farynowska

25 kwietnia 2017

REKLAMA

I z drugiej strony mamy właśnie krytykę Hollywood, tego, jak traktuje kobiety, jak niszczy ich pewność siebie. Producenci uważają, że Davis i Crawford są za stare, więc nie chcą ich zatrudniać, chociaż widzowie je uwielbiają. Nie ma dla nich ról – mogą wystąpić w filmie na pięć minut, zagrać babcię dwudziestoparoletniej gwiazdy grającej główną bohaterkę. Gdy przychodzą z własnym pomysłem, jeden producent chciałby nakręcić to z młodszymi, seksownymi aktorkami, a drugi przerobiłby scenariusz tak, by całość była opowiedziana à la Okno na podwórze Alfreda Hitchcocka, z punktu widzenia młodej sąsiadki. Krytyka Hollywood, które wykorzystuje kobiecy talent, po czym go porzuca, gdy obdarzona nim aktorka się zestarzeje, jest tutaj bardzo wyraźna; niewiele mamy przecież w Hollywood kobiet powyżej sześćdziesiątki, grających ciekawe, interesujące postacie. Niewątpliwie obsadzenie w tych rolach właśnie Jessiki Lange i Susan Sarandon to również przewrotny – i jeszcze celniejszy, biorąc pod uwagę sukces produkcji – komentarz Murphy’ego w tej sprawie.

Nie znaczy to, że rywalizacja między Bette Davis a Joan Crawford nie jest w serialu obecna albo jej rola zmarginalizowana. Scenarzyści wykorzystują tylko część z ich kłótni, ale dzięki nim pokazują, jak Hollywood zyskuje na animozjach aktorek. Z tym większą przykrością widz uświadamia sobie, że kobiety w gruncie rzeczy niewiele się od siebie różniły, lecz po prostu najzwyczajniej w świecie się mijały. Jeśli któraś z nich miała akurat zły dzień, właśnie wtedy ta druga mówiła coś, co można było dwojako zrozumieć. Jeśli coś dało się zrozumieć źle, to właśnie tak to odbierały. Najczęściej są wobec siebie otwarcie agresywne, przerzucają się sarkastycznymi, dwuznacznymi wypowiedziami. Co ciekawe, serial nie zmusza nas, byśmy wybrali, po czyjej jesteśmy stronie. Zarówno Davis, jak i Crawford mają swoje za uszami: sprzeczają się, dokuczają sobie i kłócą się o nagrody zanim jeszcze skończą kręcić film.

Scenarzyści niektóre sprawy pominęli, niektóre jedynie zasygnalizowali, niektóre wątki złagodzili, jednak nie wierność wydarzeniom sprzed pięćdziesięciu lat stanowi o sile tego serialu. Do zalet, oprócz mocnego, zdecydowanego stanowiska w sprawie losu kobiet w Hollywood, można zaliczyć również klimat, drobiazgowość i reżyserię. Widać tu rozmach, staranne przygotowanie do odwzorowania czasów i dbałość o szczegóły; ekipa odtworzyła nie tylko czasy, lecz także scenografię filmów Davis i Crawford. Lange i Sarandon odegrały bowiem część scen ze starych produkcji swoich bohaterek, nie tylko z Co zdarzyło się Baby Jane?, wiernie naśladując zresztą ich manierę. Zarówno Lange, jak i Sarandon są świetnymi aktorkami, więc całość wypadła rewelacyjnie. Szkoda jedynie, że Jessica Lange miała więcej czasu ekranowego – mimo całej mojej wieloletniej sympatii do niej uważam, że gdy podtytuł serialu brzmi „Bette i Joan”, minuty należy podzielić równo między obie postacie. Nie mówiąc już o Kathy Bates, Catherine Zeta-Jones czy Stanleyu Tuccim, którzy łącznie grali może przez trzydzieści minut na przestrzeni ośmiu odcinków.

Ryan Murphy zapowiedział już, że drugi sezon skoncentruje się na związku księżnej Diany i księcia Karola. Zapowiedział również, że ma pomysł na trzeci sezon, choć nie zdradził, co planuje. Pierwszy sezon Konfliktu bywa odrobinę nierówny, jeśli chodzi na przykład o tempo historii, ale ogląda się go zarazem z przyjemnością – ze względu na jego formę oraz grę aktorską – i z przykrością – ze względu na przygnębiające, smutne przesłanie i zakończenie. Jeśli kolejne odsłony Konfliktu będą w podobny sposób budzić ambiwalentne uczucia, na trzech sezonach na pewno się nie skończy.

REKLAMA